Niedoszły pasażer zapłaci 1000 zł za żart o bombie w walizce
Dwa mandaty, po 500 zł każdy, musi zapłacić pasażer, który podczas odprawy bagażowej na warszawskim Okęciu żartobliwie zasugerował, że w jego walizce może znajdować się bomba. Oprócz tego, nie wpuszczono go na pokład samolotu.

Do incydentu doszło we wtorkowy wieczór na lotnisku im. Fryderyka Chopina na warszawskim Okęciu. Jeden z pasażerów odlatujących do Londynu nadawał bagaż do luku. Podczas odprawy zapytał żartobliwie "a co, jeśli w środku będzie bomba?". Na pytanie jednego z pracowników, czy w walizce może znajdować się ładunek wybuchowy, mężczyzna odpowiedział "chyba raczej nie ma".
Wypełnij PIT-a za darmo i pomóż Fundacji Radia ZET
Obsługa natychmiast jednak zareagowała. Wezwano ochraniających port policjantów, którzy błyskawicznie ustalili tożsamość sprawcy zamieszania. Funkcjonariusze i pirotechnicy ze Straży Granicznej zweryfikowali natomiast zawartość walizki, w której na szczęście nie znajdowało się nic, co mogłoby zagrażać bezpieczeństwu innych pasażerów.
Właściciel bagażu tłumaczył się, że to tylko głupi dowcip, jednak ten rodzaj humoru sporo go kosztował. Nie dość, że nie został wpuszczony na pokład samolotu, to jeszcze wlepiono mu dwa mandaty o łącznej wysokości 1000 zł - jeden z Kodeksu Wykroczeń i drugi za naruszenie przepisów Prawa Lotniczego.
RadioZET.pl/Policja.pl/MP