Obserwuj w Google News

Wykładowca rzucał książkami w podwładną przy studentach. „Przemoc na uczelniach jest nagminna”

4 min. czytania
10.10.2022 11:39
Zareaguj Reakcja

- Przemoc psychiczna na uczelniach jest wszechogarniająca. Wykonywana jest jednak w wyrafinowany sposób, w białych rękawiczkach, przez co jest bardzo trudno wykrywalna. Przemocowcy nie ponoszą żadnej odpowiedzialności - mówi w podcaście „Szkoła marzeń” dr Joanna Gruba, prezes fundacji Science Watch Polska. Z jej obserwacji wynika, że najgorzej jest na uczelniach artystycznych i katolickich.

Wykładowcy uczelni (zdjęcie ilustracyjne)
fot. ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER

Rektorzy podczas inauguracji roku akademickiego 2022/2023 nie ukrywali, że uczelnie czeka wiele trudności jak chociażby wielomilionowe opłaty za ogrzewanie, prąd, na które nie ma pieniędzy. Dr Joanna Gruba, prezes fundacji Science Watch Polska, w kolejnym odcinku podcastu edukacyjnego „Szkoła marzeń” przypomina jednak o nieprawidłowościach, które trwają od lat, ale pozostają za zamkniętymi drzwiami.

- Patologie na uczelniach nie powinny mieć miejsca, a tych patologii jest mnóstwo – mówi w podcaście „Szkoła marzeń.”

Przemoc na uczelniach w białych rękawiczkach

Przede wszystkim, jak mówi ekspertka, w środowisku akademickim wszechogarniająca jest przemoc psychiczna. - Przy czym wykonywana jest w wyrafinowany sposób, w białych rękawiczkach, przez co jest trudna do udowodnienia. Przemocowcy nie ponoszą za to żadnej odpowiedzialności – wyjaśnia dr Gruba. Jakie to sytuacje? To m.in. przydzielanie obowiązków powyżej kompetencji po to, żeby udowodnić, że ktoś jest nieudacznikiem, nie ma umiejętności. W efekcie odwraca się od niego środowisko naukowe.

Typowo uczelnianą i nagminną patologią jest przydzielanie cały czas nowych zajęć. - Jeśli dostaje pani nowy wykład do prowadzenia, to uczy się pani do niego, przygotowuje, poświęca nieraz swój urlop, żeby sprostać oczekiwaniom studentów. A po pół roku okazuje się, że wykład został pani odebrany – opowiada dr Gruba. Taki naukowiec nie ma czasu wtedy na robienie badań, na publikowanie ich wyników, na czytanie literatury zgodnej z kierunkowymi zainteresowaniami.

Często też wybrana grupa naukowców spotyka się z odmową finansowania publikacji. A wydawanie książek jest konieczne, by mieć osiągnięcia naukowe. - Taki pracownik chcąc mieć dorobek naukowy, wykłada pieniądze z własnej kieszeni, a to koszt nieraz 20 tys. zł – mówi prezes fundacji Science Watch Polska.

Redakcja poleca

Podobnie jest w wypadku wyjazdów na konferencje. Jeśli ktoś w nich nie uczestniczy, nie ma kontaktu z innymi naukowcami i jest eliminowany ze środowiska. Często więc sam opłaca takie wyjazdy. - Jednocześnie jest grupa pracowników, która systematycznie dostaje finansowanie konferencji i publikacji – przypomina w podcaście „Szkoła marzeń” dr Joanna Gruba.

Czym to się kończy? Pracownicy naukowi są oceniani ze swoich osiągnięć naukowych. Jeśli nie mają publikacji, udziału w konferencjach, tylko cały czas dostają nowe przedmioty do prowadzenia, to otrzymują negatywną ocenę, bo nie mają dorobku. Druga negatywna ocena skutkuje zwolnieniem z uczelni.

Najgorzej na uczelniach artystycznych i katolickich

Fundacja dostaje również informacje o całej masie nadużyć podczas awansu naukowego. - Brakuje reguł, według których oceniany byłby dorobek naukowy. Np. przy habilitacji nie mamy pułapu, do którego można by się odnieść. Główną rolę spełniają recenzje dorobku. Przy czym recenzenci często oceniają osiągnięcia znacznie wyższe niż ich osobiste – wyjaśnia ekspertka. Oceniany naukowiec na żadnym etapie postępowania awansowego nie może odnieść się też do ewentualnych zarzutów postawionych w recenzji – te są niezaskarżalne.

Do niedawna tacy naukowcy tracili pracę, teraz mogą zostać na uczelni np. na stanowisku adiunkta, ale są mniej aktywni naukowo, nie dostają grantów, prac do recenzowania. - Mało kogo obchodzi, że doktor nie otrzymał habilitacji, bo tu nie ma krwi, ale dla takiej osoby może to oznaczać traumę. Znałam doktora, któremu odmówiono habilitacji. Miał troje dzieci, wyjechał do pracy fizycznej do Niemiec – opowiada dr Gruba. Przemoc fizyczna na uczelniach jest rzadkością, ale i takie przypadki znane są prezesce fundacji. - Przełożony rzucał książkami w swoją podwładną w obecności studentów - podaje przykład ekspertka.

Jej zdaniem w środowisku akademickim, które powinno być kryształowe, dochodzi do tak wielu nadużyć m.in. dlatego, że rektorzy, dziekani nie potrafią dobrze kierować zespołem. Po drugie w grę wchodzi ludzka zawodowa zawiść, zazdrość. - Gorzej traktowane są młode, ambitne osoby, które są zagrożeniem dla starszych naukowców – przyznaje dr Gruba.

Redakcja poleca

Poza tym w środowisku, gdzie jest duży stopień zależności i podwładności, a takim jest środowisko naukowe, o nieprawidłowości łatwiej. Szczególnie źle, jak zaobserwowała prezeska fundacji, jest pod tym względem na uczelniach artystycznych i katolickich. W tych ostatnich powodem jest często zderzanie się poglądów religijnych i antyreligijnych.

Mobbing na uczelniach powszechny

Co może zrobić naukowiec, który doświadcza przemocy? W wypadku awansów zawodowych pozostaje sąd administracyjny. - Tylko sąd nie odniesie się do recenzji tylko do błędów formalnych, a środowisko wie, jak takie błędy omijać – przypomina dr Gruba.

W szkołach wyższych powinny działać komisje antydyskryminacyjne, antymobbingowe, ale takie postępowania trwają bardzo długo, nawet kilka lat. - Osoba pokrzywdzona często nie ma siły na taką walkę. Musi zatrudnić obrońcę, zapłacić za to, a uczelnia, rektor ma całą rzeszę prawników. Pokrzywdzony staje jak w „Procesie” Kafki przed ścianą, zderza się z murem – mówi ekspertka. Dlatego, jak wyjaśnia, naukowcy nie decydują się na zgłaszanie przemocy. W grę wchodzi też strach. - Ludzie wolą cierpieć i milczeć zamiast przeciwstawić się przełożonemu – dodaje dr Gruba.

Z tego powodu m.in. powstała fundacja Science Watch Polska, by monitorować nieprawidłowości na uczelniach i pomagać ludziom pokrzywdzonym w środowisku naukowym. A tych nie brakuje. Z badań, które przygotowała fundacja, wynika, że ponad 73 proc. naukowców nie czuje się traktowana z należytym szacunkiem, a 65 proc. przyznało, że doświadczyło mobbingu.

RadioZET.pl