Oceń
Chcesz wiedzieć wszystko pierwszy? Dołącz do grupy Newsy Radia ZET na Facebooku
W ocenie władz lokalnych liczba zaginionych od 8 listopada, gdy wybuchł "Camp Fire" szalejący w północnej części stanu Kalifornia, wynosi 1267 osób.
Z tej listy skreślono 714 nazwisk. Wszystkie te osoby odnalazły się, wszyscy żyją, poinformował w niedzielę szeryf powiatu Butte. W pożarach śmierć poniosło 76 osób.
Obecnie 553 osoby uznaje się za zaginione.
W piątek mówiono o 1011 osobach, zastrzegając jednocześnie, że jest to bilans prowizoryczny, a lista zaginionych wciąż podlega zmianom. Podkreślono także możliwość, że niektóre nazwiska zaginionych zostały wpisane dwukrotnie, bo zakładano, że chodzi o różne osoby.
Zniszczonych jest ok. 12 tys. budynków, w tym - 9,7 tys. domów mieszkalnych.
Władze oceniają, że jest to najbardziej niszczycielski pożar w historii USA od początku bieżącego stulecia.
Służby poszukiwawcze cały czas przeczesują spalony teren.
W południowej Kalifornii w drugim, mniejszym pożarze, który spowodował co najmniej 3 ofiary śmiertelne, zniszczeniu uległo ponad 500 budynków (w tym wiele luksusowych rezydencji znamienitości) w rejonie kurortu Malibu. W piątek wieczór agencje podawały, że życie w południowej części Kalifornii powoli powraca do normy.
W sobotę miasteczko Paradise (z ang. Raj) w środkowej Kalifornii, które zostało kompletnie zniszczone przez szalejący pożar, odwiedził prezydent USA Donald Trump. - To jest bardzo smutne - powiedział na miejscu. Dodał, że niektóre obszary poza miasteczkiem są po prostu "zwęglone".
Według ekspertów powodowane przez zmiany klimatyczne wyższe temperatury i oddawanie kolejnych terenów leśnych pod zabudowę sprawiły, że sezonowe pożary lasów i zarośli w Kalifornii przybrały na sile. Rozpoczynają się przy tym wcześniej i trwają dłużej.
RadioZET.pl/PAP/PTD
Oceń artykuł