Obserwuj w Google News

Falenta sprzedał taśmy Rosjanom? Newsweek: "Leciał do Kemerowa z prezentem"

3 min. czytania
17.10.2022 10:32
Zareaguj Reakcja

"Newsweek" dotarł do nowych faktów w sprawie afery podsłuchowej z 2014 roku i ówczesnej roli Marka Falenty. Zgodnie z ustaleniami tygodnika, taśmy, na których znajdowały się nagrane rozmowy polskich polityków, urzędników i biznesmenów, miały zostać "sprzedane Rosjanom" zanim ujrzały światło dzienne.

marek falenta
fot. MARIUSZ GRZELAK /REPORTER

Nowe fakty w sprawie afery podsłuchowej, do których dotarł "Newsweek", dotyczą zeznań Marcina W. - czyli byłego wspólnika biznesowego Marka Falenty. W zeznaniach W. pojawiła się informacja, że w maju 2014 roku obaj panowie polecieli do rosyjskiego Kemerowa na spotkanie z tamtejszymi partnerami biznesowymi. Falenta miał mieć ze sobą "prezent" dla Rosjan. Zdaniem Marcina W. chodziło o nagrania polskich polityków m.in. z restauracji Sowa i Przyjaciele.

W trakcie spotkania w klubie strzeleckim Kemerowie, gdzie "była zorganizowana kolacja" oraz "impreza w saunie z udziałem prostytutek", Marek Falenta miał wyjść na rozmowę z przedstawicielem rosyjskich służb. Spotkanie trwało około godzinę. W hotelu Falenta miał powiedzieć Marcinowi W., że "dogadał się z ruskimi" i "sprzedał im wszystko".

Redakcja poleca

Afera podsłuchowa. Marek Falenta sprzedał Rosjanom nagrania?

Marcin W. zeznawał także, że był zastraszany przez Rosjan. W 2016 roku miał spotkać się ze wspomnianym "człowiekiem z rosyjskich służb", z którym w Kemerowie rozmawiał Falenta. Według jego relacji Rosjanin powiedział mu wówczas, żeby "przestał zeznawać przeciwko Falencie, bo oni potrzebują go na wolności, żeby ich spłacił". I że nie ma prawa "powiedzieć nic o tym, ze Falenta sprzedał im nagrania". Do podobnych spotkań dochodziło także w 2017 oraz 2019 roku.

W czerwcu 2014 roku, czyli miesiąc po biznesowo-towarzyskim spotkaniu w Kemerowie, wybuchła tzw. afera podsłuchowa. Pierwsze zapisy nagranych rozmów opublikował tygodnik "Wprost". Materiały były publikowane także w tygodniku "Do Rzeczy" - obie gazety "kontrolowane są przez firmę PMPG, za którą stoi Michał Lisiecki. Biznesmen przejął ją w 2006 r. od ludzi ze Związku Przemysłowego Donbasu, który po kilku latach przeszedł w ręce rosyjskich oligarchów" - pisze "Newsweek".

"W dwóch warszawskich restauracjach – Sowa i Przyjaciele oraz Amber Room, od wiosny 2013 r. do czerwca 2014 r. kelnerzy Łukasz N. i Konrad L. nagrali nielegalnie co najmniej 97 osób. Wśród podsłuchiwanych znaleźli się m.in były prezydent, ministrowie spraw zagranicznych, wewnętrznych i skarbu, szefowie NBP, NIK oraz CBA, menedżerowie największych polskich firm" - przypomina "Newsweek".

Redakcja poleca

Newsweek: "Możemy mieć do czynienia z potężną aferą szpiegowską"

Marcin W. był jednym z najważniejszych świadków w aferze. Były biznesmen twierdzi, że to nie Rosjanie zlecali podsłuchy w restauracjach. Marek Falenta miał im sprzedać nagrania kierując się wyłącznie chęcią zysku.

W 2014 roku przedstawiał tę relację jednak zupełnie inaczej. Niedługo po wybuchu afery Marcin W. zeznał w prokuraturze, że Falenta powiedział mu, że zmiana rządu w tym kraju kosztuje 130 mln zł, ale "jego będzie to kosztowało parę groszy". W. twierdził wówczas, że nagrania polityków to "prezent, który dostał Falenta".

"Newsweek" zwraca uwagę, że wspomnianego wątku prokuratura w ogóle nie badała i nie weryfikowała. Z informacji do jakich dotarł tygodnik wynika, że "ten jak i inne wątki poruszone w wyjaśnieniach podejrzanego, a następnie oskarżonego Marcina W. są rozpoznawane w odrębnym postępowaniu, wyłączonym z akt śledztwa zakończonego aktem oskarżenia".

Z odpowiedzi prokuratury nie wynika jednak, by postępowanie było prowadzone w kierunku szpiegostwa czy też współpracy z obcym wywiadem.

W grudniu 2016 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Marka Falentę na 2,5 roku bezwzględnego więzienia. Falenta został uznany winnym większości zarzutów, m.in. zlecania podsłuchów. Zdaniem prokuratury motywy działania osób związanych z aferą miały "charakter biznesowo-finansowy". Wyrok uprawomocnił się w 2017 roku.

Dotychczasowe śledztwa dziennikarskie wskazywały na to, że za akcją podsłuchową stały rosyjskie służby, a Marek Falenta był jej wykonawcą w Polsce. Kulisy afery dokładnie opisał w swojej książce "Obcym alfabetem. Jak ludzie Kremla i PiS zagrali podsłuchami" dziennikarz Grzegorz Rzeczkowski.

RadioZET.pl/ Newsweek Polska