Obserwuj w Google News

"Wolę nie mówić, jak moje wyniki skomentował lekarz". 36-latek o walce z COVID

6 min. czytania
12.12.2020 15:08
Zareaguj Reakcja

"Byłem przekonany, że koronawirus jest groźny głównie dla ludzi starszych, schorowanych, ale nie dla ludzi przed 40-stką. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem przeziębiony zimą. Praktycznie nigdy nie chorowałem" - mówi Paweł Brodzki, 36-letni nauczyciel i trener piłkarski. Kilka dni temu, po 20 dniach walki z COVID-19 wyszedł ze szpitala. W jego przypadku była to walka o życie.

Paweł Brodzki o walce z Covid19
fot. Archiwum prywatne Pawła Brodzkiego

Od początku pandemii na  COVID-19 zmarło w Polsce ponad 22 tys. osób (dane na 12.12.2020). Wśród nich, wbrew popularnym mitom i półprawdom, były osoby młode, bez chorób towarzyszących, nie znajdujące się w grupie ryzyka. Były to przypadki niezwykle rzadkie, ale dobitnie potwierdzające, że COVID-19 stanowi śmiertelne niebezpieczeństwo absolutnie dla każdego, a szczególnie osobom młodym i zdrowym najtrudniej jest oszacować skalę tego zagrożenia. Nie inaczej jest z samymi zakażeniami. Według znanych nam statystyk, najwyższa śmiertelność z powodu COVID-19 występuje wśród osób w wieku 70-79 lat i 80-89 lat. Największa grupa osób zakażonych to jednak osoby w wieku 30-39, 40-49 i 50-59 lat (według danych MZ z początku listopada 2020).

Mimo porażających liczb, które od wielu miesięcy płyną nie tylko z kraju, ale całego świata, koronasceptycyzm i kwestionowanie zagrożenia wynikającego z COVID-19 nie słabnie na sile. Wystarczy przejrzeć media społecznościowe i lawiny komentarzy pod codziennymi raportami Ministerstwa Zdrowia, czy dowolnymi artykułami o koronawirusie. Koronasceptyków, wśród których dominują przede wszystkim osoby młode i bardzo młode, nie wzruszają liczby, nietypowe przypadki, jak i często wstrząsające szczegóły dotyczące przebiegu samej choroby. Nawet opisywane ostatnio przypadki ciężko chorych koronasceptyków spotykają się częściej z szyderczymi i wulgarnymi reakcjami w sieci, aniżeli wyrazem minimalnego zrozumienia dla swoich dotychczasowych internetowych "towarzyszy".

ZOBACZ TAKŻE. Koronawirus w Polsce: liczba zachorowań, zalecenia. RAPORT

Niedawno o ciężkim przebiegu COVID-19 informował poseł koronasceptycznej Konfederacji 38-letni Artur Dziambor. W rozmowie z "Faktem" przyznał, że mylił się kwestionując sens noszenia maseczek i dziś tego błędu już by nie popełnił. Z kolei w rozmowie ze mną, będąc jeszcze w szpitalu, potwierdził, że COVID-19 to "straszna choroba" i zachęcał, żeby robić wszystko, aby jej uniknąć. Tyle szczęścia nie miał jednak były poseł Janusz Sanocki, który 7 grudnia w wieku 66 lat przegrał walkę z COVID. Polityk często krytykował władze za działania wobec epidemii koronawirusa. Jeszcze 9 listopada na swoim profilu udostępnił film podpisany "Czym jest COVID-19? Jest to medialna manipulacja społeczeństwem i doprowadzenie do strachu i paraliżu wszystkich na całym świecie".

O podobnych, tragicznych historiach możemy usłyszeć już niemal każdego dnia. Szyderczych komentarzy w mediach społecznościowych jednak nie ubywa. Ruch koronasceptyczny, podsycany politycznym wyrachowaniem i chęcią zarobku na rozpowszechnianiu teorii spiskowych, cały czas usiłuje obrócić pandemię koronawirusa w kabaret, narażając jednocześnie życie i zdrowie kolejnych tysięcy osób. W lawinie drwiących komentarzy coraz częściej możemy jednak dostrzec wyłaniające się nieśmiało "myliłem się", "nie miałem racji", "nie wierzyłam, ale już wierzę". To m.in. dlatego nie warto rezygnować z konsekwencji w opisywaniu covidowej rzeczywistości i osobistych relacji kolejnych osób, które na przykładzie swoim lub bliskich doświadczyły, czym jest ciężki przebieg COVID-19.

"Wmawiałem sobie, że wytrzymam te kilka dni"

Paweł Brodzki ma 36 lat. Jest nauczycielem wychowania fizycznego i trenerem czwartoligowego klubu piłkarskiego. W swoim rodzinnym Pułtusku prowadzi też bardzo popularną młodzieżową szkółkę sportową. Kilka dni temu, po 20-dniowej hospitalizacji, wrócił do domu i powoli zdrowieje. W rozmowie ze mną przyznaje, że choć nigdy nie był koronasceptykiem i miał świadomość, czym jest COVID-19, nie dopuszczał do siebie myśli, że choroba może okazać się dla niego śmiertelnie niebezpieczna. - Byłem przekonany, że koronawirus jest groźny głównie dla ludzi starszych, schorowanych. Ale nie dla ludzi zdrowych, zwłaszcza przed 40-stką. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio byłem przeziębiony zimą. Praktycznie nigdy nie chorowałem - zapewnia.

Znów dużo nowych zakażeń i ponad pół tysiąca ofiar Covid

Kilka tygodni temu Paweł Brodzki został trenerem lokalnej drużyny piłkarskiej, która kiepsko radziła sobie w ligowych rozgrywkach. W Pułtusku Brodzki jest osobą doskonale znaną. W mieście krąży nawet powiedzenie: "Numer alarmowy? Dzień dobry, tu Paweł Brodzki". Nie inaczej było i w tym przypadku. Poprawa gry zespołu przyszła od razu. Trzy pierwsze mecze to dwa remisy i sensacyjne zwycięstwo na wyjeździe. Dobrą passę przerwał jednak koronawirus. Pierwsze objawy pojawiły się właśnie podczas wspomnianego, wygranego spotkania. - Już podczas meczu 31 października czułem, że mam gorączkę, dlatego trzymałem się z daleka od moich piłkarzy - wspomina. Test na koronawirusa Brodzki wykonał w niedzielę 1 listopada. W poniedziałek przyszedł wynik - pozytywny.

Stan zdrowia 36-latka pogarszał się radykalnie z dnia na dzień. - Termometr nieustannie wskazywał na 40-stopniową gorączkę. Nigdy takiej nie miałem. Po pięciu dniach pojawił się ciężki kaszel, odruchy wymiotne i krew w wydzielinie z gardła. Do tego doszła biegunka. Przez cały czas towarzyszyła mi utrata węchu i smaku. Szukałem jednak każdej wymówki, aby nie dzwonić po karetkę. Wmawiałem sobie, że wytrzymam jeszcze te kilka kolejnych dni, że po 10 dniach będzie już lepiej - przyznaje. Było jednak dokładnie odwrotnie. W sobotę 7 listopada Brodzki powoli tracił już kontakt z rzeczywistością. Następnego dnia rano jego żona wezwała karetkę pogotowia. Natychmiast podano mu tlen i zabrano go do szpitala.

"Wolę nie mówić, jak moje wyniki skomentował jeden z lekarzy"

10 listopada żona Pawła Brodzkiego opublikowała na Facebooku dramatyczny apel. "Drodzy przyjaciele i facebookowicze! Na pewno wielu z Was zna mojego męża. Paweł jest wspaniałym człowiekiem, który nigdy nie odmawia pomocy innym. Niestety, teraz sam potrzebuje pomocy. Zachorował na COVID-19 i znajduje się w szpitalu. Wirus zajął dużą część płuc. Aby wspomóc leczenie Pawła potrzeba osocza ozdrowieńców. Niestety, Regionalne Centra Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa nie dysponują zapasami osocza. Dlatego zwracam się z ogromną prośbą, szczególnie do ozdrowieńców o oddawanie osocza ze wskazaniem na: Paweł Brodzki, Szpital Czerniakowski w Warszawie". Wpis udostępniło blisko 3 tys. internautów.

Mój rozmówca nie ukrywa, że trafił do szpitala dosłownie w ostatniej chwili, a kilkanaście godzin później mógłby spełnić się najczarniejszy scenariusz. - Co powiedzieli lekarze? - Powiedzieli, że sytuacja jest poważna. Wiesz, wolę nie mówić, jak moje wyniki skomentował jeden z lekarzy - przyznaje szczerze. - Po prostu naszej rozmowie przysłuchuje się mój 5-letni syn - dodaje. Stan zdrowia Brodzkiego był ciężki, ale udało mu się uniknąć konieczności podłączenia do respiratora. Lekarze dali mu czas, a ten ostatecznie okazał się korzystny. Niemalże od razu po podaniu osocza zaczęła następować niewielka poprawa. - W piątek 13 listopada było już lepiej, choć nadal najprostsze czynności były dla mnie wymagającym zadaniem. Wcześniejsze dni praktycznie przespałem, cały czas będąc pod tlenem - wspomina. Po 20 dniach spędzonych w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie i udanym leczeniu lekarze wypisali go do domu.

"3,4 mln szczepień na Covid miesięcznie". Rząd przedstawia szczegóły

W szpitalu Paweł Brodzki widział covidowych pacjentów dużo młodszych od siebie, równie ciężko przechodzących chorobę. Gdy jego stan się poprawiał, tuż obok rozgrywały się dramaty innych rodzin. Codziennie mówiło się o kolejnych kilku zgonach. Zapytałem Pawła Brodzkiego, co dzisiaj powiedziałby tym wszystkim młodym ludziom, którzy w mediach społecznościowych każdego dnia dają upust swojej pogardy wobec walki z pandemią. - Dziś wiem, że koronawirus jest śmiertelnie niebezpieczny dla każdego. Nie wiemy, na kogo może trafić. Wśród ofiar są także osoby młode i dzieci, choć jest jasne, że to przypadki rzadkie. Wbrew rozmaitym informacjom krążącym w sieci apeluję jednak do wszystkich, by przestrzegać podstawowych reguł: dystans, dezynfekcja, maseczka. 36-latek dziękuje także personelowi Szpitala Czerniakowskiego. - Szczerze? Bałem się szpitala. Wyobrażałam sobie najgorsze rzeczy. Wiesz, tak to działa. Ktoś wrzuci do sieci dramatyczne zdjęcie i zaraz wydaje nam się, że taka jest szpitalna rzeczywistość. Tymczasem było zupełnie odwrotnie. Opieka była znakomita i dotyczy to dosłownie wszystkich pracowników. Co kilka chwil ktoś sprawdzał, czy wszystko jest w porządku. Jestem im bardzo wdzięczny - podkreśla.

Z informacji, jakie uzyskałem w Ministerstwie Zdrowia wynika, że do 23 listopada 2020 roku, z powodu z COVID-19, odnotowano w Polsce 133 zgony osób poniżej 40 roku życia. Od 24 listopada statystyki prowadzi już Główny Inspektorat Sanitarny. Rzecznik GIS poinformował mnie, że „dane niestety ciągle nie są scalone”, a „zgony osób poniżej 40. są bardzo rzadkie i z reguły wiążą się z innymi chorobami”.

RadioZET.pl