Od września możliwy paraliż w szkołach? "Tego mogą obawiać się rodzice"
Szef ZNP Sławomir Broniarz powiedział, że Przemysław Czarnek "bagatelizuje, ironizuje fakt, że brakuje nauczycieli". Lider związku wskazał, że w zawodzie nauczyciela luka pokoleniowa jest bardzo istotnym problemem, a jednym z głównych powodów, dla których młodzi ludzie nie chcą pracować w szkole są niskie zarobki. Podkreślił, że rodzice mogą obawiać się tego, że dzieci będą uczone przez "przypadkowych nauczycieli".

Sławomir Broniarz pytany przez PAP, czy w związku z zapowiadaną na wrzesień akcją informacyjną ZNP o problemach w polskiej oświacie rodzice mogą się obawiać, że np. nie będzie miał kto uczyć ich dzieci, powiedział, że "akcja protestacyjna ma charakter informacyjny".
Dodał, że jeżeli rodzice mają prawo się czegoś obawiać, to raczej tego, że ich dzieci będą uczone przez nauczycieli od danego przedmiotu, czy - jak mówił – "to będą przypadkowi nauczyciele, których akurat dyrektor spotka w szkole i poprosi ich o wzięcie zastępstwa".
Strajk nauczycieli 2022. Od września paraliż w szkołach?
- Pan minister bagatelizuje, ironizuje fakt, że brakuje nauczycieli, twierdząc, że nawet brak jednego nauczyciela to żaden problem. To wynika z takiej ignorancji pana ministra, bo chyba nigdy nie był dyrektorem szkoły, nigdy nie miał za zadanie zorganizowania normalnie zajęć – podkreślił Broniarz.
Dodał, że "można ignorować poglądy pana ministra, ale nie można ignorować problemu". Jak wyjaśnił, "jest rzeczą oczywistą, że nauczyciel matematyki nie może być zastąpiony przez nauczyciela fizyki, chemii, mimo, że to mogą być pokrewne przedmioty". - Na to zwracamy panu ministrowi uwagę, o tym mówi związek i wydaje się, że to także powinno być przedmiotem zainteresowania rodziców - mówił.
Pan minister bagatelizuje, ironizuje fakt, że brakuje nauczycieli, twierdząc, że nawet brak jednego nauczyciela to żaden problem. To wynika z takiej ignorancji pana ministra.
- Fakt, że nie ma nauczyciela w szkole – nie jest winą dyrektora, nie jest winą organu prowadzącego, jest winą fatalnego usytuowania materialnego naszej grupy zawodowej i tego, że po studiach trudno przekonać człowieka choćby w niewielkim mieście, gdzie będzie musiał zapłacić 1,5 tys. zł za wynajęcie mieszkania, żeby poszedł do pracy w szkole, bo jemu po potrąceniu podatków zostanie mniej więcej na rękę jakieś tysiąc, tysiąc dwieście złotych na utrzymanie.
- Naprawdę to są rzeczy, które decydują o tym, że młodzi ludzie nie chcą przyjść do tego zawodu, a my naprawdę czekamy na młodych ludzi, biorąc pod uwagę fakt, że luka pokoleniowa jest bardzo istotnym problemem i likwidacja tej luki pokoleniowej to jest zadanie polityków, zadanie ministra edukacji - zaznaczył.
RadioZET.pl/ Anna Jowsa (PAP)