Krzysztof Wojczal - prawnik, bloger i ekspert ds. bezpieczeństwa oraz sytuacji międzynarodowej - był gościem najnowszego odcinka podcastu „Machina Władzy”. Analizował m.in., co próbuje ugrać Władimir Putin, wydając rozkazy bombardowania ukraińskich miast.
Putin ”gra na czas”
W jego ocenie to „gra na czas”, ewentualnie „próba zmuszenia strony przeciwnej do podjęcia jakiegoś rodzaju negocjacji, które i tak byłyby bezowocne”. - Nie miałyby doprowadzić do porozumienia i wycofania się Rosjan, tylko do ugrania nieco czasu żołnierzom i generałom na polu bitwy – wyjaśniał. Wskazał przy tym, że ofensywa rosyjska „straciła impet”. - Brakowało ludzi do rotacji i wytracili potencjał do prowadzenia ofensywy - ocenił.
Ekspert wyraził opinię, że ostatnie ataki rakietowe Rosjan musiały być przygotowane wcześniej, niż doszło do zniszczenia mostu Krymskiego (za co Putin, ostrzeliwując ukraińskie miast, miał się mścić).
Takich ataków nie planuje się i nie przeprowadza z godziny na godzinę, nie istnieje magiczny przycisk, który odpala np. 300 rakiet
- Takich ataków nie planuje się i nie przeprowadza z godziny na godzinę, nie istnieje magiczny przycisk, który odpala np. 300 rakiet. Trzeba najpierw ustalić cele, które chcemy trafić, czym chcemy to zrobić, skoordynować momentu wystrzelenia. Za tym stoi szereg procedur, które wcześniej wykonać – tłumaczył. Dodał, że atak na infrastrukturę na Krymie to sabotaż ze strony Rosji, służący jako pretekst do ponownej ofensywy rakietowej.
„Putin chce grac va banque”
Czy Rosja może skorzystać na ogłoszonej niedawno częściowej mobilizacji? - Putin liczy na to, że nasycenie pola walki odpowiednią liczbą żołnierzy pozwoli powstrzymać ukraińską kontrofensywę, a w dłuższej perspektywie przygotować się na przeprowadzenie ponownie własnej ofensywy – stwierdził Wojczal.
- Prawda jest taka, że czas dla Putina i Rosji się kończy. Sankcje zachodnie są coraz ostrzejsze i mają coraz większy wpływ na rosyjski budżet, a bez kapitału finansowego to państwo może się rozpaść. Putin jest tego świadomy i musi kalkulować. Może poczekać na zrealizowanie celów militarnych, aż ci „nowi” żołnierze się przeszkolą, a operacja zostanie „dobrze” zaplanowana. Albo w obawie przed skutkami gospodarczymi i politycznymi może zdecydować się teraz na kolejną ofensywę i wysłać nieprzeszkolonych żołnierzy do boju, ryzykując porażkę na polu bitwy – tłumaczył.
- Już jakiś czas temu postawiłem tezę, że Putin zdążył przegrać wszystko, co mógł. Pozostaje pytanie, jak dużo szkód wyrządzi, zanim mu ta cała układanka w Rosji upadnie. Przypomnijmy: wygraną dla niego jest przejęcie kontroli administracyjno-decyzyjnej nad Ukrainą, pozbawienie władzy obecnie rządzących i ustanowienie rządu marionetkowego.O to toczy się gra. Jeśli nie osiągnie całkowitego zwycięstwa - a wybrał do tego celu środki militarne - jeśli nie wygra na polu bitwy z Ukrainą w sposób jednoznaczny, wówczas poniesie porażkę. Częściowa wygrana lub częściowe zajęcie terytorium Ukrainy to nie będzie zwycięstwo – przekonywał.
Popularne w magazynie
- Ogłaszając mobilizację, Putin pokazał, że chce zagrać va banque. Ona była bardzo ryzykownym krokiem politycznym – zniechęciła do niego rosyjskie społeczeństwo. On się w nim cieszył ogromnym autorytetem, Rosjanie w większości popierają agresję na Ukrainę, ale w dużej części nie poparli mobilizacji. Putin to wiedział i dlatego tak długo odsuwał w czasie tę decyzję – kontynuował.
„Putin może wymienić Łukaszenkę”
W ostatnich dniach coraz więcej mówi się o zaangażowaniu Białorusi w wojnę w Ukrainie. Mają to potwierdzać doniesienia o tajemniczych pociągach, wypełnionych amunicją, uzbrojeniem, a nawet czołgami, które rzekomo kierowane są do Rosji.
Jaka jest realna rola reżimu Alaksandra Łukaszenki w agresji na Ukrainę? Zdaniem Wojczala białoruski dyktator jest już „przyparty do muru” i de facto musi zgodzić się na bezpośredni udział swoich żołnierzy w walkach frontowych. - Moim zdaniem decyzja odnośnie drugiej inwazji na Kijów została już podjęta i tym Białoruś będzie w niej uczestniczyć - dodał.
- Jeśli będzie się od tego wykręcał, to Putin wymieni go na kogoś innego. To będzie ktoś posłuszny wobec Putina, kto bez mrugnięcia wyśle Białorusinów na front. Łukaszenka ma bardzo słabą pozycję w kraju, ona zależy właściwie wyłącznie od Putina. Można powiedzieć, że losy rozstrzygnęły się po wyborach sprzed dwóch lat, po tych sławetnych protestach - mówił.
Łukaszenka ma bardzo słabą pozycję w kraju, ona zależy właściwie wyłącznie od Putina
Komentując z kolei do słowa dyktatora z Mińska, który ostrzegał przed „polskimi żołnierzami, mogącymi w 2-3 godziny przedostać się pod granicę z Białorusią”, Wojczal przyznał: - Ja bym chciał, żeby polskie wojsko potrafiło się przemieścić pod granicę z Białorusią w tak krótkim czasie, bo to by oznaczało, że będą się nas bać. Ocenił, że samym rozmieszczeniem wojsk pod granicą, wywieraniem presji na Białoruś i odwróceniem jej uwagi, jesteśmy w stanie pomóc Ukrainie, która miałaby wówczas „o jednego przeciwnika mniej”.
Wojska NATO w Ukrainie?
Gość podcastu wyraził również swoją opinię dotyczącą tego, w jaki sposób Zachód mógłby skutecznie powstrzymać Rosję. Jego zdaniem siły NATO – w tym polscy żołnierze – powinni trafić do Ukrainy i utworzyć tzw. kordon humanitarny, mający w zamierzeniu odstraszać Putina przed kolejnymi atakami.
- Masakry takie, jak w Buczy, ataki na obiekty cywilne, ale też elektrownie atomowe i wiele innych tego typu niehumanitarnych działań ze strony Rosji to wystarczające powody, by wysłać na terytorium Ukrainy wojska wybranych państw NATO. Żeby one stanęły na Ukrainie – tam, gdzie nie ma Rosjan - i powiedziały „obejmujemy społeczeństwie ukraińskie pomocą humanitarną, tworzymy kordon humanitarny, jeśli Rosjanie będą chcieli go złamać, to będą musieli strzelać do naszych żołnierzy” – sugerował.
Zdaniem Wojczala to „może wydawać się absurdalne z punktu widzenia kalkulacji politycznej”. - Ale proszę zauważyć: Putin cały czas mówi Zachodowi „nie pomagajcie więcej, bo posuniemy się dalej”, po czym i tak robi, co chce. Mieliśmy dylemat: jak daleko pomagać Ukrainie? Bo może sprowokujemy Putina do agresywniejszego działania – wyjaśniał.
Jeśli, jako NATO, staniemy na Ukrainie, to Putin będzie się zastanawiał - na ile może sobie pozwolić, by nie wywołać wojny atomowej?
- Przez ostatnie miesiące, jako Zachód, coraz bardziej przesuwaliśmy te granice: wysyłaliśmy Ukrainie wyposażenie dla piechoty, potem sprzęt ciężki, czołgi. To wciąż może nie wystarczyć. Ale jeśli tam staniemy, to wtedy Putin będzie się zastanawiał – na ile może sobie pozwolić, by nie wywołać wojny atomowej? Przecież Rosjanie też się tego boją! Zimna wojną pozostała „zimna” właśnie dlatego, że Sowieci też się bali arsenału nuklearnego ze strony NATO – argumentował ekspert.
Polscy żołnierze w Ukrainie?
Czy w takim razie również polscy żołnierze powinni stać na pierwszej linii obrony na terytorium Ukrainy? - Jeśli nawet Putin wydałby rozkaz, by strzelać do żołnierzy NATO, to czy jego armia wykonałaby go, wiedząc, że po drugiej stronie są np. Amerykanie? Bo bez nich cała operacja byłaby dużym ryzykiem. Ale gdyby Amerykanie byli gotowi wziąć w niej udział, to polskie wojsko, polscy politycy, a przede wszystkim polskie społeczeństwo również powinno być gotowe do tego, by taką decyzję podjąć - odpowiedział Wojczal.
- Mamy jedną na milion szans w historii, by wybić temu rosyjskiemu niedźwiedziowi zęby. By na kolejne dziesięciolecia nie wychodził ze swojej jaskini - ocenił. Jego zdaniem, „walczymy też o swoje bezpieczeństwo”.
- Jeśli Ukraina przegra, to na terenie Polski musimy liczyć się z pełnoskalową wojną hybrydową – przewidywał. Codziennością byłyby np. przecinanie rurociągu z gazem czy ropą albo inne sytuacje sabotażowe w terminalu LNG lub naftoportach. Bylibyśmy w permanentnym kryzysie, który zdewastowałby nam biznes czy gospodarkę. Jeśli zaś Ukraina pozostanie niezależna od Rosji, my mamy perspektywy długiego i stabilnego rozwoju. Jako Polacy powinniśmy mieć tego świadomość - podkreślił.
Krzysztof Wojczal - prawnik specjalizujący się w tematyce podatkowej, a także analityk i ekspert ds. bezpieczeństwa, geopolityki i sytuacji międzynarodowej. Autor książek, m.in. "Trzecia dekada. Świat dziś i za 10 lat". Jego konto na Twitterze śledzi prawie 45 tys. użytkowników. Mieszka w Zielonej Górze.