Orlen może jednak podnieść ceny paliw? Mamy odpowiedź koncernu
Na stacjach Orlenu zaczęły pojawiać się informacje o „awariach” pomp i dystrybutorów – instrukcję takiego działania w przypadku braku paliwa rozesłał Dział Standardów i Relacji z Klientami Sieci Detalicznej. Eksperci ostrzegli, że może to być efekt zaniżania cen i wynikającego z tego braku opłacalności importu paliw. Orlen powiedział nam, czy wprowadzi limity tankowania i podniesie ceny.

Ceny paliw w Polsce spadły poniżej 6 zł za litr. W teorii to dobra wiadomość, bo płacimy mniej. Na początku tego roku Adam Czyżewski, główny ekonomista Orlenu, przestrzegał w podcaście „Biznes. Między wierszami” przed strategią wyznaczania cen niższych niż wynikałoby z notowań na rynku ARA, gdyż doprowadziłoby to do braków na stacjach. - My importujemy paliwa, gdybyśmy obniżyli ceny, to nie opłacałoby się paliw do Polski przywozić, ale opłacałoby się je wywozić. Mało tego, sprzedalibyśmy także więcej w kraju. Popyt by wzrósł, podaż by się skurczyła i mielibyśmy sytuację taką jak na Węgrzech – powiedział Adam Czyżewski. Czy zatem kartki o awariach, jakie pojawiły się na stacjach, to znak, że paliwa zabraknie? Zapytaliśmy Orlen co się zmieniło, że słowa specjalisty stały się nieadekwatne. Oto odpowiedź.
Limity tankowania i podwyżki cen? Orlen mówi „nie”
Gdyby stosowano mechanizm mający zapewnić bezpieczeństwo paliwowe, gwarantujące opłacalność importu diesla do Polski, powinien on kosztować 7,50 zł za litr – powiedział nam Rafał Zywert, analityk ze spółki Reflex. Ekonomiści są zdania, że „promocja” Orlenu ma na celu obniżenie wskaźnika inflacji przed wyborami: z wyliczeń wynika, że jest ona o 0,6 punktu procentowego niższa, niż gdyby paliwa wyceniane były według metody stosowanej w końcówce 2022 roku.
„Polityka koncernu zakłada stabilizację cen oraz zabezpieczenie dostaw paliwa dla odbiorców – zarówno w hurcie, jak i detalu. W efekcie już od wielu lat ceny paliw w Polsce są jednymi z najniższych w Europie i to nie tylko w odniesieniu do krajów zachodnich, ale również do regionu Europy Środkowo-Wschodniej. ORLEN, w miarę możliwości, jakie wyznacza rynek, stara się, aby ceny oferowanego paliwa były jak najbardziej atrakcyjne dla klientów” – tak biuro prasowe Orlenu wytłumaczyło nam powody stosowania obecnej strategii cenowej.
W specjalnym komunikacie koncern zapewnił, że paliwa na stacjach nie zabraknie. Jednocześnie jednak zaapelował, żeby „nie tankować na zapas”, co zostało przez część kierowców odebrane jako przyznanie, że może pojawić się problem z dostępnością. Reporter Radia ZET Maciej Bąk zapytał byłego szefa Lotosu o to, czy apel Orlenu może mieć skutek odwrotny do zamierzonego. - Oczywiście, że tak. Jeżeli w takiej sytuacji sprzedający mówi "uważajcie, bo zabraknie", to przecież znamy takie sytuacje, jakie się pojawiały, gdy brakowało chleba, mięsa i tak dalej, że im było gorzej, tym większe kolejki były. To jest naturalny ruch. Na pewno społeczeństwo inaczej się nie zachowa - zaznaczył Paweł Olechnowicz.
Dlaczego Orlen przestał być „biorcą cen” i zaczął ustalać je nie zwracając uwagi na sytuację na rynkach międzynarodowych? „Obecnie, dzięki wykorzystaniu synergii wynikających z połączenia ORLEN z Grupą LOTOS, PGNiG i Energą, optymalizacji procesów zakupowych na poziomie Grupy, wzmacnianiu kompetencji tradingowych i korzystnym formułom zakupowym, jesteśmy w stanie skutecznie zabezpieczać zaopatrzenie odbiorców w hurcie i detalu” – przekazało nam biuro prasowe spółki.
„Przy wyłączeniu nieprzewidzianych wahań czy zdarzeń na rynku, nie ma powodów, aby paliwa miało w ciągu najbliższych tygodni zabraknąć. Jak wielokrotnie informowaliśmy, Grupa ORLEN zapewnia stabilne dostawy paliw do wszystkich swoich odbiorców hurtowych oraz na stacje ORLEN. Firma nie przewiduje wprowadzenia limitów ilościowych na zakup paliwa, ani nie planuje zmiany polityki cenowej” – dodał Orlen.