Oceń
Mariusz Błaszczak postanowił skorzystać z rządowej limuzyny i obstawy BOR-owców, aby zabrać swoich synów do kina. W sieci pojawiły się opinie, że to nadużywanie przywilejów. On sam nie widzi problemu, tłumacząc, że to nie była prywatna uroczystość. - Przecież nie będę jeździł na rowerze - twierdzi.
Sytuacja, o której donosi "Super Express", miała miejsce we wtorkowy wieczór. Błaszczak oraz inni państwowi notable - m.in. prezydent Andrzej Duda - zostali zaproszeni na premierę filmu "Wyklęty", opowiadającego o losach żołnierzy antykomunistycznego podziemia.
Wypełnij PIT-a za darmo i pomóż Fundacji Radia ZET
Szef MSWiA pojawił się w warszawskiej "Kinotece" wraz z dwoma swoimi synami. Familia Błaszczaków podjechała pod Pałac Kultury i Nauki rządową limuzyną wraz z towarzyszeniem funkcjonariuszy BOR-u, a po seansie w takim samym składzie i tym samym samochodem odjechali do domu.
Pojawiły się komentarze, że postawa Błaszczaka to klasyczny przykład hipokryzji. Reprezentuje on bowiem partię, która na sztandarach wypisaną ma m.in. walkę z nadużywaniem przywilejów, a tymczasem sam ochoczo z nich korzysta.
Wyjaśnienia Błaszczaka
Jak tłumaczy się minister? - Nie przyjadę na rowerze przecież. Prywatnym samochodem miałem przyjechać? Na piechotę przyjść? Byłem zaproszony jako minister. Udział w premierze to jest również mój obowiązek - mówi w rozmowie z "SE".
Na pytanie, dlaczego więc wozi rządowym autem swoje dzieci, odpowiedział: - Byłem zaproszony z osobami towarzyszącymi, zabrałem swoich synów. To ważna produkcja o charakterze edukacyjnym. W moim przekonaniu nie doszło do nadużycia.
RadioZET.pl/Super Express/MP
Oceń artykuł