Zaginiony przez kilka miesięcy mężczyzna nie żyje. Ciało znalazła jego żona

07.03.2023 15:35

Osiem miesięcy trwały poszukiwania Richarda, 53-latka ze Stanów Zjednoczonych, który w kwietniu ubiegłego roku został uznany za zaginionego. Zwłoki mężczyzny odkryła jego żona, która chciała ubrać choinkę - ciało leżało w szafie, w której małżeństwo trzymało świąteczne ozdoby. Śledztwo w tej głośniej sprawie się zakończyło, Amerykańskie media podały, że mężczyzna popełnił samobójstwo. 

Szukali go osiem miesięcy. Ciało było w domu
fot. SAVO PRELEVIC/AFP/East News (zdj. Ilustracyjne)

Pod koniec kwietnia Jennifer Maedge zadzwoniła na policję stanową w Illinois w USA i zgłosiła zaginięcie swojego 53-letniego męża Richarda. Pod jej adresem pojawili się funkcjonariusze, którzy przeszukali mieszkanie i okolice. Nie udało im się jednak znaleźć nic, co doprowadziłoby ich do zaginionego mężczyzny.

Ciało zaginionego mężczyzny w szafie. Poszukiwania trwały osiem miesięcy

Poszukiwania Richarda nabierały rozmachu, jego wizerunek zaczął pojawiać się w mediach społecznościowych, a o tajemniczym zaginięciu robiło się coraz głośniej. Mimo szumu medialnego, w sprawie nie udało się doprowadzić do przełomu - ten nastąpił w grudniu 2022 roku, kiedy to Jennifer dokonała makabrycznego odkrycia.

- Postanowiłam ubrać choinkę na święta, kiedy otworzyłam szafę, w której trzymaliśmy ozdoby, zamurowało mnie. Było tam ciało mojego męża- mówiła w rozmowie z mediami. Zwłoki były całkowicie zmumifikowane - mówiła zdruzgotana wdowa w rozmowie z mediami. - Mój mąż kochał nasze dzieci i wnuki, był wesołym człowiekiem, uwielbiał lokalne drużyny i wyścigi NASCAR. Nawet jeśli nie jest to zakończenie, na które mieliśmy nadzieję, cieszymy się, że będziemy mieli szanse godnie go pożegnać - dodała.

Wokół domu czuć było smród. "Uznali, że to ścieki"

Według "New York Post" policjanci, którzy przeszukiwali mieszkanie Jennifer i Richarda mówili, że "wyglądało jak siedziba zbieraczy" przez co dokładne jego przetrząśnięcie było niezwykle trudne. Media podały też, że od dłuższego czasu Jennifer, sąsiedzi, jak i policjanci, którzy pojawiali się na miejscu, informowali o nieprzyjemnym odorze, który unosił się w okolicy domu. Nie byli jednak w stanie zlokalizować jego źródła, a sam zapach - jak oceniła Jennifer - nie był szczególnie wyraźny. "Uznano więc, że smród unosi się ze ścieków" - podał "NY Post". 

Początkowo śledczy, którzy badali tę sprawę, nie wskazali, co doprowadziło do śmierci mężczyzny, ani też czy w sprawie mogły brać udział osoby trzecie. Oficjalne informacje podał na początku stycznia lokalny koroner, który na podstawie sekcji zwłok ustalił, że było to samobójstwo.

RadioZET.pl/"New York Post"