Oceń
Władimir Putin chciałby nie tylko przeprowadzić kolejną ofensywę w Ukrainie. Dyktator z Kremla planuje także zwiększenie liczebności rosyjskiej armii, będąc przekonanym, że pomoże mu to odnieść upragnione zwycięstwo. Wbrew temu, co się sądzi, Rosja zajmuje bowiem dopiero 5. miejsce w rankingu najliczniejszych wojsk świata.
Putin chce zwiększyć armię. Nawet do 1,5 mln żołnierzy
Przodują Chiny, które mają 2,2 mln żołnierzy zawodowych. Amerykanie mają ich 1,4 mln, Indie 1,2 mln, a 4. miejsce Korea Północna. Siły Zbrojnie Federacji Rosyjskie liczą obecnie nieco ponad milion żołnierzy czynnych i 25 mln w rezerwie. Jednak większość rezerwistów - z uwagi na wiek bądź stan zdrowia - nie nadawałby się do wysłania na front.
Rosja przeprowadziła we wrześniu mobilizację, która miała objąć ok. 300 tys. osób. Z kolei przed tygodniem minister obrony Siergiej Szojgu podał, że w latach 2023-26 zostaną wprowadzone szeroko zakrojone reformy wojskowe, mające na celu rozbudowanie rosyjskich konwencjonalnych sił zbrojnych.
Liczebność armii ma się zwiększyć nawet do 1,5 mln, a górny limit wiekowy, jeśli chodzi o pobór, ma wzrosnąć z 27 do 30 lat. Dziś bowiem Rosji brakuje nieco zasobów ludzkich, o czym świadczy choćby fakt, że musieli ściągać do Ukrainy swoje kontyngenty z Bliskiego Wschodu. Eksperci twierdzą jednak, że to tylko zwiększenie "mięsa armatniego", zwracając uwagę na fakt, iż rezerwiści zwykle są słabiej wyszkoleni i wyposażeni w gorszej jakości mundury czy uzbrojenie niż ich koledzy-zawodowcy.
- Na froncie wciąż jest sporo wcześniej zmobilizowanych żołnierzy, więc możliwe, że wcielani w tym roku przejdą odrobinę lepsze i dłuższe szkolenie niż ci z 2022 r. Wciąż będą słabo wyszkoleni w porównaniu z armią zachodnią, ale będą mogli być wysłani na front i będą nieco lepszej jakości mięsem armatnim - podkreśla w rozmowie z Wirtualną Polską dr Michał Piekarski, ekspert ds. bezpieczeństwa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Rosja ma problem. Wszystko przez sankcje
Specjaliści nie mają też wątpliwości, że problemem dla Rosji jest kryzys tamtejszego przemysłu zbrojeniowego. Produkcja zwolniła i stoi na dużo niższym poziomie wskutek braku podstawowych komponentów - podzespołów, elektroniki - często importowanych z Zachodu bądź wytwarzanych na zachodniej licencji. To zaś spowodowane jest sankcjami ekonomicznymi, które Zachód wprowadził na Rosję po zaatakowaniu Ukrainy w lutym 2022 roku.
- Sankcje, o ile nie zerwały, to utrudniły dostęp do nowych technologii. Produkcja fabrycznie nowego uzbrojenia nie jest duża, a ponadto wiemy np., że Rosja wznawia produkcję bojowych wozów piechoty BMP-2. Jednak nie nowszych BMP-3, nie perspektywicznych Kurgańców, lecz ponad 40-letnich BMP-2! - dziwi się z kolei, także w rozmowie z WP, Bartłomiej Kucharski, dziennikarz i ekspert Zespołu Badań i Analiz Militarnych.
- Rosjanie mogą chcieć zwiększyć stan armii, ale im więcej żołnierzy, tym więcej potrzeba dla nich sprzętu. O ile bardzo niskiej jakości mundury nie w Rosji niczym zaskakującym i można je łatwo uszyć, to czym będą walczyć? Broni piechoty pewnie wystarczy, ale co z czołgami czy bojowymi wozami piechoty? Nawet rosyjskie magazyny nie są nie bez dna - uzupełnia ten wątek Piekarski.
Propaganda dla Rosjan? "W warstwie narracyjnej wszystko będzie dobrze"
Czy w takim razie zapowiedzi zwiększenia armii, a co za tym idzie groźby odrodzenia się potęgi rosyjskiego wojska, należy brać na poważnie? - Oczywiście w warstwie narracyjnej wszystko będzie dobrze, ale skutki dekad polityki rabowania wszystkiego przez wszystkich są widoczne od lutego na froncie - twierdzi Kucharski.
- Prawdopodobnie te zapowiedzi są po prostu w pierwszej kolejności propagandą - wtóruje mu Piekarski, zaznaczając, że doniesienia te przeznaczone są przede wszystkim do użytku wewnętrznego, by rosyjskie społeczeństwa nie straciło wiary w armię i przekonania, że wojna w Ukrainie może być dla nich zwycięska.
Obaj komentatorzy zgadzają się też, że jedyną obecnie strategią militarną Rosji jest tzw. wojna na wyniszczenie. - Rosjanie nie potrafią najwyraźniej w skali strategicznej niczego ponad wojnę na wyczerpanie i będą mieć nadzieje, że rzucanie kolejnych fal mięsa armatniego przyniesie oczekiwany rezultat. Albo będzie to skuteczna ofensywa, np. z północy, albo Ukraina nie wytrzyma strat własnych, lub też Zachód nie będzie już miał czym jej wspomagać sprzętowo - podsumowuje Piekarski w rozmowie z WP.
RadioZET.pl/Wirtualna Polska
Oceń artykuł