Oceń
Bokser Dawid Kostecki, osadzony w zakładzie karnym na Białołęce, odbywał karę ponad 5 lat pozbawienia wolności za kierowanie grupą przestępczą, rozboje, handel narkotykami i czerpanie korzyści z sutenerstwa. 2 sierpnia pięściarz popełnił samobójstwo. Przypomnijmy, że sportowiec jako pierwszy ujawnił powiązania wysoko postawionych funkcjonariuszy CBŚP z właścicielami agencji towarzyskich na Podkarpaciu. Mieli w nich bywać i korzystać z ich usług politycy oraz urzędnicy państwowi. Śledztwo w tej sprawie prowadzi z kolei wydział zamiejscowy Prokuratury Krajowej w Krakowie.
Wiele osób – między innymi posłowie PO-KO – uważa, że tragedia, które rozegrała się w białołęckim zakładzie, miała związek właśnie z tą aferą.
Niewystarczająca sekcja zwłok?
Ponadto, pełnomocnicy rodziny Dawida Kosteckiego wydali już któreś z kolei oświadczenia, w którym wskazują, że przeprowadzona sekcja zwłok jest ich zdaniem niewystarczająca. Według nich, ślady na ciele boksera wskazują na udział osób trzecich w jego śmierci. Pod oświadczeniem udostępnionym na Facebooku podpisali się mecenas Roman Giertych oraz mecenas Jacek Dubois. "Po ponownej analizie dostępnych materiałów, oględzinach ciała zmarłego oraz konsultacji z lekarzami uważamy, że ślady ujawnione na ciele zmarłego Dawida Kosteckiego mogły powstać podczas walki, a zatem wskazują na udział osób trzecich w zdarzeniu" – czytamy w komunikacie.
fot. Printscreen/lodz.wyborcza.pl.
Maciej M. – który miał w piątek dodzwonić się do Wyborczej – był bliskim znajomym zmarłego. Dwa tygodnie po samobójstwie Kosteckiego, M. również miał próbować popełnić samobójstwo. Wtedy podjęto decyzję o przeniesieniu na oddział zamknięty krakowskiego szpitala psychiatrycznego.
Wiadomość Macieja M. dla dziennikarzy Gazety Wyborczej
To stamtąd M. miał skontaktować się z dziennikarzami GW. Przekazał im min., że Dawid Kostecki nie popełnił samobójstwa a jego śmierć podyktowana była dużą wiedzą na temat tzw. afery podkarpackiej.
Po tym incydencie, Macieja M. znów przeniesiono – nie podano jednak do wiadomości jego lokalizacji. Jak ustaliła Wyborcza, M. prawdopodobnie jest w szpitalu przy zakładzie karnym numer 2 w Łodzi.
W piątek – jak informuje łódzka GW – M. miał skontaktować się ponownie z dziennikarzami. Przekazał m.in., że personel szpitalny oraz pracownicy więzienia próbują dowieść jego niepoczytalności. Relacjonował, że w swojej celi znalazł gwoździe. Podał również, że celę odłączono od prądu a sam boi się, że zostanie oskarżony o próbę przemycenia gwoździ by rzekomo zrobić sobie krzywdę.
Według doniesień Wyborczej, bliscy M. odwiedzili go w sobotę w łódzkim zakładzie. Nie mogli jednak wynieść z więzienia kartki, zawierającej oświadczenie Macieja M. dla mediów.
M. jednak sam dodzwonił się do Wyborczej. Miała to być krótka rozmowa, w trakcie której twierdził, że grożono mu śmiercią.
- W zakładzie karnym w Rzeszowie wychowawca powiedział mi „ lepiej, żebyś pier****** się na linę – relacjonował M. Jak dodawał, jest także w posiadaniu informacji, obciążających prokuratura generalnego Zbigniewa Ziobrę i Patryka Jakiego.
Miał również komunikat, skierowany do szefa MSWiA.
- Proszę przekazać Mariuszowi Kamińskiemu pozdrowienia. Chodzi o spotkanie w hotelu. On będzie wiedział o co chodzi – miały to być ostatnie słowa, po których Maciej M. zakończył rozmowę.
RadioZET.pl/Onet.pl/lodz.wyborcza.pl
Oceń artykuł