Kierowca załamany zachowaniem pasażerów. "Zaczynam się bać chodzić do pracy"

31.03.2020 14:21

Warszawa walczy z koronawirusem. W zbiorowym transporcie publicznym obowiązuje już zasada „tyle pasażerów, ile połowa miejsc siedzących w pojeździe”. Mimo to ludzie nie zawsze stosują się do zaleceń. Swoją historią podzielił się na Facebooku jeden z warszawskich kierowców autobusów.

Warszawski autobus
fot. Shutterstock

W całej Polsce przybywa osób zakażonych koronawirusem. Na Mazowszu jest ich najwięcej - odnotowano 487 przypadków (stan na wtorek godz. 14). Oprócz lekarzy, ratowników i pielęgniarek najbardziej narażeni na kontakt z wirusem są osoby, które mają do czynienia ze skupiskami ludzi, m.in. kierowcy.

Chcesz być na bieżąco z newsami z Warszawy? Dołącz do naszej grupy na FB

Autor bloga "Tata, kierowca autobusu" napisał, jak wygląda jego codzienność w dobie epidemii. Nie ma pozytywnych spostrzeżeń. Mężczyzna codziennie jest świadkiem lekceważenia przepisów przez pasażerów.

Niestety, ale żeby wygrać walkę z wirusem, trzeba albo karać ludzi, albo wyłączyć komunikację całkowicie. Jak wiemy, wyłączyć się nie da, więc chyba trzeba karać... Chociaż ja za tym nie jestem. Ale chyba nie mam lepszego pomysłu

- zaczął swoją opowieść.

Na dowód opisał, z czym mierzy się w dobie epidemii.

Sytuacja z dzisiaj... Linia 190, kierunek os. Górczewska, godzina około 6:20 - 6:40, pasażerów z każdym przystankiem coraz więcej i więcej. Na przystanku Dw. Wileński już widzę, że jest zdecydowanie za dużo. Biorę mikrofon i proszę o opuszczenie części ludzi z pokładu. Wychodzi może jedna, dwie osoby...

- napisał bloger.

Zobacz także

"Nie pomagamy swoim zachowaniem"

Kolejne prośby kierowane do pasażerów również nie przyniosły rezultatu.

Ponawiam komunikat, tym razem zero odzewu, więc według zaleceń ruszam i zgłaszam na Centralę Ruchu przeludnienie pojazdu. Pan przyjął zgłoszenie. Na tym się kończą moje obowiązki

- kontynuował.

Konkluzja wpisu kierowcy nie napawa optymizmem.

Widać że apele, prośby, informacje na szybach, przystankach nie pomagają... Szkoda, bo z każdym dniem zarażonych jest coraz więcej, a my nie pomagamy swoim zachowaniem. I szczerze powiem, że zaczynam się bać chodzić do pracy...

- podsumował internauta.

Czy warszawiacy biorą sobie apele sanepidu do serca? Nie wszyscy. W weekend popularne miejsca w Warszawie roiły się od spacerowiczów, którzy nie zachowywali odpowiedniej odległości 2 metrów od siebie. Internauci publikowali zdjęcia i filmy, apelując do swoich sąsiadów, abyśmy nie powtórzyli "modelu" włoskiego czy hiszpańskiego w naszym kraju.

Zobacz także

loader

Koronawirus - co trzeba wiedzieć?

RadioZET.pl