Oceń
Wybuch gazu na plebanii parafii ewangelicko-augsburskiej w Katowicach-Szopienicach wstrząsnął całą Polską. W eksplozji zginęły zajmujące jedno z mieszkań w tym budynku 69-letnia kobieta i jej 41-letnia córka. Mężczyzna z tego mieszkania trafił z oparzeniami do szpitala, poważnie ucierpiały też małe dziewczynki.
W oczekiwaniu na wyniki śledztwa, które ma wyjaśnić przyczynę katastrofy, w sprawie pojawiły się kolejne szokujące doniesienia. Najpierw Polsat News ujawnił, że ofiary napisały list pożegnalny, w którym opisały swoją trudną sytuację finansową, brak pomocy ze strony parafii i niedocenienie ze strony duchownego. Obwiniły one o swoją sytuację księdza. "Z cmentarza komunalnego nas nie wyrzuci" – przekazały przed wybuchem ofiary.
Wybuch gazu w Katowicach. Kryzys narastał przez lata
Wirtualna Polska zapytała sąsiadów ofiar o okoliczności trwającego lata sporu z parafią. - Od lat się sądzili. Wiem, bo sąsiadka była w sądzie niejeden raz - powiedział portalowi starszy mężczyzna. - Chyba samobójstwo - ocenił.
Sprzedawczyni z pobliskiego kiosku też słyszała o liście oraz możliwym konflikcie. - To, że one były skrzywdzone, to rozumiem. Ale skoro były skrzywdzone, to jak mogły spróbować krzywdzić innych? To paskudne. Nie zdawały sobie sprawy z tego, ilu ludzi może przez to zginąć. Tak spraw się nie załatwia – nie kryła zdziwienia.
- Najpierw był żal, ale zmieniłam zdanie na ich temat. Przeżyłam to bardzo, bo akurat byłam w pracy, jak to się stało. Jak huknęło, to nie wiedziałam, co się dzieje. Ogromny huk był. [...] Mogło być gorzej - mówiła kobieta. Kioskarka wskazała ponownie, że ofiary wybuchu pracowały na plebanii kilkanaście lat, a parafia miała nie płacić za nie składek do ZUS. - Ale z drugiej strony: one nie płaciły za mieszkanie - powiedziała kobieta.
RadioZET.pl/Wirtualna Polska
Oceń artykuł