Oceń
"Jesteśmy na niebezpiecznym rozdrożu" - powiedział w poniedziałkowym przemówieniu Benjamin Netanjahu. W niedzielę po odwołaniu ministra obrony Joawa Galanta, z powodu jego publicznych nawoływań do wstrzymania reformy sądownictwa, w Izraelu nasiliły się niepokoje wśród obywateli. Pojawiła się groźba wojny domowej.
- Doszło do zasadniczego wzrostu skali tych protestów. Wcześniej nic nie wskazywało na tak duże przyśpieszenie eskalacji napięć. W nocy z niedzieli na poniedziałek mieliśmy do czynienia z dotychczas największymi protestami - mówi ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich Marek Matusiak.
Zdaniem specjalisty, jednym z kluczowych powodów zaostrzenia się protestów było dołączenie do niego różnych organizacji, firm i instytucji. W poniedziałek z lotniska Ben-Guriona w Tel-Awiwie wstrzymano loty, a jeden z największych portów w kraju zawiesił pracę. Dołączeniem do strajku zagroziły samorządy i największe firmy z sektora finansowego, czy wysokich technologii.
- To było coś, na co Netanjahu nie mógł sobie pozwolić. Gdyby nie zareagował i kontynuował pracę nad reformą, to mogłoby dojść do paraliżu kraju - tłumaczy Marek Matusiak.
Protesty ustaną. Opozycja gotowa do rozmów
Zawieszenie prac nad reformą sądownictwa przyczyniło się do odwołania strajku generalnego. Opozycja mimo nieufności do rządu otwarcie zadeklarowała gotowość do rozmów.
“Jeśli ustawa rzeczywiście zostanie zatrzymana, autentycznie i całkowicie, jesteśmy gotowi rozpocząć prawdziwy dialog" - powiedział były premier Jair Lapid, lider jednej z partii opozycyjnych.
Rządzący spodziewają się także osłabienia protestów ulicznych. Trudno jednak przewidzieć, czy poniedziałkowa decyzja doprowadzi do ich wygaśnięcia.
- One mają charakter oddolny i spontaniczny. Nie ma jednego ośrodka decyzyjnego, który może powiedzieć: nie protestujemy. Należy jednak się spodziewać, że one ustaną, albo stracą na intensywności - wyjaśnia Matusiak.
Wstrzymanie reformy sądownictwa nie oznacza, że premier Benjamin Netanjahu wycofa się z tego pomysłu. Rezygnacja z projektu mogłaby zaszkodzić pozycji politycznej Likudu - partii rządzącej.
- Zmiany w sądownictwie są bardzo istotnym programowym czy ideologicznym elementem programu Likudu, którym przewodzi Netanjahu, i narodowo-religijnych koalicjantów - mówi ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
Jak wyjaśnia Marek Matusiak, wycofanie się z reformy sądownictwa mogłoby doprowadzić do rozłamu w koalicji i utraty władzy przez Benjamina Netanjahu.
- Nie wyobrażam sobie, żeby miał z niej tak po prostu zrezygnować. Raczej liczy na to, że protesty i mobilizacja strajkujących rozejdą się po kościach. Netanjahu na pewno będzie chciał podzielić grupy protestujących. I dopiero, jak to mu się uda, a opór społeczny zmaleje, to powróci do reformy sądownictwa - ocenia.
Sąd Najwyższy chroni Izrael przed radykalizacją
Protesty w Izraelu trwają od trzech miesięcy. Na ulicy wyszły setki tysięcy niezadowolonych obywateli. Skąd tak duża mobilizacja protestujących? Zdaniem eksperta, kraj jest bardzo podzielony ze względu na różnorodność religijną czy kulturową.
- W Izraelu istnieją głębokie podziały społeczne na tle etnicznym, kulturowym i religijnym. One są zdecydowanie większe niż w zachodnich demokracjach. Izrael definiuje się, jako państwo żydowskie i demokratyczne. Wokół tego toczy się bardzo wiele debat. Co to znaczy, że państwo jest żydowskie? Czy to jest państwo religijne, czy świeckie? - mówi koordynator projektu Izrael-Europa Marek Matusiak.
Izrael staje przed wieloma problematycznymi kwestiami, jak okupacja Zachodniego Brzegu, czy polityka wobec Palestyńczyków. W izraelskim systemie prawnym Sąd Najwyższy pełni rolę gwaranta, który zapewnia, że żadna grupa nie może narzucić reszcie społeczeństwa swojego punktu widzenia.
- Sąd Najwyższy jest takim stabilizatorem, czy hamulcem w procesach decyzyjnych władzy wykonawczej i ustawodawczej. Usunięcie tego hamulca, do czego sprowadza się reforma sądownictwa, otworzyłoby drogę do sytuacji, w której ten, kto ma większość może narzucić pozostałym swój punkt widzenia - wyjaśnia Matusiak.
Sąd Najwyższy w Izraelu pełni bardzo ważną funkcję. Chroni społeczeństwo przed wprowadzaniem radykalnych zmian w systemie prawnym. Dlatego zmniejszenie jego kompetencji budzi poważne obawy wielu grup społecznych.
- Czują, że ich styl życia i wartości mogłyby być wtedy zagrożone. Demografia tego kraju bardzo się zmienia. Wzrasta liczba ludności ultra-ortodoksyjnej, a także tej o poglądach religijno-nacjonalistycznych, która ma zupełnie inny światopogląd i system wartości niż świecka lub umiarkowana religijnie część społeczeństwa. I to budzi po prostu obawy - tłumaczy ekspert.
Forsowana przez rząd premiera Benjamina Netanjahu reforma wymiaru sprawiedliwości zakłada m.in. zwiększenie kontroli rządu nad procesem wyboru sędziów Sądu Najwyższego, a także możliwość uchylania orzeczeń tego sądu większością 61 głosów w 120-osobowym Knesecie - izraelskim parlamencie.
Kontakt z autorem: mateusz.kapera@radiozet.pl
Oceń artykuł