Oceń
Minął już niemal miesiąc od wypadku, do którego doszło 2 stycznia w Dawidach Bankowych pod Pruszkowem. Tego dnia radiowóz - wezwany do interwencji dotyczącej "wypalania kabli" - uderzył w drzewo. Poza funkcjonariuszami w pojeździe znajdowały się dwie nastolatki. Początkowo policja nie komentowała, jak dziewczyny mogły się tam znaleźć.
Później wyszło na jaw, że funkcjonariusze pozwalali sobie na niewybredne komentarze z podtekstem seksualnym, a przewiezienie dwóch dziewczyn (jedna z nich wsiadła tam, by towarzyszyć przerażonej koleżance) nie miało żadnego uzasadnienia. Gdy auto się rozbiło, jeden z policjantów kazał pasażerkom "sp......ać". Dziś obaj są na zwolnieniach lekarskich i mają status świadków. Mimo że w sprawie prowadzone jest śledztwo - zajmuje się nią Prokuratura Okręgowa w Warszawie - dotychczas nikt nie usłyszał zarzutów prokuratorskich. Policjantom wytoczono jedynie postępowanie dyscyplinarne.
Wypadek w Dawidach Bankowych. "Wciąż jestem rozbita psychicznie"
Jedna z nastolatek, która feralnego dnia znajdowała się w radiowozie - i która w wypadku doznała złamania nosa i licznych obrażeń - udzieliła wraz z matką wywiadu Onetowi. Obie na stałe mieszkają w Holandii, a do ojczyzny przyjechały na święta i sylwestra. Dziewczyna zdradziła, że z jej zdrowiem jest gorzej, a w najbliższym czasie ma zaplanowane wizyty u psychologa, laryngologa i okulisty. - Nie mogę nic przeczytać z większej odległości. Lekarka mówiła, że to może być efekt wstrząśnienia mózgu - dodała.
Przyznała, że wciąż jest "rozbita psychicznie". - Brakuje mi sił, trudno mi się za cokolwiek zabrać i wrócić do spokojnego życia sprzed wypadku. Wiem, że na pewno będzie się za mną to wszystko jeszcze ciągnęło przez długi czas. [...] Jak tylko zobaczę radiowóz i policjantów, to odczuwam jakiś wewnętrzny strach, niepokój. Dzieje się tak nawet, jak widzę policjantów w Holandii, choć akurat mam wrażenie, że oni są bardziej w porządku niż ci polscy - opowiadała.
Dla mnie polska policja jest jak jedna wielka mafia. To zdarzenie całkowicie podważyło moje zaufanie do tej formacji. Już nie patrzę na tych panów w mundurach jak na tych, którzy mają dbać o moje bezpieczeństwo i chronić obywateli
- Zawsze będę miała z tyłu głowy, że nie można im ufać. Na samą myśl o tym, że może kiedyś jakiś policjant zatrzyma mnie do zwykłej kontroli drogowej albo z jakiegoś innego powodu będę musiała wsiąść do radiowozu, aż przechodzą mnie ciarki - relacjonowała.
Dziewczyna nie ukrywa wdzięczności dla polskich mediów, że zainteresowały się sprawą. Jej zdaniem organy ścigania "działają opieszale" i chcą zatuszować incydent. - To się zaczęło od razu, kiedy policjanci w wulgarny sposób kazali nam uciekać, nie wzywając nawet karetki, a potem z miejsca wypadku przeganiali innych kierowców, by było jak najmniej świadków - tłumaczyła.
"Policjanci w depresji? To trzeba było myśleć"
Rozmówczyni Onetu zapowiedziała, że "nie odpuści tej sprawy", a winnych "powinna spotkać zasłużona kara". Podobnego zdania jest jej mama. - To skandal, że wciąż żaden z tych policjantów nie dostał zarzutów. A przynajmniej ten starszy [...] Jak się potem okazało, to był dopiero pierwszy patrol tego drugiego. Tak właśnie starsi policjanci uczą młodszych - pomstowała.
- Wiele osób mówiło nam potem, że to trochę wyglądało tak, jakby ten starszy już wcześniej robił podobne akcje i do tej pory uchodziło mu to płazem. Był pewny siebie, bo czuł się bezkarny. A teraz słyszę, że to ci policjanci są w depresji, bo boją się, że stracą pracę i nie będą mieli środków do życia. To trzeba było o tym myśleć przed tym, jak wzięli nastolatki do radiowozu. To teraz oni będą poszkodowani w tej sprawie? - pytała.
RadioZET.pl/Onet.pl
Oceń artykuł