Oceń
Po wybuchu opony w samochodzie prezydenckim słyszeliśmy „to zaniedbania poprzedniego kierownictwa BOR”.
Po kraksie w Izraelu „to nie my – to służby izraelskie”.
Po wypadku Antoniego Macierewicza „nic nadzwyczajnego się nie stało, problemem są komentarze opozycji”.
Po uderzeniu w drzewo samochodu z premier Szydło rządzący przekonują, że „wypadki się zdarzają, a wściekła opozycja nie umie się zachować”.
Zwalanie winy na poprzedników, bagatelizowanie sytuacji, wskazywanie palcem na niestosowne komentarze politycznych rywali jest oczywiście najwygodniejszą taktyką w podobnych sytuacjach. Sytuacjach, które jednak powtarzają się chyba zbyt często, by uznać je za wyłącznie fatalny zbieg okoliczności.
Liczba aut, jakimi jeździ BOR nie jest jawna. Zakładam jednak, że flota Biura nie jest dużo większa niż liczba samochodów, którymi dysponują ministerstwa. Czyli jest ich około 200-250. Jeśli (jak mówią szefowie MSWiA) każdego roku, wypadki i stłuczki ma 20-25 z nich, to oznacza, że co dziesiąty samochód Biura uczestniczy corocznie w kolizji. Wydaje mi się to liczbą nieco niepokojącą. Najlepsi, starannie wyszkoleni kierowcy, fantastyczne samochody, przywileje w ruchu, syreny, sygnały, koguty i 25 wypadków na rok? Przecież podstawową zasadą wożenia VIPów powinno być bezpieczeństwo, a nie pośpiech. VIP-y to nie lekarze pogotowia. Ich samochody to nie karetki reanimacyjne. Tu nie jest tak, że każda sekunda decyduje o życiu i śmierci. Nie jesteśmy krajem w stanie wojny, wyjątkowego napięcia międzynarodowego, w którym błyskawiczne przemieszczanie się polityków na kolejne odcinki frontu może przynieść ratunek i zbawienie. W przywilejach jakie mają samochody BOR nie chodzi wszak o to, że mają przemieszczać się z miejsca na miejsce z prędkością światła i nie zważając na to co dzieje się dookoła nich, a na to, by poruszały się bezpiecznie, płynnie, unikały korków, by nie musiały stawać i by nie można było ich zablokować, bo to mogłoby stwarzać zagrożenie ataku czy zamachu.
Mam wrażenie, że oficerowie ochrony i kierowcy wożący VIP-y zachowują się trochę tak, jakby mieli licencje na drogową bezkarność i immunitet na wypadki. Jeżdżą szybko, niebezpiecznie dla siebie i innych, popełniają przy tym ewidentne błędy, a kiedy „immunitet” nie zadziała i zdarzy się im jednak cos złego, bagatelizują to, zagadują, odwracają uwagę, udają, że nic się nie stało, że wszystko jest w porządku i „wypadki chodzą po ludziach”. Nikt nie wyciąga wniosków z kolejnych wpadek, nikt nie zadaje sobie pytania jaki jest sens łamania przepisów w sytuacjach, które absolutnie tego nie wymagają, nikt nikomu wśród „swoich” nie czyni wyrzutów i wymówek, a najgłośniej krzyczy się na tych, którzy wyrwą się z mało delikatnym, niemądrym czy nieprzystającym do sytuacji komentarzem.
Radio ZET/ Konrad Piasecki
Oceń artykuł