Obniżenie wieku emerytalnego. „Komu zabierzemy, komu nie damy”

31.01.2023 18:35

- Pewnie bylibyśmy w stanie wytrzymać obniżenie wieku emerytalnego, tylko jest pytanie, jakim kosztem. Co w zamian? Komu w takim razie zabierzemy, komu nie damy? – pytał w podcaście „Biznes. Między wierszami” dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego. I sam odpowiedział sobie na pytanie: znacznie niższymi świadczeniami zapłacą za to przyszli emeryci.

Mateusz Morawiecki
fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER/East News

Wiek emerytalny stał się gorącym tematem wyborczym, mimo że do pójścia do urn jest jeszcze ponad pół roku. Wśród oczekiwań wyborców przewija się obniżenie wieku emerytalnego czy też wprowadzenie emerytur stażowych. W systemie ubezpieczeń społecznych nie ma nic za darmo: za skrócenie czasu pracy zawodowej i odprowadzenie w związku z tym mniejszej liczby składek ktoś będzie musiał zapłacić. Tym kimś według szefa Instytutu Emerytalnego będą seniorzy, którzy skorzystają z niższego wieku emerytalnego. Ceną będą biedaemerytury.

Obniżenie wieku emerytalnego. „Świadczenia o wiele niższe niż dziś”

Obniżenie wieku emerytalnego o rok zmniejsza przyszłe świadczenia o 10 procent – przekazał Antoni Kolek. Ekspert wyliczył, ile w związku z tym kosztowało Polki i Polaków przywrócenie przez rząd PiS możliwości przechodzenia na emeryturę w wieku odpowiednio 60 i 65 lat. Przelewy z ZUS spadły nawet o 70 procent.

Kolek przyznał, że z punktu widzenia systemu ubezpieczeń społecznych obniżenie wieku emerytalnego w dłuższej perspektywie nie wywołałoby negatywnych skutków i niedoboru środków. Problem – i to znaczny – mieliby za to przyszli emeryci.

- Jeśli patrzymy długoterminowo na system emerytalny, to tutaj zgodnie z prognozami Zakładu Ubezpieczeń Społecznych z czasem będzie się on niemal bilansował, w długim horyzoncie czasowym będzie wyglądał korzystnie. Dziś wydajemy około 10 procent PKB na emerytury i mniej więcej tyle samo, a nawet trochę mniej, będziemy wydawać na emerytury w roku 2080. Miejmy jednak świadomość, że dziś dzielimy to na kilka milionów świadczeniobiorców, a w przyszłości będzie to kilkanaście milionów osób. To oznacza, że te kilkanaście milionów osób będzie otrzymywać bardzo niskie świadczenia, o wiele niższe niż dzisiaj. Ten system rzeczywiście w długim horyzoncie się bilansuje, ale świadczenia będą niskie, rzędu 20 procent ostatniego wynagrodzenia – wytłumaczył konsekwencje zmiany wieku emerytalnego ekspert.

- Pewnie bylibyśmy w stanie wytrzymać obniżenie wieku emerytalnego, tylko jest pytanie, jakim kosztem. Co w zamian? Komu w takim razie zabierzemy, komu nie damy? Dzisiaj, gdy patrzymy na przykład na wsparcie przez państwo rodzin z dziećmi, to mamy wielki program „Rodzina 500 plus”, odmieniany przez wszystkie przypadki, na który wydajemy 40 miliardów złotych rocznie. Tyle pieniędzy trafia do rodzin z dziećmi, czyli dość pokaźnej grupy społecznej. Świadczenie przyznane jest na około 6,5 mln dzieci – stwierdził Kolek.

- Z drugiej strony mamy około 10 mln świadczeń dla seniorów, mamy emerytów i rencistów. Do nich adresowane są transfery w skali roku na poziomie 400 mld zł: emerytury, renty, „trzynastki”, „czternastki”. Na samą waloryzację tych świadczeń, czyli na same podwyżki, wydamy 40 mld zł. Tyle, ile na cały program 500 plus. Największą część tego, co wypracujemy w gospodarce, transferujemy nie do rodzin z dziećmi, tylko przede wszystkim do emerytów i rencistów – wyjaśnił skalę problemu prezes IE.

loader

RadioZET.pl