Mobbing w Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie? Trwa kontrola MON
W Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie trwa kontrola w sprawie mobbingu zarządzona na wniosek Ministra Obrony Narodowej Mariusza Błaszczaka - ustalił portal RadioZET.pl. Dotarliśmy do pracowników, którzy napisali skargi na dyrektora placówki Pawła Pawłowskiego. Oskarżają go m.in. o stosowanie mobbingu i nepotyzmu. Twierdzą, że pierwsze sygnały o złej sytuacji w Muzeum ministerstwo dostało już w 2018 roku, ale sprawa została zamieciona pod dywan.

Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie to państwowa instytucja kultury, która nadzorowana jest przez Ministerstwo Obrony Narodowej. Jej celem jest zachowanie i pielęgnowanie pamięci o polskim lotnictwie wojskowym. Dęblińskie muzeum chwali się, że jest jedną z największych placówek w regionie posiadającą zabytki i pamiątki związane z polskimi siłami powietrznymi.
Muzeum powstało 1 kwietnia 2011 roku z inicjatywy ówczesnego Dowódcy Sił Powietrznych. Od grudnia 2016 roku dyrektorem placówki jest Paweł Pawłowski, który zastąpił na tym stanowisku generała Ryszarda Hacia.
Pracownicy piszą do ministerstwa. “Straciliśmy nadzieję”
Po raz pierwszy pracownicy Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie zwrócili się o pomoc do Ministerstwa Obrony Narodowej w październiku 2018 roku. - Telefonicznie zgłosiliśmy, że w naszej placówce stosowany jest mobbing przez dyrektora Pawła Pawłowskiego - mówi jeden z pracowników Muzeum.
W listopadzie do Dęblina przyjechali członkowie Departamentu Edukacji, Kultury i Dziedzictwa MON, który m.in. nadzoruje, jakie nastroje panują w środowisku wojskowym. Pracownicy zostali przepytani z sytuacji panującej w placówce oraz wypełnili ankiety. Nie wydarzyło się nic więcej. Pracownicy do dziś nie wiedzą, jakie były wyniki kontroli, ani czy powstało jakiekolwiek sprawozdanie z niej.
Straciliśmy nadzieję, że cokolwiek można w tej sprawie zrobić. Dyrektor nawet chwalił się, że widział wypełnione przez pracowników ankiety.
Zapytaliśmy MON, czy powstał raport z wizyty pracowników departamentu. W odpowiedzi dostaliśmy jedynie informację, że “kontrola przeprowadzona w listopadzie 2018 przez Departament Edukacji, Kultury i Dziedzictwa obejmowała działalność w zakresie dokumentacji akt osobowych pracowników, podróży służbowych, umów zleceń, umów użyczenia obiektów muzealnych oraz delegowania uprawnień”.
- Ankiety ewidentnie dotyczyły mobbingu w Muzeum. Sami dołączyliśmy też wcześniej drukowane listy, w których informowaliśmy o tym, co dzieje się w placówce. Nawet jeżeli MON oficjalnie przeprowadzał kontrolę w innym zakresie, to po tym, co od nas dostał powinien zainteresować się sprawą mobbingu - mówią pracownicy Muzeum Sił Powietrznych.
W kwietniu i maju 2021 roku interweniować w ministerstwie próbowali pracownicy z Muzeum Obrony Przeciwlotniczej w Koszalinie - oddziału Muzeum Sił Powietrznych. Zgłoszenie “podejrzenia naruszenia zasady równego traktowania w formie mobbingu” zostało wysłane do Sekretarza Stanu Ministerstwa Obrony Narodowej Wojciecha Skurkiewicza. Pismo trafiło również do wiadomości Dyrektora Departamentu Edukacji, Kultury i Dziedzictwa w Ministerstwie Obrony Narodowej Pawła Huta oraz Przewodniczącego Rady Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie generała broni Jana Śliwki.
W dokumencie, do którego dotarliśmy, czytamy, że od kiedy na stanowisko dyrektora powołany został Paweł Pawłowski w placówce “sytuacja powoli, ale systematycznie uległa pogorszeniu”. Zdaniem autora pisma w Muzeum “zaczęły mieć miejsce zupełnie nieoczekiwane ruchy kadrowe, zwolnienia z pracy lub ‘niby odejścia’ z własnej woli spowodowane działaniami noszącymi znamiona mobbingu”. - Ludzie zaczęli odchodzić, bo nie mogli wytrzymać atmosfery zastraszania i panującego napięcia, którą stworzył dyrektor Pawłowski - tłumaczy nam kierownik Muzeum Obrony Przeciwlotniczej w Koszalinie.
Z listu wynika, że z pracy odeszła była kierowniczka koszalińskiego oddziału, która miała być nękana m.in. “niezrozumiałymi w treści mailami” oraz “telefonami o różnych porach dnia”. Kobieta miała również w ramach narzucanych przez dyrektora obowiązków zawodowych “pielić chwasty na ekspozycji zewnętrznej”, czy “grabić liście”. W rozmowie z nami potwierdziła powody swojego odejścia, ale nie chciała dłużej rozmawiać o tej sprawie. Tłumaczyła, że nie zamierza już więcej wracać pamięcią do tych czasów. Dziś pracuje już w innej instytucji. - Kiedyś rozbił się jeden z telewizorów w Muzeum Obrony Przeciwlotniczej w Koszalinie. Do Dęblina zadzwoniła ówczesna kierowniczka koszalińskiego oddziału, aby zgłosić ten wypadek. Była tak spanikowana i znerwicowana, że bałem się, że zaraz umrze przy słuchawce. Bała się reakcji dyrektora. Niedługo potem zwolniła się - mówi jeden z pracowników Muzeum.
W konflikt z przełożonym popadł również obecny kierownik MOPL w Koszalinie. Mężczyzna skarży się w rozmowie z nami, że dyrektor próbował go nawet odwołać ze stanowiska z powodu absurdalnych oskarżeń. - Pomówił mnie, że bez jego zgody udałem się na pogrzeb prezesa kołobrzeskiego oddziału Ligi Morskiej i Rzecznej śp. Antoniego Szarmacha. Stwierdził, że widział mnie na zdjęciach z uroczystości żałobnych. Dodał także, że sam był w tym czasie na cmentarzu. Na moje pytanie, dlaczego w takim razie nie podszedł do mnie i się nie przywitał, odpowiedział, że nieco się spóźnił, ale “zdjęcia nie kłamią i wszyscy mnie tam widzieli". Pod groźbą kar dyscyplinarnych nakazał pracownikom pisać oświadczenia, że tego dnia nie byłem w pracy. Ostatecznie stwierdził, że mógł się jednak pomylić. Ja oczywiście byłem w pracy a nie na pogrzebie. Nawet mnie nie przeprosił za to pomówienie” - bulwersuje się kierownik koszalińskiego oddziału.
W odpowiedzi na skargi pracowników Departament Edukacji, Kultury i Dziedzictwa Ministerstwa Obrony Narodowej przeprowadził kontrolę w Muzeum Sił Powietrznych. Ponownie pracownicy mieli wypełnić ankiety dotyczące sytuacji w placówce.
Ankieta była tak sformułowana, że dyrektor mógł każdego zidentyfikować. Były w niej pytania o płeć, zakres wieku i wykształcenie. Na podstawie tych danych bardzo łatwo wytypować konkretnego człowieka z 20-osobowego zespołu.
Ministerstwo tłumaczy, że “anonimowy kwestionariusz nie zawierał pytań pozwalających na identyfikację (deanonimizację) respondentów, a jedynie standardowe pytania, tzw. metryczkowe”. Natomiast, jak twierdzi MON, samo ich zadanie miało pozwolić członkom komisji lepiej zrozumieć zebrane w ankietach odpowiedzi i umożliwić wyciągnięcie wartościowych wniosków.
Kontrolerzy otrzymali również ponad 30-stronicowy dokument, który przygotowali pracownicy Muzeum. Poznaliśmy jego treść. Znajdujemy tam opis tego, co z perspektywy pracowników dzieje się w placówce. W piśmie zarzucono dyrektorowi, że stworzył nowe stanowisko - kierownika marketingu i wydawnictw - aby zatrudnić “swoją konkubinę”. Ponownie, jak w przypadku poprzednich zgłoszeń, pojawiły się zarzuty dotyczące złej polityki kadrowej. Z powodu braku porozumienia i współpracy z Pawłem Pawłowskim z Dęblina po kilku miesiącach od zatrudnienia odszedł doświadczony muzealnik. Udało nam się z nim skontaktować.
- Współpraca z dyrektorem Pawłowskim kompletnie nie funkcjonowała. Nie było z nim żadnej komunikacji. To jest specyficzna osoba pod względem charakteru. Szybko okazało się, że w Dęblinie nie było miejsca na konstruktywną pracę i dyskusję. Dyrektor uważał, że na wszystkim zna się najlepiej i nie potrzebuje pomysłów oraz opinii od swoich podwładnych - mówi były pracownik, który odszedł z Muzeum z własnej woli.
Na koniec dodaje, że współczuje pracownikom Muzeum w Dęblinie, bo uważa ich za specjalistów z dużymi ambicjami. - Pamiętam, że jedno z pierwszych zdań, jakie dyrektor wypowiedział na temat personelu muzeum brzmiało: “trzeba tu zrobić porządek, bo to nie są żadni muzealnicy, tylko jacyś przypadkowi ludzie”. Szybko się jednak okazało, że pracownicy mają ogromną wiedzę i są bardzo zaangażowani w życie muzeum. Trudno jest jednak dobrze pracować w tak niezdrowej atmosferze, gdy można było usłyszeć reprymendę za byle co. Nie mówiąc już o napuszczaniu na siebie pracowników, czy dworowaniu z nich - kończy.
Pamiętam, że jedno z pierwszych zdań, jakie dyrektor wypowiedział na temat personelu Muzeum brzmiało: “trzeba tu zrobić porządek, bo to nie są żadni muzealnicy, tylko jacyś przypadkowi ludzie”.
W dokumencie, który przygotowali pracownicy, czytamy, że z powodu braku “konstruktywnej współpracy” z dyrektorem z Muzeum odszedł również pracownik działu naukowego. Pracownicy skarżą się, że działalność naukowo-badawcza placówki została ograniczona do minimum z powodu “niezrozumienia tematyki lotniczej” przez Pawłowskiego. Dział Historii, Lotnictwa i Wojskowości składa się z dwóch osób, po tym, jak rok temu z pracy w Muzeum zrezygnował wspomniany pracownik. Przeszedł do innej instytucji.
- Dyrektor nie umie z nami rozmawiać. On tylko potrafi wydawać rozkazy, które są niekompatybilne z tym, co się dzieje. Nie ma żadnego planu na działalność Muzeum. Psuje nam pracę, bo my dobrze wiemy, co mamy robić - twierdzi jeden z obecnych pracowników. Inny dodaje: - Jeżeli ktoś mu się sprzeciwi lub powie coś, co mu się nie podoba, to wtedy na drugi dzień ma konsekwencje w postaci otrzymania dodatkowych zadań. Albo słyszy nieustające uwagi dotyczące jego pracy - komentuje jeden z pracowników Muzeum.
“Całą noc poprzedzającą przyjście do muzeum wymiotowałam”
Jedna z pracownic opowiada, jak była dyscyplinowana przez dyrektora ze względu na swój ubiór. - Miałam trzy rozmowy dyscyplinujące dotyczące mojego ubioru. Zimą chodziłam do pracy w swetrze, co nie podobało się dyrektorowi. Nawet jeżeli był to elegancki sweter. Nie podobają się mu również koszule w kratę. Powiedział nam, żebyśmy się cieszyli, że nie wprowadził jeszcze dress codu.
- Często od dyrektora otrzymujemy notatki dyscyplinujące. Na przykład za niesprawdzenie czystości toalet, mimo że w Muzeum jest firma sprzątająca. Albo za nie wytarcie tabliczek przy eksponatach, które są na zewnątrz. Codziennie rano musimy zrobić obchód, aby wyczyścić je z ptasich odchodów. Rada Muzeum zwróciła dyrektorowi uwagę, że od tego jest firma sprzątająca a nie pracownicy instytucji kultury. Nic to jednak nie zmieniło - mówi jeden z pracowników Muzeum.
Braki kadrowe powodują, że pracownicy w szczególności w weekendy są przepracowani i nie mają nawet czasu, aby skorzystać z toalety. Boją się również opuszczać stanowiska pracy. - W ostatnią niedzielę nie miałam nawet pięciu minut przerwy. Nie byłam przez osiem godzin w toalecie. Gdybym poszła to miałabym kolejkę 30 osób. Jeżeli akurat wtedy przyszedłby dyrektor i zobaczył, że nie ma mnie na stanowisku, to przy gościach ochrzaniłby mnie, że ich nie obsługuję - relacjonuje pracownik z Dęblina. Inny z pracowników: - Jednego dnia mieliśmy 680 zwiedzających. Cała obsada Muzeum nie schodziła na przerwę. Kasjerka słabła, bo nie jadła i nie wychodziła do toalety. Ochrona musiała podawać jej wodę. Nie miała nawet pięciu minut przerwy.
W piśmie do ministerstwa autorzy podają, że wielu pracowników nie wytrzymuje presji i nerwowej atmosfery, którą wytworzył pracodawca. Do jednej z pracownic została wezwana karetka pogotowia. Według kobiety jej zasłabnięcie było spowodowane długotrwałym stresem i ciągłymi oskarżeniami ze strony dyrektora. - Bałam się przychodzić do pracy. Całą noc poprzedzającą przyjście do Muzeum wymiotowałam ze strachu. Pamiętam, że przyjechało pogotowie i jeden z ratowników medycznych poprosił, abym wstała i zrobiła kilka kroków. Nie dałam rady, bo zawroty głowy powodowały, że się przewracałam - relacjonuje jedna z pracownic Muzeum.
To nie jedyny taki przypadek. Wcześniej pogotowie było wzywane do kilku innych pracownic. Jedna z kobiet blisko współpracowała z dyrektorem, dlatego bardzo często była narażona na krytykę z jego strony. W końcu zdecydowała się odejść z Muzeum. - Dyrektor jest bardzo przebiegłym człowiek. On nie zwracał się do pracowników wulgarnie, ale wpływał bardzo silnie na naszą psychikę. Serwował nam huśtawkę emocjonalną. Miał duże wahania nastroju. Raz był w euforii, a za chwilę nie wiadomo było, czego się po nim spodziewać. Jak wchodził do budynku, to zaraz serce zaczynało mi bić szybciej. Kiedyś, jak tylko przyszedł do pracy, to coś dziwnego zaczęło się ze mną dziać. Serce kołatało, ciśnienie miałam bardzo wysokie. Nie było ze mną kontaktu, więc dziewczyny wezwały karetkę. W szpitalu powiedzieli, że był to incydent na tle nerwowym. Poszłam na zwolnienie. Do dziś muszę brać leki na ciśnienie mimo, że jestem młodą osobą.
Kobieta ma żal do dyrektora Pawłowskiego, że zniszczył bardzo zgrany zespół dęblińskiego Muzeum. - Jak zaczynałam pracę za kadencji poprzednich dyrektorów, to każdego dnia budziłam się z uśmiechem. Wtedy Muzeum było cudownym miejscem. Jak miałam iść na urlop, to nie chciałam, bo uwielbiałam współpracować z kolegami i koleżankami z placówki. Po przyjściu Pawłowskiego wszystko się zmieniło. Budziłam się ze łzami w oczach i powtarzałam do siebie: “Boże, znowu to samo”. On potrafi wykończyć ludzi psychicznie. W końcu powiedziałam: “koniec”. Złożyłam wypowiedzenie. Byłam szóstą osobą, która to zrobiła, a było to w 2018 roku. Później odeszli kolejni pracownicy - kończy.
Dyrektor do pracowników: “Każdy kij ma dwa końce”
- Dyrektor podczas zebrania dotyczącego organizacji Nocy Muzeów nawiązał do skargi, którą wysłaliśmy. Zrobił nam wykład, że to, co się dzieje w Muzeum to nie jest mobbing, że każdy kto przeszedł twardą szkołę wojska stwierdziłby, że “u nas to jest luz”. Zamiast z nami porozmawiać o sytuacji, która dzieje się w placówce, to urządził monolog, podczas którego powiedział, że nie chciałby być ofiarą stalkingu z naszej strony. Dodał również, że “każdy kij ma dwa końce i sytuacja, w której ktoś kogoś o coś oskarża może się odwrócić”. Dla nas to jasny komunikat, że osoby, które wysłały skargi na dyrektora poniosą za to konsekwencje - relacjonują spotkanie pracownicy Muzeum.
- Jeżeli ktoś posługuje się słowem „mobbing” nawet w sposób nie do końca zasadny, ale odnosząc się do innych, rzeczywiście istniejących problemów, to powinno się to zbadać. Jeśli dyrektor przestrzegał pracowników, że „kij ma dwa końce”, to rozumiem, że może być to odbierane jako wywieranie presji na pracowników, którzy złożyli skargę. Gdy pracownicy skarżą się w dobrej wierze, kierując się troską o dobro wspólne lub zakładu pracy i podnoszą fakty, które są prawdziwe lub postrzegają je za prawdziwe, to nie ponoszą za to żadnych negatywnych konsekwencji. Dlatego, że prawo chroni sygnalizowanie nieprawidłowości. Nawet jeśli zdarzenie, które nazywają "mobbingiem" nie odpowiada w pełni jego definicji - ocenia prawnik Grzegorz Ilnicki, z kancelarii Aval-Consult, który specjalizuje się w sprawach dotyczących m.in. mobbingu.
“Pawłowskiego z Dęblinem łączy więź szczególna”
Paweł Pawłowski powołanie na dyrektora Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie otrzymał z rąk ówczesnego Ministra Obrony Narodowej Antoniego Macierewicza. W dęblińskim Muzeum zastąpił generała Ryszarda Hacia. Pawłowski wcześniej zarządzał Cedyńskim Ośrodkiem Kultury i Sportu.
Swoją karierę z instytucjami kultury rozpoczął w 2003 roku. Opiekował się wtedy Muzeum Rybołówstwa Morskiego w Niechorzu. Był także miejscowym animatorem kultury. W 2008 roku został dyrektorem Muzeum Oręża Polskiego w Kołobrzegu. Pracował tam do 2014 roku. Rada kołobrzeskiego Muzeum miała zastrzeżenia, co do działalności placówki. Rozpisała konkurs na nowego dyrektora. Pawłowski stanął do niego, ale otrzymał jedynie dwa głosy poparcia od członków komisji. Konkurs wygrał Aleksander Ostasz, który dostał osiem głosów. Jak opisywał portal miastokolobrzeg.pl - były dyrektor próbował jeszcze skarżyć skład komisji konkursowej, ale ostatecznie nie wpłynęło to na wybór nowego dyrektora. Następnie Pawłowski przez rok zarządzał Cedyńskim Ośrodkiem Kultury, skąd trafił do Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie.
Na stronie internetowej MSP czytamy, że dyrektora Pawła Pawłowskiego z Dęblinem łączy “więź szczególna, poprzez ojca - technika lotniczego służącego tu przy samolotach Ił - 28”. - Pan Pawłowski jest muzealnikiem, ale nie ma nic wspólnego z lotnictwem. Dla niego aspekt lotniczy jest mniej ważny. Przy organizacji imprezy "Good Morning, Dęblin" zamiast skupić się na tematyce lotniczej, to skierował swoją uwagę na pojazdy. Przy organizacji wystawy z okazji 100-lecia Lotnictwa Polskiego dla dyrektora priorytetem była renowacja pojazdów. Tłumaczyliśmy mu, że dla Muzeum Sił Powietrznych to nie jest główny kierunek rozwoju, że najważniejsza jest modernizacja wystawy stałej. Na niej powinna skupić się uwaga wszystkich pracowników, a nie na przestawianiu pojazdów - mówią pracownicy muzeum.
Paweł Pawłowski nie chciał komentować sprawy mobbingu, o który jest oskarżany przez swoich pracowników. Odpisał nam, że “w związku z prowadzonymi czynnościami sprawdzającymi przez Ministerstwo Obrony Narodowej, Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie nie jest upoważnione do udzielania informacji w powyższej sprawie”.
W czwartek w Dęblinie planowane są uroczystości z okazji 10-lecia Muzeum Sił Powietrznych.
Kontakt z autorem: mateusz.kapera@radiozet.pl
RadioZET.pl