Oceń
Podatki proponowane przez Prawo i Sprawiedliwość znów wywołały chaos i kontrowersje. W ustawie o podatku od spadków i darowizn początkowo zmiana miała być jedna: kwoty wolne od podatku miały pójść w górę. Potem zaproponowano, by kwota wolna dotyczyła nie wpłat od jednego darczyńca (jak w obecnym stanie prawnym), lecz od wszystkich. Ostatecznie rodzice, którzy na leczenie chorego dziecka muszą często uzbierać kwoty wyższe od 54 tys. zł (kwota wolna od podatku w przypadku darowizn od niespokrewnionych), od nadwyżki musieliby zapłacić podatek.
Podatku od zbiórek nie będzie. „Nadgorliwość urzędnicza”
W obecnym stanie prawnym obdarowany powinien zapłacić podatek tylko wtedy, jeśli wartość darowizn od jednej osoby w okresie pięciu lat przekroczy kwotę wolną od podatku (5 308 zł w przypadku osób niespokrewnionych z potrzebującym). Zgodnie z nowelizacją limit kwoty wolnej w przypadku jednego darczyńców miał wzrosnąć do 18 tys. zł, zaś od wielu – do 54 tys. zł. Taki zapis miał uderzyć w beneficjentów zbiórek charytatywnych, którzy od nadwyżki powyżej tej kwoty musieliby przelać część pieniędzy fiskusowi.
Podczas wizyty w piekarni "Żytnia" w Dąbrówce niedaleko od Warszawy premier został zapytany o tę sprawę. Wcześniej w rozmowie z Interią mówił, że opodatkowanie zbiórek nie było celem ustawy, chodziło bowiem o „walkę z nadużyciami”. Szef rządu zadeklarował, że nie pozwoli, "żeby to w jakikolwiek sposób wpłynęło na kwestie zbierania środków na cele charytatywne i tego typu inicjatywy".
Dopytany o tę kwestię premier podkreślił, że żadnego nowego opodatkowania zbiórek nie będzie.
Wracamy do takiego stanu, jaki był wcześniej. Trzeba powiedzieć uczciwie, że nadgorliwość niektórych urzędników, ale też być może dobra wola - chcieli coś uszczelnić, zmienić - doprowadziła do tego zamieszania, którego już nie ma
Resort finansów podkreślił, że pracuje nad doprecyzowaniem przepisów tak, by nie objęły one zbiórek charytatywnych.
RadioZET.pl/PAP
Oceń artykuł