Afera wizowa. Zapowiedź MSZ to propagandowy przekaz? "Nie ma żadnych szans"
Z zapowiadanych przez MSZ po aferze wizowej kontroli i audytów we wszystkich polskich placówkach konsularnych oraz w jednej z jednostek resortu może nic nie wyjść. Według źródeł, na które powołuje się Wirtualna Polska, z uwagi na brak wystarczającej liczby audytorów przed wyborami parlamentarnymi nie ma szans na zrealizowanie planów, o których ministerstwo informowało jeszcze w poprzednim tygodniu. Z kolei z uwagi na start z 1. miejsca łódzkiej listy PiS do Sejmu spokojny o swoją posadę może być szef MSZ Zbigniew Rau.

Afera wizowa w MSZ to obecnie temat nr 1 w polskich mediach. Proceder otrzymywania wiz w zamian za łapówki, z którego korzystali głównie obywatele państw Azji i Afryki, opisywały media, a sprawą zajmuje się również prokuratura - dotychczas siedmiu osobom postawiono zarzuty, a trzy zostały zatrzymane.
Afera wizowa. Dymisja Wawrzyka i reakcja MSZ
W wyniku afery stanowisko wiceministra spraw zagranicznych (odpowiedzialnego za sprawy konsularne i wizowe) stracił Piotr Wawrzyk. Z kolei w piątek MSZ wydało komunikat, w którym zapowiedziało dymisję dyrektora Biura Prawnego i Zarządzania Zgodnością MSZ Jakuba Osajdy.
Poinformowano również o zamiarach przeprowadzenia nadzwyczajnych kontroli i audytów w Departamencie Konsularnym MSZ oraz wszystkich placówkach dyplomatycznych RP, a także wypowiedzenie umowy firmom outsourcingowym, które zajmowały się przyjmowaniem wniosków wizowych.
Z drugiej strony szef resortu Zbigniew Rau podczas ostatniej wizyty w Nowym Jorku powiedział, że "nie ma żadnej afery wizowej". Twierdził, że doniesienia medialne to "kaskada fake newsów", zapewniał też, że "nie czuje się współwinny" i nie bierze pod uwagę rezygnacji ze stanowiska.
MSZ przeprowadzi kontrole? "Nie ma szans przed wyborami"
Choć plany MSZ na papierze przedstawiają się ambitnie, to - jak informuje Wirtualna Polska - "mają charakter wyłącznie propagandowy", jego celem było "chwilowe uspokojenie nastrojów", a minister Rau "nie poczuwa się do politycznej odpowiedzialności, co wprost powiedział podczas wizyty w USA". Źródła portalu przekonują, że żadnej szeroko zakrojonej kontroli nie należy się w najbliższym czasie spodziewać.
Nie ma żadnych szans, żeby takie kontrole odbyły się przed końcem roku, tym bardziej przed wyborami. Obecnie w resorcie jest ok. 40 audytorów, którzy byliby w stanie je prowadzić. Nie widzę możliwości, żeby tę zapowiedź udało się spełnić w przewidywalnym czasie. Dla ludzi w MSZ jasne jest, że nic z tego nie wyjdzie
Dziennikarze portalu wysłali również do ministerstwa pytanie o liczbę audytorów oraz kontroli, które mają zostać przeprowadzone, a także ich termin i liczbę placówek dyplomatycznych, które mają zostać poddane takim działaniom. MSZ nie odpowiedziało. Można jedynie spodziewać się, że chodziło o 96 ambasad i 38 urzędów konsularnych, które Polska nadzoruje (nie wliczając tzw. konsulatów honorowych).
Opozycja domaga się dymisji ministra, ale - jak czytamy w WP - na ten moment jest to niemożliwe, względnie traktuje się to jako "opcję atomową". Wszystko dlatego, że Zbigniew Rau to "jedynka" PiS na łódzkiej liście do Sejmu. Jego odejście ze stanowiska na niespełna cztery tygodnie przed wyborami parlamentarnymi byłoby dla rządzących wizerunkową katastrofą.
Afera wizowa - o co chodzi w sprawie?
31 sierpnia Piotr Wawrzyk został odwołany z funkcji wiceszefa MSZ. "Gazeta Wyborcza" podała, że miał on być autorem projektu rozporządzenia ws. ułatwień wizowych dla robotników tymczasowych z ok. 20 krajów Azji i Afryki. Chodziło o możliwość zatrudnienia w Polsce do 400 tys. pracowników.
Z informacji Onetu wynikało natomiast, że ściągani przez ekipę Wawrzyka Hindusi "udawali ekipy filmowe z Bollywood", a za przerzucenie do USA każdy płacił 25-40 tys. dol. To właśnie Amerykanie mieli ostrzec polskiej służby ws. kanału przerzutowego. Dodatkowo, w wyniku całej afery, Wawrzyk - który wciąż jest posłem PiS - został w ostatniej chwili skreślony z list wyborczych partii rządzącej.
Dziennikarze Radia ZET i RadioZET.pl Mariusz Gierszewski i Radosław Gruca ustalili zaś, powołując się na źródło z MSZ, że w jednym z afrykańskich krajów "przed naszą ambasadą stały stoiska, gdzie można było kupić już podstemplowane dokumenty" oraz że sprowadzenia do Polski miliona cudzoziemców domagało się od MSZ Ministerstwo Rolnictwa. W tej sprawie w resorcie dyplomacji interweniował nawet wiceszef resortu Lech Kołakowski.