Cena wojny. Kulisy akcji polskich przedsiębiorców z miliardami w tle
Tomasz Misiak
fot: archiwum prywatne

Zebrali 65 mln euro dla Ukrainy. "Bez reakcji Polaków, byłaby wielka tragedia"

Agnieszka Zaręba
Agnieszka Zaręba Redaktor Radia Zet
10.06.2022 10:58

Co się stanie, gdy najbogatsi polscy przedsiębiorcy stworzą zamkniętą grupę w mediach społecznościowych i zaczną tam publikować potwierdzenia przelewów ze swoich kont bankowych? Inwestor, anioł biznesu i przedsiębiorca Tomasz Misiak opowiada w podcaście „Biznes. Między wierszami” w RadioZET.pl o inicjatywie wartej 65 mln euro, ocenia sytuację ekonomiczną wywołaną przez wojnę i komentuje skuteczność sankcji gospodarczych nakładanych na Rosję.

Agnieszka Zaręba: Wybucha wojna, sytuacja na światowych rynkach staje się nieprzewidywalna, a gospodarka coraz mniej stabilna. Jeszcze żaden z krajów nie nakłada sankcji na agresora, ale już wtedy najbogatsi Polacy kontaktują się ze sobą. Okazuje się, że nie rozmawiają o tym, gdzie przenieść majątek lub uciekać w razie ataku. Ale przesyłają sobie potwierdzenia przelewów, które mają wspomóc Ukrainę w walce z rosyjskim najeźdźcą.

Tomasz Misiak: Gdy zaczęła pani opowiadać tę historię, to poczułem dreszcze, bo rzeczywiście jest ona niesamowita. Dotychczas słyszałem o tego typu działaniach jedynie z mediów i dotyczyły one odległych krajów arabskich. Gdy mówiło się, że ludzie potrafili za pomocą mediów społecznościowych skrzyknąć się i podjąć realne działania to dla mnie było wtedy coś niezrozumiałego, a teraz nasza akcja na tym właśnie się opiera.

Na początku ataku zbrojnego Rosji na Ukrainę skrzyknęliśmy się z prezesem Pracodawców RP Rafałem Baniakiem oraz prezesem CorporateConnections Ryszardem Chmurą i postanowiliśmy działać. Szybko oceniliśmy skalę problemu i zrozumieliśmy, że potrzebne będzie zaangażowanie większej liczby polskich przedsiębiorców. Wówczas założyliśmy zamkniętą grupę w aplikacji WhatsApp. We trzech zostaliśmy jej administratorami i zaczęliśmy tam zapraszać najbogatszych ludzi w kraju. Odzew był niesamowity.

Jaki jest efekt wszystkich działań po trzech miesiącach?

Wartość zorganizowanej przez nas pomocy wynosi 65 milionów euro. Środki zostały przekazane na rzecz Ukrainy w postaci finansowej oraz rzeczowej. Proszę pamiętać, że otworzyliśmy pierwsze centra recepcyjne zimą. To wyglądało tragicznie. Gdy przy niskich temperaturach przez granicę przechodziły kobiety, dzieci, osoby starsze. Często czekały na mrozie przez długie dni i godziny bez odpowiedniej odzieży. Uciekając przed bombami i rakietami pozostawiły w domach cały dobytek.

Wartość zorganizowanej przez nas pomocy wynosi 65 milionów euro

W Przemyślu uruchomiliśmy dla nich centrum recepcyjne w starym budynku o powierzchni 10 tysięcy metrów kwadratowych. W ciągu pierwszych dwóch miesięcy wojny schronienie znalazło tam ponad 130 tysięcy ludzi. Nasza reakcja była błyskawiczna i spontaniczna, ale niestety brakowało szybkich działań rządowych, międzynarodowych. Gdyby nie było reakcji biznesu oraz polskich obywateli obawiam się, że mogłaby się stać wielka tragedia. Moglibyśmy doświadczyć tego, że ci ludzie by po prostu umierali.

Kto jeszcze dołączył do tej grupy? Czy jest ona nadal aktywna?

Grupa liczy prawie 250 osób. Dołączyli do niej polscy miliarderzy i milionerzy, np. Michał Sołowow, Rafał Sonik, Rafał Brzoska, Michał Mierzejewski, Krzysztof Pawiński, Andrzej Wiśniowski, Artur Ziętek i wielu innych. Precedensowy był fakt, że każda z tych osób zaangażowała się w pomoc osobiście. Mimo prowadzenia potężnych firm nie oddelegowali do tego swoich managerów, członków zarządu czy asystentek.

Na wiele tygodni odłożyli pracę operacyjną we własnych firmach na rzecz organizowania wsparcia dla Ukrainy. Ze względów bezpieczeństwa nie informowaliśmy na zewnątrz o istnieniu i decyzjach grupy, aby transporty mogły bezpiecznie dotrzeć w wyznaczone miejsca. Pracowaliśmy od godziny 6 rano do północy. Ja w tamtym czasie nie robiłem niczego innego. Grupa nadal istnieje, pozostajemy w kontakcie, ale dziś nie działa już tak intensywnie, jak na początku.

Czy dzisiaj może pan już zdradzić, jakie dokładnie treści pojawiały się na tej grupie?

Anegdotycznie powiem, że grupa miała podwójne życie. W ciągu dnia była bardzo mocno pilnowana pod względem tego, co można na niej umieszczać. Starałem się, żeby publikowane były jedynie merytoryczne treści. Po pewnym czasie wyznaczyliśmy tzw. strefę wolną. Przypadała ona między północą a szóstą rano. W tych godzinach uczestnicy wrzucali tam także lżejsze tematy, które dawały ujście emocjom. Pojawiały się memy, komentarze, a nawet lekkie dowcipy. To był również czas na osobiste komentarze dotyczące tego, co wydarzyło się w ciągu dnia.

Jaki sposób zadziałał, aby zmobilizować polskich milionerów? Czy to prawda, że odezwał się pan do najbogatszych osób w Polsce i powiedział im, że „to nie czas, aby się krygować”, a w odpowiedzi spłynęło aż 145 przelewów?

Faktycznie, zadziałało publikowanie dowodów wpłaty na grupie. Punktem startowym była moja rozmowa z przyjacielem, który wysłał pierwszy przelew. Był to Adrian Stachura z firmy Barel Poland, która jest liderem w branży hulajnóg elektrycznych. Poprosiłem go wówczas, aby wstawił na grupę polecenie przelewu, żeby pokazać innym, że te pieniądze rzeczywiście wpłacił. Najpierw miał obiekcje, mówił, że nie chce się tym chwalić. Gdy dokument pojawił się na grupie, spowodował, że kolejne osoby zaczęły wrzucać swoje potwierdzenia. Doszło do tego, że każdy opublikowany dowód wpłaty pociągał za sobą kilka kolejnych darowizn.

Dobry przykład zadziałał jak domino?

Wiedzieliśmy, że nasza pomoc naprawdę ma znaczenie oraz że niestety znikąd indziej tej pomocy nie będzie. Przynajmniej przez najbliższy czas, bo nawet organizacje międzynarodowe, które przyjeżdżały do naszych centrów recepcyjnych, mówiły, że potrzebują minimum dwóch miesięcy na zorganizowanie procesu pomocowego. Równocześnie każdy z członków naszej grupy ma w sposób naturalny wbudowaną skromność. Oni nie chcą epatować swoim majątkiem, ani chwalić się przelewami. Tłumaczyłem im, że to działa bardzo motywacyjne na całą grupę i że każdy upubliczniony przelew powoduje kilka kolejnych.

Oznacza to, że w Polsce nie wypada chwalić się swoim majątkiem?

Myślę, że tak. Niestety politycy nauczyli nas tego, że historycznie polski biznesmen to był prywaciarz czy badylarz. Myślę o czasach komunistycznych, ale dzisiaj wciąż biznes jest traktowany w podobny sposób. Ujawnia się głównie te złe informacje na temat biznesmenów. Niewiele mediów skupia się na dobrych przykładach, a przedsiębiorcy są traktowani w formie sensacyjnej i plotkarskiej, a tak naprawdę Polacy zrobili niezwykłą rzecz w ciągu ostatnich 20 lat.

Niestety politycy nauczyli nas tego, że historycznie polski biznesmen to był prywaciarz czy badylarz

Powstało wiele fantastycznych biznesów i objawili się nowi liderzy, którzy potrafią dzielić się swoją wiedzą i majątkiem. Będę zachęcał w dalszym ciągu swoich kolegów do tego, żeby dzielili się nie tylko pieniędzmi, bo to oczywiście każdy z nich traktuje jako coś naturalnego, ale też swoimi umiejętnościami i doświadczeniem. To jest gigantyczny przykład dla młodych ludzi, studentów, dla tych, którzy chcą rozpocząć swój biznes. To ogromna motywacja dla innych i uważam, że warto to pokazać.

Polscy przedsiębiorcy nie czekali na rządowe decyzje i sami zaczęli działać, ale na dłuższą metę nie chcą wyręczać polityków i oczekują rozwiązań systemowych. Przygotowana została lista postulatów, co się na niej znalazło i czy jest już jakiś odzew?

Prawdą jest, że bardzo szybko zaczęliśmy rozmowy ze stroną rządową. Nasi liderzy, czyli Rafał Baniak z Pracodawców RP, Maciej Witucki z Konfederacji Lewiatan i Wojtek Kostrzewa z Polskiej Rady Biznesu pozbierali najważniejsze opinie przedsiębiorców. Jedną z nich jest bardzo poważne traktowanie otwarcia rynku pracy. Skoro przyjechały do nas miliony ludzi to żeby im przestać pomagać, trzeba im dać zatrudnienie. A żeby ich zatrudnić to trzeba mieć wiedzę na temat tego, co ci ludzie robią. Jedna z moich firm, czyli Personnel Service, zajmuje się zatrudnianiem pracowników z zagranicy. Obecnie mamy ich ponad 12 tysięcy, większość rzeczywiście z Ukrainy. Zrobiliśmy więc ankietę wśród naszych partnerów, pracodawców. Jej wyniki przekazaliśmy rządowi, ale proszę pamiętać, że procesy legislacyjne potrzebują czasu w każdym systemie.

Polski biznes wziął na siebie tak zwaną pierwszą falę uderzeniową pomocy, w ogromnej mierze to nasi obywatele pomogli swoim sąsiadom i wszyscy zdali ten egzamin celująco. Druga fala to już aktywność rządowa. Samorządy, rządy międzynarodowe, ale też lokalni działacze przejęli te działania. My przekazaliśmy nasze środki bezpośrednio prezydentom czy wojewodom, w zależności od tego, które miejsca potrzebowały wsparcia. Zostały już zorganizowane środki na poziomie Unii Europejskiej oraz innych krajów, np. Stany Zjednoczone bardzo mocno włączyły się w ten projekt. W związku z tym my mogliśmy odejść od bieżącego działania, niemniej jednak nie zakańczamy naszej działalności. Obecnie trzeba stworzyć wokół ruchu przedsiębiorców kolejną agendę, być może fundację lub instytucję pozarządową, która będzie w stanie jednoczyć wszystkie biznesowe organizacje w Polsce.

Czy międzynarodowa solidarność biznesu zdała egzamin w obliczu kryzysu?

Niestety mam tu dużo uwag. Polscy przedsiębiorcy okazali ogromne wsparcie, ale mimo wielu naszych rozmów z międzynarodowymi organizacjami biznesowymi, żadna z nich niestety nie przekazała środków bezpośrednio. Być może wspierano poszczególne zbiórki czy organizacje, niemniej jednak bezpośredniego wpływu z zewnątrz do polskiego biznesu i do naszej akcji nie było. Nie mam jakichś specjalnych pretensji, bo uchodźcy znaleźli się w naszym kraju i to my byliśmy zobowiązani pomóc. Mam jednak nadzieję, że podczas drugiego rzutu pomocy właśnie te rządy, ci podatkowi płatnicy krajów europejskich będą przekazywać swoje środki w sposób zorganizowany.

A jak pan ocenia skuteczność i realność wprowadzanych sankcji gospodarczych przeciwko Rosji? Czy powinny być nimi obejmowane również dzieci oligarchów? Nawet jeśli żyją w innych krajach, nie angażują się w politykę ani biznes i są na przykład sportowcami lub artystami?

Wydaje mi się, że sankcje dają większy efekt, niż się Rosjanie spodziewali. Szczególnie jeśli chodzi o biznes prywatny. Fakt, że dzisiaj zabiera się samoloty czy łodzie bogatych Rosjan, to jest bardzo ciekawy kierunek. Bo oni odczuwają na własnej skórze skutki polityki Putina. A to musi rodzić bunt czy niezadowolenie drugiej strony. Rosja wydaje się być stłamszona tymi sankcjami. Ogromne rezerwy finansowe, które były lokowane za granicą zostały zamrożone. Putin musi odczuwać ból tego typu działania. Nie sądzę niestety, żeby to w krótkim terminie zmieniło postępowanie Rosji. Niestety brakuje pełnej solidarności światowej w tym zakresie, bo widzimy, że nawet w samej Unii Europejskiej nie ma całkowitej jedności. Węgry grają rolę unijnego sojusznika Putina. Wiele z tych sankcji, które powinny być wprowadzone, nie są realizowane z powodu blokad poszczególnych krajów członkowskich.

Zastanawiałem się nad tymi firmami, które nadal funkcjonują na terenie Rosji. Rozmawiałem z kilkoma prezesami, część z nich opowiada straszne historie. Twierdzą, że jeśli zamkną działalność, to ich menedżerowie trafią do więzienia i być może nigdy z niego nie wyjdą, ponieważ takie jest prawo rosyjskie. Stawiani są w sytuacji, gdzie muszą osobiście zdecydować o zrobieniu fizycznej krzywdy ludziom, którzy pracowali dla nich przez ostatnie 20 lat. Z drugiej strony sprzedanie biznesu, czy oddanie go Rosji za darmo, to już jest działanie na własną szkodę. Istnieją pewne rozwiązania pośrednie, czyli produkcja pod innymi markami, ale w dalszym ciągu to nie są łatwe decyzje.

Sprzedanie biznesu, czy oddanie go Rosji za darmo, to już jest działanie na własną szkodę

Natomiast osobną kwestią są wszelkiego rodzaju działania przeciwko dzieciom oligarchów. Z jednej strony rodzą się pytania, czy winić ich za działania rodziny, jeżeli się od niej odcięli, wyprowadzili i na przykład już dwie dekady mieszkają i kształcą się w innym kraju. Z drugiej jednak strony trzeba pamiętać, że ich majątek i lokalny sukces pochodzą z tego majątku rosyjskiego. W zasadzie można by było spodziewać się, aby dzieci wywierały nacisk na swoich rodziców, ale trzeba by było im pokazać jakiś kierunek tego działania. To są rzeczy czysto ludzkie, bardzo indywidualne. Wydaje mi się, że sankcje tak zwane matematyczne, czyli mówiące statystycznie, że jesteś Rosjaninem, to jesteś tym człowiekiem, byłyby nadmierne.

To nie nowość, że wojny wpływają na rynki, ceny surowców czy inflację. Ale tym razem odczuwamy to szczególnie mocno, bo do Polski przyjeżdżają uchodźcy, a wojna toczy się u naszego sąsiada. Jak to wpływa na naszą sytuację gospodarczą?

Niewątpliwie ma to znaczenie inflacyjne. Do Polski napłynęło dużo pieniędzy z Europy na pomoc Ukrainie. Ale również ponad 2,5 mln ludzi, którzy nagle przyjechali do Polski w kategorii konsumenckiej. Dodatkowo wojna zachwiała systemy zaufania, jeszcze bardziej nadszarpnęła globalny system, zerwała łańcuchy dostaw, utrudniła dostęp do surowców i znacznie podniosła ich ceny. Dla polskiego przedsiębiorcy oznacza to wzrost cen energii. Jeżeli chodzi o zatrudnienie to wydaje mi się, że Polska zyska w dłuższej perspektywie, bo jednak przyjechało bardzo dużo osób, które mogą wejść na rynek pracy.

Do czasu wybuchu wojny rynek pracy w Polsce miał około 600 tysięcy wakatów.

To prawda, ale proszę pamiętać, o jakich wakatach mówimy. To nie były oferty dla ludzi bez znajomości języka polskiego i angielskiego, którzy mają dwójkę dzieciaków na głowie i są w sytuacji uchodźczej. Wiele wakatów dotyczyło ciężkiej pracy fizycznej, produkcyjnej. A nawet oferty dla specjalistów, prawników, urzędników wymagały znajomości polskich przepisów. Oczywiście część z tych wakatów, może jedna czwarta, będzie faktycznie zagospodarowana przez Ukraińców.

To nie były oferty dla ludzi bez znajomości języka polskiego i angielskiego, którzy mają dwójkę dzieciaków na głowie i są w sytuacji uchodźczej

Niemniej jednak większość z tych osób, które przyjechały, a przypomnę, że są to kobiety z dziećmi lub osoby starsze w wieku poprodukcyjnym, nie będą mogły pracować albo nie mają wystarczających kwalifikacji, żeby w sposób naturalny tą pracę podjąć. Finalnie od firm wymaga się adaptacji i zmiany systemów logistycznych. Proszę też pamiętać, że mówimy o europejskim rynku pracy. Jeżeli się otworzyliśmy, pozwoliliśmy przyjechać tak dużej liczbie osób z Ukrainy to moim zdaniem dla europejskiego rynku pracy wchłonięcie trzech czy czterech milionów dodatkowych pracowników nie jest czymś niemożliwym.

Jaką ma pan radę dla inwestorów indywidualnych, którzy chcą być etyczni, ale też skuteczni. Jak inwestować w czasach kryzysu, gdy popularne maksymy radzą: „Kupuj, gdy leje się krew” i „Nie łap spadających noży”? Trudno jest jednocześnie kupować w momentach giełdowej paniki i unikać zakupów spółek, których akcje gwałtownie spadły.

Gdyby istniał taki złoty środek, to pewnie mielibyśmy w Polsce znacznie więcej milionerów. Nawet na kryptowalutach, które były mekką inwestowania. Ostatnio polała się tam ostro krew. Myślę, że to jest raczej kwestia szukania tego, na czym się znamy. Przede wszystkim nieinwestowania w plotki, tylko w wiedzę i szukania tzw. twardych podstaw.

Jeżeli szukamy czegoś, co będzie w przyszłości mocno rozwinięte to na pewno trzeba się przyglądać sektorowi e-commerce. Ja zawsze będę zachęcał do wsparcia polskich start-upów, bo mimo wszystko to one budują nową rzeczywistość. Jeżeli ktoś ma wystarczającą liczbę zgromadzonych środków, aby poświęcić 10 proc. oszczędności na wsparcie wartościowych i dobrze rokujących pomysłów na biznes to jest to wystarczające, aby być aniołem biznesu.

Oglądaj

Tomasz Misiak - Członek Rady Pracodawców RP, twórca Mizyak Investment Fund LTD, założyciel Work Service S.A. Zasiadał również w wielu radach nadzorczych spółek. Pełnił funkcję prezesa Fundacji Świat Idei, wydawcy polskiej edycji Project-Syndicate. Od 2014 r. jest członkiem Polskiej Rady Biznesu. W latach 2005-2011 senator wybrany z list Platformy Obywatelskiej. W izbie wyższej parlamentu sprawował funkcje szefa Komisji Gospodarki oraz brał udział w pracach Komisji Unii Europejskiej. Laureat licznych nagród biznesowych.

Agnieszka Zaręba
Agnieszka Zaręba

Dziennikarka ekonomiczna, redaktorka i konferansjerka. Specjalizuje się w tematyce finansów, inwestowania, rynku kapitałowego, nieruchomości i gamingu.

Misją jej działalności jest edukacja ekonomiczna, udziela się w środowisku inwestorów indywidualnych. Prowadzi i moderuje debaty rynkowe, kongresy gospodarcze oraz konferencje biznesowe. Dobrze odnajduje się w sytuacjach kryzysowych, zdobyła certyfikat MON nadany na szkoleniu w jednostce wojskowej.

Prywatnie kocha sport. Posiada uprawnienia ratownika wodnego, sędziego pływania i ratownika medycznego. Podróże to więcej niż pasja, jest certyfikowanym pilotem wycieczek zagranicznych, zainteresowanym sektorem incentive travel, czyli turystyką biznesową.

KONTAKT:

agnieszka.zareba@radiozet.pl
Więcej: https://biznes.radiozet.pl/tags/kategoria/redakcja/agnieszka-zareba

logo Tu się dzieje