Aleksandra Sobieraj: Dlaczego zdecydowałeś się na tę rozmowę?
Mateusz Sobiecki: Chcę pokazać, że bycie innym w wojsku, o którym panuje opinia, że nie ma w nim miejsca na inność, może być jednak czymś normalnym. Że nie to, kim jesteśmy, tylko jak wykonujemy swoje obowiązki, świadczy o człowieku. To moje główne założenie. Namówił mnie też mój mąż, który powiedział, że to jest fajny sposób, by pokazać ludziom, że ludzie LGBT+, uważani za „innych”, są wszędzie. Wykonują swoje obowiązki i są w tym dobrzy. O tym chcę opowiedzieć. To, co robię w pracy, robię profesjonalnie. I nie jest ważne, czy wracam do domu do mężczyzny, czy do kobiety. To jest mój osobisty wybór.
Coming out w pracy zrobiłeś już dwa lata temu. Jak to się stało?
W pracy siedziałem w pokoju niemal z samymi dziewczynami, więc rozmawialiśmy czasem na osobiste tematy – jak to w męsko-damskim towarzystwie. Tak naprawdę chciałem więc móc normalnie powiedzieć coś od siebie, a nie zastanawiać się nad tym, co i jak mówię. Uznałem, że moje koleżanki to świetne kobiety, które nie są homofobkami.
Czy miałem stracha? Oczywiście, to logiczne, ale udało mi się jakimś cudem przełamać. Wiadomo, człowiek się obawia różnych rzeczy, często urojonych – mózg podpowiada wszystko, co najgorsze. Okazało się, że wszystkie strachy to po prostu moja wyobraźnia. Informację, że jestem gejem, dziewczyny przyjęły z radością i powiedziały, że mogłem to powiedzieć wcześniej. Były nawet lekko obrażone, że dopiero teraz się ujawniłem.
Ale jak to powiedziałeś – tak po prostu?
No tak, chyba na jakiejś przerwie śniadaniowej. Pomyślałem sobie: co ma być, to będzie.
Czy to coś zmieniło w twoim życiu?
Tak, zdecydowanie, głównie pod tym względem, że mogę normalnie opowiedzieć, co słychać u mnie w domu albo gdzie idę ze swoim mężem. To są takie najprostsze rzeczy, o których większość ludzi po prostu rozmawia, a ja zawsze musiałem się pilnować, żeby nie powiedzieć za dużo. To jest superprzyjemne, że nie trzeba się zastanawiać nad tym, co się mówi czy żeby używać odpowiednich zaimków albo ich właśnie nie używać.
Na pewno nie jesteś jedynym gejem w wojsku, choć chyba jako pierwszy publicznie o tym powiedziałeś. Czy wiesz o innych gejach i lesbijkach w armii?
Tak, wiem. Jakiś czas temu, podczas treningu w jednostce podjechał do mnie na rowerze pewien żołnierz i podziękował mi za wywiad w „Replice” [dwumiesięcznik społeczno-kulturalny LGBTQIA - przyp. red.]. Powiedział, że dzięki mnie on też się wyautował. To było naprawdę budujące. Poza tym dostawałam też na różnych mediach społecznościowych gratulacje i podziękowania za to, że się odważyłem. Czy byłem pierwszy? Wydaje mi się, że nie, ale na taką skalę, być może.
Wojsko i osoby LGBT+ sobie nie przeczą. Znana jest historia Vlada Szasta, drag queen z Ukrainy, który, gdy wybuchła wojna, zamienił swoje kolorowe ciuchy na mundur i zaciągnął się do armii. To tylko przykład, bo w ukraińskich siłach zbrojnych walczy teraz mnóstwo osób LGBT+.
Wcale mnie to nie dziwi. Dlaczego niby osoba LGBT+ w armii ma być gorsza od innych? Może też być lepsza – to zależy od tego, co potrafi, a nie od tego, kim jest. Geje i lesbijki czy drag queen są w armii. Powiem to jeszcze raz. Przecież to, że ktoś w prywatnym czasie jest drag queen, nie ma nic wspólnego z tym, jak umie posługiwać się bronią czy obsługiwać komputer. To naprawdę kompletnie nie ma nic do rzeczy.
Badania mówią, że 5-10 proc. każdego społeczeństwa stanowią osoby homoseksualne, w Polsce może ich być więc około 2 milionów. To potężna grupa
Kiedy się zorientowałeś, że jesteś gejem?
Wydaje mi się, że dotarło to do mnie pod koniec liceum. Stwierdziłem, że ja chyba po prostu myślę inaczej niż inni. Potem, wiadomo, studia, więc uznałem, że to musi zejść na drugi plan, ale wtedy już wiedziałem, że jestem gejem. Najpierw wyautowałem się babci. Nie miała wielkich pretensji, ale była zaskoczona. Naprawdę dobrze to przyjęła. Zapytała mnie tylko, czy naprawdę nie mogę być z dziewczyną. „Babciu, no właśnie nie!” – powiedziałem, a ona, że najważniejsze, żebym był szczęśliwy. Zgodziliśmy się, że to najważniejsze.
Dopiero po dłuższym czasie zacząłem się autować reszcie mojej rodziny. W międzyczasie zrobiłem to w pracy, a dopiero na samym końcu rodzicom. Jako ostatni dowiedział się o tym mój tata. To w ogóle był niezły numer, bo bez żadnej zapowiedzi przyjechałem z moim już dzisiaj mężem Pawłem na chrzciny do kuzynki i powiedziałem mu, że to jest mój facet. Okazało się, że złapali tak dobry kontakt, że ojcu lepiej gada się dziś z Pawłem niż ze mną.
To bardzo szczęśliwa historia. Wychodzi na to, że nie zawsze trzeba się tak bardzo bać, prawda?
To właśnie zaskakujące, bo wszyscy myśleli, że mój tata jest homofobem, a okazało się, że nie. Może to też kwestia tego, że jeśli coś wydarza się w twoim otoczeniu, to musisz się jakoś do tego dostosować. Pokutuje mnóstwo stereotypów, którymi ludzie nasiąkają, choćby oglądając filmy. Ojciec po prostu zobaczył, że nie jesteśmy stereotypem, tylko ludźmi, normalnymi ludźmi, którzy nie pasują do obiegowych wyobrażeń.
Symbole są w życiu ważne. Dla nas symbolem naszego związku jest ślub
To było jednak jeszcze przed waszym ślubem, który wzięliście w tym roku. Nie w Polsce, rzecz jasna.
Śluby mieliśmy dwa: jeden w lipcu w Wiedniu, a drugi, humanistyczny, z weselem, żeby nasze rodziny mogły się poznać, w sierpniu w Katowicach. To było naprawdę wyjątkowe wydarzenie.
Ślub humanistyczny?
Tak, drugi ślub to był ślub humanistyczny. Koleżanka Pawła jest mistrzynią ceremonii – gdy wygłosiła przemowę, wszyscy się popłakali. To była cudowna chwila. Zaprosiliśmy na to wydarzenie nasze rodziny i bliskich znajomych – było niewiele ponad 40 osób, więc dość kameralnie, ale wszyscy doskonale się bawili. Przyjęcie było w stylu steampunk – my mieliśmy stroje z cylindrami. Cudne wspomnienia.
A dlaczego wzięliście ślub, skoro w Polsce nie ma to w tej chwili żadnego znaczenia?
Symbole są ważne. Ślub jest dla nas symbolem naszego związku. Uznaliśmy też, że jeżeli w naszym kraju nie uda nam się żyć, zawsze możemy wyjechać na Zachód, gdzie będziemy mieć pełnię praw, bo mamy dokument świadczący o tym, że jesteśmy małżeństwem.
Masz jakąś radę dla chłopaków i dziewczyn, którzy chcą się ujawnić i zacząć żyć swobodnie, ale się boją?
Popularne w magazynie
Tak szczerze, to nie ma na to rady. Każdy jest inny, żyje w innym otoczeniu. Choć mamy XXI wiek, to, niestety, nadal trzeba uważać, w jakim środowisku się przebywa i co się mówi. Mnie się udało – po prostu stwierdziłem, że nie chcę dalej siedzieć w szafie. Najważniejsze, żeby nie bać się tego, kim się jest, i próbować żyć tak, jak się chce. Jeśli ktoś jest dobrym człowiekiem, dobrze wykonuje swoją pracę, to dlaczego inni mieliby mu zrobić cokolwiek złego za to, że jest gejem czy lesbijką? Tak myślę. Ukrywanie się przed rodziną też nie jest dobre, bo przez to nigdy nie pokazuje się najbliższym, kim się naprawdę jest.
Co to zresztą za rodzina, której nie można pokazać prawdziwej twarzy? Życie w wielkim kłamstwie. Trzeba dążyć do tego, żeby być sobą. Jasne, że nikt nikogo na siłę nie wyciągnie z szafy, ale liczę, że ludzie w końcu zrozumieją, że żyją tu i teraz i już nie będą mieli drugiej szansy. Ukrywanie się jest dużym obciążeniem psychicznym. Człowiek chce się komuś pożalić, a nie ma komu. Czasem prowadzi to do prób samobójczych. Jaki to musi być ból i cierpienie, żeby targnąć się na własne życie?!
Ukrywanie się jest dużym obciążeniem psychicznym. Trzeba dążyć do tego, żeby być sobą
Gdyby Polska zmieniła się w kraj przyjazny osobom homoseksualnym, to jak byś to sobie wyobrażał? Za pięć, dziesięć lat na przykład.
Tak naprawdę chodzi o zupełnie proste rzeczy. Chciałbym móc normalnie wyjść do miasta ze swoim mężem, nie rozglądając się na lewo i prawo, czy ktoś to zobaczy. Dostać buziaka na pożegnanie na przystanku tramwajowym. Mieć zalegalizowane małżeństwo. Dostać podstawowe prawa, dzięki którym będę mógł normalnie odwiedzać swojego męża w szpitalu, jeśli coś mu się stanie, a nie walczyć o to, żeby tam w ogóle wejść. Nic szczególnego, zwyczajne rzeczy, jakie się należą ludziom, którzy są w związkach. Wyobrażam też sobie, że ludzie nieheteroseksualni nie będą szykanowani, pokazywani palcami. Czy to wiele? Chciałbym żyć normalnie, jak każdy inny człowiek, mieć swoje prawa.
Myślisz, że jest na to szansa?
Być może. Młodzi ludzie – i mam na myśli osoby młodsze ode mnie, w wieku 18-20 lat – już inaczej podchodzą do osób LGBT+ niż nawet ludzie w moim wieku. Są nastawieni pozytywnie. Zresztą ja mam dużo heteroseksualnych znajomych, którzy są bardzo wspierający. To tacy kochani ludzie. Mam wrażenie, że kolejne pokolenia, gdy będą miały możliwość zmiany sytuacji gejów i lesbijek w Polsce, zrobią to. Nie są źle nastawieni do innych ludzi, nie są homofobami. Przyjmują każdego takim, jaki jest – tak to widzę.
Mateusz Sobiecki, żołnierz, wyautowany gej, zamężny, mieszka i pracuje w Krakowie. Uważa, że o człowieku świadczy to, jakim jest człowiekiem i jak wykonuje swoje obowiązki, a nie jego orientacja seksualna. Chciałby móc normalnie żyć w Polsce.