Dlaczego Orlen nie obniżał cen paliw? Ekspert podał prawdziwy powód
80-90 groszy na litrze paliwa – o tyle taniej moglibyśmy tankować w grudniu 2022 roku, gdyby Orlen obniżał ceny adekwatnie do umacniania się złotego oraz spadku wartości baryłki ropy. Polski Koncern Naftowy miał jednak bardzo ważne powody, żeby tego nie robić – między innymi troskę o to, żeby Polacy mieli w ogóle co tankować.

Ceny paliw po likwidacji tarczy antyinflacyjnej powinny wzrosnąć o około 1 zł na litrze – wynikało z wyliczeń analityków. Tymczasem 1 stycznia doszło do cudu nad dystrybutorami – mimo podwyżki VAT z 8 procent do 23 procent ceny praktycznie się nie zmieniły dzięki ogłoszonej przez Orlen obniżce cen hurtowych o 12 procent. Czy to znaczy, że w 2022 roku Polacy „przepłacali” za każdym razem, gdy tankowali? - Orlen musi balansować między interesami tankujących, którzy chcieliby płacić jak najtaniej, a stabilnością rynku i zapewnieniem stałości dostaw, w tym konkurowania o nie z rynkami zewnętrznymi - wyjaśnił nam Rafał Zywert, analityk rynku paliw w spółce Reflex.
Dlaczego Orlen utrzymywał wysokie ceny paliw?
Przełom 2022 i 2023 roku to trzy ważne daty, które mocno zmieniły lub zmienią rynek paliw w Polsce. 5 grudnia 2022 zaczęło obowiązywać embargo na ropę naftową z Rosji – a to z tego kraju ją głównie sprowadzaliśmy. 1 stycznia 2023 przestała obowiązywać niższa stawka VAT na benzynę i olej napędowy, a 5 lutego zacznie obowiązywać zakaz sprowadzania rosyjskich produktów ropopochodnych. Niemal 30 procent zużywanego w Polsce diesla było importowane z Rosji, z powodu spadku podaży ceny mogą potencjalnie jeszcze bardziej wzrosnąć. Zagrożenia związane z każdą tych dat Rafał Zywert omówił w podcaście „Biznes. Między wierszami”.
Ekspert wyjaśnił nam także, dlaczego Orlen nie zdecydował się na obniżenie cen paliw w Polsce mimo tego, że miał ku temu możliwość. Odpowiedź jest zaskakująca: koncern zrobił to z troski o kierowców.
- Orlen wybrał politykę stabilizacji cen paliw. Wiadomo było, że trzeba będzie podnieść VAT, Orlen przyjął strategię polegającą na wstrzymaniu obniżek, żeby na przełomie roku nie musieć podnosić cen skokowo i nie generować paniki na stacjach. Gdyby ceny spadły na przykład do poziomu 6,80 zł za litr oleju napędowego czy poniżej 6 zł za litr benzyny, to siłą rzeczy musiałyby 1 stycznia wzrosnąć o 80-90 groszy na litrze. Pojawiłyby się spekulacje, kolejki na stacjach – Orlen objął strategię stabilizacji cen i utrzymania ich dla klientów końcowych na niezmienionym poziomie. Trudno więc mówić, że przepłacaliśmy – teraz będziemy płacić mniej netto, a po uśrednieniu za kilka miesięcy może się okazać, że wcale nie jesteśmy stratni – wytłumaczył analityk.
Zywert podał także drugi, znacznie ważniejszy powód, dla którego Orlen zdecydował się nie obniżać cen: zapewnienie utrzymania opłacalności eksportu paliw do naszego kraju. Musimy płacić za nie konkurencyjne ceny za granicą, żeby dostawcy chcieli je nam sprzedać – a nie wybierać bardziej atrakcyjne finansowo oferty innych państw.
- Można pokazać casus Węgier, które zdecydowały się ściąć marże i oferować paliwa w ustalonej prawnie niskiej cenie, co skończyło się katastrofą rynkową. Importerzy uciekli z tego kraju, bo nie opłacało się prowadzić tam działalności, a paliwa po prostu tam zabrakło. To pokazuje, że ważne jest utrzymanie marżowości rynku, a musimy pamiętać, że do Polski importujemy także duże ilości paliw gotowych, w szczególności diesla. Ceny muszą więc być na tyle wysokie, żeby opłacało się je nam sprzedawać, bo kupować musi każdy kraj europejski – wyłuszczył analityk.
Węgry wprowadziły cenę maksymalną na paliwo, co skończyło się całkowitą destabilizacją tamtejszego rynku. Z jednej strony doszło do najazdu kierowców z unijnych państw ościennych, którzy chcieli skorzystać i zatankować znacznie taniej, co doprowadziło do szybkiego wydrenowania zapasów, z drugiej strony import ropy i paliw załamał się, bo nie opłacało się sprzedawać ich w obowiązujących niskich cenach.
- Nie zdajemy sobie z tego sprawy, ale to bardzo ważny czynnik kształtujący rynek. Bezpieczeństwo dostaw powinno być najważniejsze, wybór jest między tankowaniem paliwa 60-70 groszy drożej a możliwymi okresowymi brakami, bo nie będzie opłacało się dostarczać go do Polski, czy też obserwowania bardzo dużych fluktuacji poziomu cen. Importujemy około 18 procent sprzedawanej w Polsce benzyny i 25-30 procent oleju napędowego – wytłumaczył Zywert. Na wysokie ceny paliw jesteśmy więc w najbliższej przyszłości skazani, jeśli chcemy, żeby wystarczyło ich dla wszystkich tankujących.
- Trudno jednak będzie zbić stwierdzenie, że mamy jedne z najniższych cen paliw w Europie – pocieszył kierowców Rafał Zywert.
RadioZET.pl