Obserwuj w Google News

Internet huczy o rzekomym gejowskim nagraniu polityka. Poseł grozi sądem

3 min. czytania
01.06.2023 13:00
Zareaguj Reakcja

Od środy Twitter jest dosłownie zalewany plotkami o istnieniu rzekomego gejowskiego nagrania z udziałem polityka Konfederacji. Pojawiły się także sugestie, że film może być narzędziem szantażu jednego z posłów i prawdziwą przyczyną jego nagłej rezygnacji z życia politycznego. Nie ma jednak jednoznacznych dowodów na to, że film rzeczywiście istnieje. Wymieniany z nazwiska poseł zaprzecza i grozi procesem Bartowi Staszewskiemu, aktywiście LGBT.

gejowskie nagranie polityka konfederacji
fot. Piotr Molecki /East News

Informacja o tajemniczym nagraniu jest od środy jednym z najczęściej komentowanych tematów na Twitterze. Sęk w tym, że nigdzie nie pojawiły się jak dotąd jednoznaczne dowody na to, że rzekome wideo w ogóle istnieje. Nie wiemy, czy nie mamy tutaj do czynienia z prowokacją lub zwyczajną plotką. Nie możemy także wykluczyć, że jeżeli faktycznie powstał jakiś materiał wideo, to nie jest on tzw. deepfake'em, czyli fałszywką stworzoną dzięki narzędziom sztucznej inteligencji. 

Aktywista LGBT Bart Staszewski twierdzi jednak, że film krążył w sieci i nie ma wątpliwości, kto w nim występował. "Jak widać na filmie Konfederacja umie się dobrze bawić i gejowskie czułości im nie straszne. Więc po co ta udawana wrogość? Tęcza to nie wstyd chłopaki" - napisał. W kolejnych wpisach padło już konkretne nazwisko.

Polityk Konfederacji szantażowany nagraniem?

"Panie Robercie Winnicki, czy potwierdza Pan autentyczność filmu, który zaczął krążyć w sieci? Jak Pan się do niego odniesie? To już jest sprawa publiczna" - zwrócił się do posła Konfederacji. "Hipokryci, którzy budują swoje polityczne kariery na pogardzie wobec LGBT, nie zasługują na współczucie. Homoseksualne igraszki polityków Konfederacji i ministrów PiSu zasługują na publiczną debatę" - dodał Staszewski.

Pojawienie się informacji o rzekomym nagraniu wywołało falę spekulacji i pytań o to, czy poseł Konfederacji nie jest przez kogoś szantażowany, i czy fakt ten mógł mieć wpływ na jego rezygnację z bieżącej polityki. Przypomnijmy, że 12 maja Winnicki opublikował zaskakujące oświadczenie, w którym ogłosił wycofanie się z życia politycznego. Polityk wyraźnie zaznaczył jednak, że powodem jego decyzji jest zły stan zdrowia.

"Od kilku lat lekceważyłem różne sygnały ostrzegawcze, które mój organizm wysyłał, łącznie z hospitalizacjami, które przechodziłem w roku ubiegłym i w poprzednich. Starałem się też nie informować o tym nikogo więcej niż to było niezbędne. Nadszedł jednak moment, w którym muszę powiedzieć stop. Dlatego podjąłem decyzję o rezygnacji z funkcji prezesa Ruchu Narodowego i szefa sztabu Konfederacji" - napisał.

Winnicki: nie ma filmu, bo nie było sytuacji

Wielu polityków i komentatorów nie uwierzyło jednak w nagłą rezygnację spowodowaną pogarszającym się stanem zdrowia. W nieoficjalnych rozmowach pojawiły się głosy, że Winnicki stał się celem politycznego ataku i szantażu. Dziennikarz śledczy RadioZET.pl Radosław Gruca mówił w podcaście Podejrzani Politycy, że okoliczności tej sytuacji są wyjątkowo niejasne.

- Zadałem pytanie, czy nie było przypadkiem tak, że ktoś mocno pana Winnickiego nastraszył. Tym bardziej, że konflikt jego ludzi z ludźmi Roberta Bąkiewicza był bardzo gorący - komentował nasz dziennikarz śledczy.

Do serii wpisów Barta Staszewskiego odniósł się w końcu sam Robert Winnicki, który przez ostatnie tygodnie nie udzielał się publicznie. "Nie ma filmu, bo nie było sytuacji, którą insynuujesz. Ale możesz za to odpowiedzieć przed sądem. Lekarze wprawdzie kazali mi w leczeniu kardio, wątroby, cukru, cholesterolu i wrzodów żołądka odstawić działalność i Twittera, ale współpracownicy zbierają materiał dowodowy. Także, pilnuj tyłów. Bez odbioru" - napisał polityk.

Do informacji, które od wczoraj krążą w mediach społecznościowych, jak dotąd nie odniosła się ani Konfederacja, ani Ruch Narodowy, na czele którego stoi obecnie poseł Krzysztof Bosak.

Jako dziennikarze, z zasady nie podejmujemy tematów, które dotyczą życia prywatnego polityków i osób publicznych, o ile zachowania te nie łamią obowiązującego w Polsce prawa. Podobny stosunek mamy do wszelkiego typu nagrań i materiałów, które mają na celu wyłącznie kompromitację politycznego konkurenta. W tym przypadku zachodzi jednak uzasadnione pytanie o to, czy mamy tu do czynienia z mechanizmem zastraszania i szantażowania polityków, którzy z różnych względów mogą być "niewygodni".

RadioZET.pl