Obserwuj w Google News

Jarosław Guzy o grudniu 1981: Miałem zapalenie płuc i 40 st. Skuli mnie w piżamie

4 min. czytania
13.12.2021 07:48
Zareaguj Reakcja

- Zapukali, zostali wpuszczeni przez moją narzeczoną. Ja leżałem chory w łóżku, bo miałem zapalenie płuc i 40 stopni gorączki. Skuli mnie kajdankami w piżamie. Próbowaliśmy alarmować krzykiem sąsiadów, ale to ostatnie piętro, więc nikt nie słyszał – tak Gość Radia ZET Jarosław Guzy wspomina swoje zatrzymanie w nocy z 12. na 13 grudnia 1981 roku. Dziś mija 40. rocznica wprowadzenia stanu wojennego.

Jarosław Guzy
fot. RadioZET

Guzy był wtedy przewodniczącym Niezależnego Zrzeszenia Studentów. - Nie mieliśmy złudzeń, że to jakaś operacja. Musieli zabrać nas siłą – dodaje działacz opozycji w czasach PRL, który w czasie stanu wojennego był przez rok internowany. - Jak nas wieźli [na komendę na ulicy Opaczewskiej w Warszawie – red.], to było widać sznury milicyjnych, wojskowych samochodów. W samej komendzie tłumy zomowców, czekających przy ścianach, esbecy uwijali się jak w ukropie – opowiada gość Beaty Lubeckiej. Jarosław Guzy wspomina, że jego ówczesną narzeczoną, a obecnie żonę „wsadzono na dołek”, a jego „zapakowano do busika i zawieziono na Białołękę”. Jak wyglądała cela? - Na samym początku było wiadomo, że operacja trwa i trzeba upchać nas do celi, więc wylądowaliśmy w kiepskich warunkach. Pamiętam celę 12m2, w której było 12 osób. Byliśmy upchnięci jak sardynki – mówi Gość Radia ZET. Guzy wspomina, że jedną z najgorszych rzeczy była niepewność. - Na początku 1982 roku przerzucono nas do cel, gdzie było 6 osób i były w miarę przyzwoite warunki. Więźniowie, odsługujący służbę obowiązkową w PRL mieli centymetry i odcinali kolejne dni, ale u nas kompletnie nie było wiadomo kiedy i kto wyjdzie – opowiada były szef NZS.

„Władza była brutalna i broniła się za wszelką cenę. Cały system był zbudowany na hierarchii zniewolenia”

Zdaniem Jarosława Guzego stan wojenny nie był nieunikniony. - To paradoks, jeden z większych grzechów autorów stanu wojennego – oni nie mieli przekazu z Moskwy. Mieli nacisk z Moskwy, ale Jaruzelski i jego klika bronili tak naprawdę swojej pozycji i władzy – dodaje gość Beaty Lubeckiej. Guzy zaznacza, że „można było znaleźć jakiś kompromis, że można było ileś wolności wewnętrznie uzyskać, ale to było nie do zaakceptowania dla nomenklatury”. - Bronili swoich stołków i nieograniczonej władzy – mówi były opozycjonista. - Ta władza była brutalna i broniła się za wszelką cenę. Cały system PRL był zbudowany na hierarchii zniewolenia – podkreśla Gość Radia ZET. Guzy dodaje, że tamta władza miała swoje poparcie, ale po czasach „Solidarności” było widać, jak słabe ono jest.

„Stan wojenny porównuję do tego, co wydarzyło się na Białorusi”

- Jeśli ktoś się zastanawia nad sensem tej operacji – władza nie akceptowała jakiegokolwiek minimum wolności, które społeczeństwo chciało uzyskać. Nie była skłonna do żadnego kompromisu. Przygotowano od początku wariant siłowy, tylko pytanie było, kiedy do wdrożyć. Działano na zmęczenie – mówi Guzy w internetowej części programu. - Gdyby ludzie zdawali sobie sprawę na jak masową skalę są strajki w zakładach pracy, to być może władza nie przełamałaby tego oporu społecznego. Ale izolowani ludzie nie wiedzieli, co się dzieje – dodaje. Gość Radia ZET stan wojenny porównuje do tego, co wydarzyło się na Białorusi – „społeczeństwo, jako całość zbuntowało się przeciwko władzy”. - Władza została obnażona. Naga władza tylko w swoim interesie. Stan wojenny dobitnie tego dowiódł – mówi Jarosław Guzy.

Gość Radia ZET podkreśla, że częściowe braki w sklepach były sztucznie powodowane. - Plotki o tym, że magazyny wojskowe są pełne rozmaitych produktów żywnościowych okazały się prawdą. Po 13. grudnia rzucono to do sklepów, by pokazać, jak władza sobie radzi bez „Solidarności” – dodaje.

- Komunizm to wielkie kłamstwo od początku do końca. Od początku, kiedy powstał pierwszy kraj komunistyczny rządzony przez puczystów Lenina, to wszystko było oszustwem. Na tym kłamstwie i oszustwie to wszystko było zbudowane – mówi Guzy. - Dla mnie przerażające jest to, jak zachowała się część aparatu władzy. Jednak okazało się, że przeważył własny interes. Nie był gotów oddać niczego – dodaje.

 - Robiliśmy sobie tak herbatę.  Wystarczyło się podłączyć do przewodów od żarówki – 2 żyletki przedzielone zapałkami. Wyśmienicie się gotowało wodę, choć światło siadało wtedy – wspomina Gość Radia ZET. - Bardzo szybko przebiliśmy się na łączach, jak rury przechodziły przez cele. Zrobiliśmy dziury i zaczęliśmy komunikację za pomocą świstków papieru. Bardzo szybko policzyliśmy, kto jest i zrobiliśmy listę internowanych, która została przekazana na zewnątrz – mówi Guzy.

Co by było, gdy nie było stanu wojennego? - To ciekawie by było. Musielibyśmy zrobić reformę gospodarczą. To trochę fantastyka, ale można sobie wyobrazić rodzaj eksperymentu wewnętrznego – komentuje gość Beaty Lubeckiej.

RADIOZET/MA