Baner o inflacji na gmachu NBP. „Mniej żartów, więcej kompetencji ekonomicznej”
Kto mówi, że odpowiedzialność za wysoką inflację ponosi rząd z powodu „rozdawnictwa” i RPP z powodu braku zdecydowanej walki ze wzrostem cen wpisuje się w „narrację Kremla” – głosi gigantyczny baner zamontowany na gmachu Narodowego Banku Polskiego. - Taka nachalna propaganda wywołuje uśmiech i politowanie - powiedział w Wirtualnej Polsce prof. Marek Belka.

Inflacja zaczęła spadać: z 18,4 procent rok do roku w lutym obniżyła się do 14,7 procent w kwietniu. Z projekcji NBP wynika, że pod koniec roku, w listopadzie, tempo wzrostu cen ma spaść poniżej 10 procent rok do roku. Średnioroczna inflacja według rządu sięgnie 12 procent, co w porównaniu do 14,4 procent w 2022 będzie niemal symbolicznym spadkiem. Być może właśnie z tego powodu NBP zamontowało ogromny baner mówiący o tym, że ceny rosną z powodu wojny w Ukrainie i pandemii. – To jest wyraz pewnej rozpaczy – podsumował działanie NBP prof. Marek Belka, były premier, były szef NBP, europoseł.
NBP: nie my jesteśmy winni inflacji. „Przekaz budzi politowanie”
- Inflacja to wróg publiczny numer jeden. Ona niszczy gospodarkę i oszczędności, a to, co już „zjadła”, tego już nie odda. Zapomnieliśmy, że inflacja mierzona jest rok do roku, a przecież ceny rosły już w 2020 roku. Gdybyśmy skumulowali te wzrosty, to łączna inflacja wyniosłaby dziś więcej niż 30 procent. Po wyborach w 2024 roku skumulowana inflacja może wynieść nawet 50 procent. Nasza inflacja to przypudrowany, zamrożony wskaźnik – tłumaczył dr Sławomir Dudek, szef Instytutu Finansów Publicznych, w podcaście „Biznes. Między wierszami”.
„W kwietniu 2023 roku inflacja po wyłączeniu cen żywności i energii wyniosła 12,2 procent, licząc rok do roku. Wskaźnik CPI w analizowanym okresie wyniósł 14,7 procent” – podał Narodowy Bank Polski w komunikacie. Inflacja bazowa to – w uproszczeniu – inflacja pomniejszona o „putinflację”, a to właśnie wpływ wojny wskazywany jest przez rządzących jako główny powód wzrostu cen.
„Najczęściej używanym przez analityków wskaźnikiem jest wskaźnik inflacji po wyłączeniu cen żywności i energii. Pokazuje on tendencje cen tych dóbr i usług, na które polityka pieniężna prowadzona przez bank centralny ma relatywnie duży wpływ. Ceny energii (w tym paliw) są bowiem ustalane nie na rynku krajowym, lecz na rynkach światowych, czasem również pod wpływem spekulacji. Ceny żywności w dużej mierze zależą m.in. od pogody i bieżącej sytuacji na krajowym i światowym rynku rolnym” – przyznał w tym samym komunikacie bank centralny. Poddaje to w wątpliwość tezę, że za inflację w głównej mierze odpowiada wojna i pandemia, jak zakomunikowano na banerze.
– Pan prezes NBP powinien komunikować się ze społeczeństwem za pośrednictwem swoich comiesięcznych konferencji prasowych. Mniej żartów, mniej propagandy, a więcej konkretów i ekonomicznej kompetencji. Główną przyczyną inflacji jest polityka pieniężna NBP i budżetowa rządu. Pandemia i jej skutki – to przyczyna nr 2, a wojna to zdecydowanie nr 3. Wpływ wojny to przyczyna, której teraz właściwie już nie ma. Ceny surowców są niższe niż w momencie ataku Rosji na Ukrainę. Przekaz NBP dotyczący „wpisywania się w narrację Kremla” budzi politowanie – podsumował akcję NBP w programie „Newsroom” Wirtualnej Polski prof. Belka.
- To jest wyraz pewnej rozpaczy. Szczególnie w Warszawie taka nachalna propaganda wywołuje uśmiech i politowanie – dodał eurodeputowany. Koszt codziennych zakupów zwiększył się w ciągu roku o ponad 20 procent, eksperci przewidują, że ceny mają rosnąć szybko przez kolejne 5 lat.
RadioZET.pl/Wirtualna Polska