Oceń
Jeszcze we wrześniu Hanna Gill-Piątek, posłanka Polski 2050, złożyła interpelację do Ministra Zdrowia w sprawie medyków z Ukrainy przyjeżdżających do Polski po wybuchu wojny. Specjalna ustawa daje im możliwość szybszego podjęcia pracy w naszym kraju.
- Mimo uproszczonej procedury zgłaszają się do mojego biura poselskiego osoby, które mówią o długim okresie oczekiwania na zakończenie procedury, o braku informacji o przyczynach przedłużenia postępowania, czy konieczności uzupełnienia wniosków o dokumenty, które nie były wymieniane przez ministerstwo – zwraca uwagę w interpelacji posłanka.
Efekt? - Personel medyczny z Ukrainy nie ma możliwości wykonywania zawodu i zarobkowania. Podmioty lecznicze mają trudności z zabezpieczeniem obsady kadrowej, a pacjenci cierpią z powodu wydłużonych kolejek – podsumowuje Gill-Piątek. Wcześniej interweniowała również w sprawie studentów kierunków medycznych, którzy długo czekali na możliwość kontynuowania nauki w Polsce.
Niespełna 2 tys. wniosków od lekarzy na tak
W odpowiedzi na pytania posłanki o sytuację medyków z Ukrainy Ministerstwo Zdrowia poinformowało właśnie, że do tej pory (od 24 lutego, czyli od wybuchu wojny) 2243 lekarzy i dentystów złożyło wnioski o zgodę na wykonywanie swojego zawodu w Polsce. Kolejne 1107 to wnioski od pielęgniarek i położnych. Resort zdrowia pozytywnie rozpatrzył na razie 1215 podań od lekarzy i stomatologów i 723 od pielęgniarek i położnych.
Urzędnicy długi czas oczekiwania na koniec procedury tłumaczą przede wszystkim koniecznością weryfikacji obszernej dokumentacji. Nierzadko przekracza ona sto stron. Wnioski wymagają też opinii konsultantów krajowych w danej dziedzinie medycyny i tłumaczeń z ukraińskiego na polski.
- 80 proc. wniosków wymaga uzupełnienia braków formalnych przez wnioskodawców – dodaje ministerstwo. Przypomina też, że dziennie dostaje setki zapytań o status sprawy czy interpretacje przepisów. - Niestety, często kontakt z wnioskodawcą lub z jego pełnomocnikiem jest utrudniony – wyjaśnia dalej w odpowiedzi na interpelację.
Z drugiej strony resort zaznacza, że z urzędnikami również może być trudno się skontaktować, zwłaszcza telefonicznie. Średnio dziennie przypada ok. 30-70 połączeń na jednego pracownika. Ministerstwo nie odpowiada wprost, jaki jest średni czas rozpatrywania wniosku. Podaje jednak, że liczy się kolejność wpływu dokumentów, a czas zależy od wpływającej w danym miesiącu liczby nowych podań.
Hanna Gill-Piątek: tracimy szansę
- Z jednej strony to dobry sygnał, że nie ma odmów i że wszystkie kwalifikacje, umiejętności są dokładnie sprawdzane. Ostrożność jest tu zrozumiała, ale od wybuchu wojny minęło 9 miesięcy. To dużo czasu. Można się było bardziej postarać – komentuje w rozmowie z RadioZET.pl Hanna Gill-Piątek. Jej zdaniem z tej ogromnej liczby osób, która przyjechała do Polski z Ukrainy, niespełna 2 tys. pozytywnie rozpatrzonych podań, to mało.
- Potrzebujemy lekarzy, pielęgniarek, wszyscy widzą ten deficyt, tracimy szansę – stwierdza posłanka. Zwłaszcza, że z relacji osób, które pomagały Ukraińcom, słyszała nieraz, jak bardzo lekarze byli poszukiwani na Zachodzie i już w pierwszych miesiącach po wybuchu wojny otrzymywali oferty pracy stamtąd. - Mogła u nas powstać np. specjalna aplikacja, by oferować pracę w poszukiwanych branżach. Rząd trochę zawalił sprawę – dodaje.
RadioZET.pl
Oceń artykuł