Druga wojna koreańska według Kima. „Reżim testuje USA”
Gdyby władzę objęła kobieta, to wcale nie oznacza, że Korea Północna stanie się bardziej potulna. Wręcz przeciwnie – mówi w podcaście „Współrzędne Świata” dr Joanna Beczkowska z Uniwersytetu Łódzkiego.

Ubiegły rok minął pod znakiem intensyfikacji prób rakietowych przez reżim w Pjongjangu. W całym 2022 r. Korea Północna przeprowadziła ich aż 80 – dla porównania rok wcześniej było ich tylko 10. Jednak największe zaniepokojenie władz w Seulu spowodował przelot dronów na północ od Seulu. Południowokoreańskiej obronie powietrznej nie udało się strącić ani jednej maszyny, a podczas misji rozbił się samolot szturmowy KA-1.
- Północnokoreańskie drony były zimnym prysznicem dla Seulu. Pokreślono, że nie stanowiły one zagrożenia militarnego. Korea Północna chce zwiększyć swoje możliwości infiltracji także poprzez wystrzelenie w kosmos satelity szpiegowskiego. To budzi duże obawy w Seulu – komentuje dr Joanna Beczkowska z Ośrodka Spraw Azjatyckich Uniwersytetu Łódzkiego.
Korea Północna. Prawda o programie atomowym
Ekspertka podkreśla, że reżim Kim Dzong Una regularnie testuje swoich przeciwników poprzez prowokacje wojskowe. - Zawsze pojawiają się pewne zmienne, które wpływają na tę sytuację. W tym roku jest nią wojna w Ukrainie. To sprawia, że Korea Północna testuje USA i społeczność międzynarodową na ile jest bezkarna i jak dużo może sobie pozwolić – dodaje.
Zastanawiające jej zdaniem jest, że pomimo zapowiedzi analityków, Pjongjang nadal nie przeprowadził nowej próby nuklearnej. Wyjaśnia, że na ten rok reżim Kima zapowiedział „masową produkcję taktycznej broni jądrowej”. Nie wiadomo jednak, czy Korea Północna ma w ogóle odpowiednią do tego technologię.
- W poprzednim roku Kim Dzong Un oświadczył, że Korea Północna pozostanie państwem atomowym nieodwołalnie i jest gotowa wykorzystać broń jądrową nie tylko do samoobrony, ale także ataku wyprzedzającego. To niepokojący sygnał rozwoju sytuacji. Wojna w Ukrainie wywołała duże zaniepokojenie w Korei Południowej i wzrost obawy, że Północ zdecyduje się na atak, podążając za przykładem Rosji – komentuje.
Jednak w ocenie gościny podcastu „Współrzędne Świata” scenariusz inwazji jest mało prawdopodobny. - Północnokoreański program atomowy nie służy atakowi. To jest ich forma samoobrony, czyli przetrwania reżimu. Rozwój tego programu to sukces Kim Dzong Una, który potrzebuje tego do legitymizacji swojej władzy w reżimie. Zbrojenia są także wkomponowane w gospodarkę Korei Północnej. Plany na ten rok zapowiadają skupienie na armii, a nie rozwojowi gospodarczemu. To pozwala spekulować, że napięcia nie osłabną w tym roku – dodaje.
Południe chce parasola atomowego
Incydent z dronami, wojna w Ukrainie i eskalacyjny ton reżimu Kima sprawia, że Koreańczycy z południa zmieniają zdanie ws. obrony kraju. Ostatnie sondaże pokazują, że rośnie grono zwolenników rozmieszczenia na południu amerykańskiej broni atomowej, a nawet produkcji własnej bomby nuklearnej. Dr Beczkowska podkreśla, że w Seulu i innych miastach rośnie świadomość, że w przypadku konfrontacji z północą Koreańczycy są zdani tylko na sojuszników. Dlatego coraz bardziej opowiadają się za rozwojem własnej obrony.
Ekspertka wyjaśnia: - W Korei Południowej mieszkańcy żyją innymi problemami, co pokazują publiczne tragedie, jak śmierć ponad 150 osób podczas imprezy halloweenowej w Seulu. Rośnie dyskusja o zwiększeniu bezpieczeństwa w kraju, a nie tylko skupianiu się na potencjalnym niebezpieczeństwie ze strony Korei Północnej.
- Te nastroje najlepiej widać w podejściu południowych Koreańczyków do obowiązkowej służby wojskowej. Kiedyś postrzegano to jako obowiązek patriotyczny, a dziś coraz więcej osób ma negatywny stosunek i uznaje ją za wyrwanie z normalnego życia na pewien czas. To powoduje narastającą falę antyfeminizmu. Część mężczyzn czuje się dyskryminowanych z powodu poborowej służby.
Kobieta następczynią Kim Dzong Una?
Z kolei w Korei Północnej, praktycznie odizolowanej od świata zewnętrznego, jeden kryzys goni drugi. - Reżim zazwyczaj nie przyznaje się do słabości. Więc jeśli rok temu Kim Dzong Un otwarcie przyznał, że kraj zmaga się z kryzysem żywnościowym, to sytuacja musi być bardzo zła. Jest to spowodowane przede wszystkim pandemią koronawirusa i zamkniętą granicy z Chinami. Służba zdrowia w Korei Północnej jest bardzo słaba i nie wiadomo jak postępowano z pacjentami podczas pandemii – mówi gościna podcastu „Współrzędne Świata”.
Ekspertka przyznaje, że możliwą przyszłość przywództwa Korei Północnej można odczytać z oficjalnej propagandy. Pod koniec listopada ubiegłego roku Kim Dzong Un pojawił się w zakładzie produkującym rakiety ze swoją najmłodszą córką Kim Ju Ae. Władze nie potwierdziły, że to była ona, ale w ocenie analityków to 9-latka została sfotografowana z ojcem.
- Na pewno pojawienie się Kima w towarzystwie córki, co nie zostało ostatecznie potwierdzone, było mocno komentowane. Temu właśnie służyło – aby zwrócić uwagę świata na Koreę Północną. Za wcześnie, aby o tym mówić, czy może ona być następczynią Kima – komentuje dr Beczkowska. W przeszłości propaganda chętnie pokazywała Kim Jo Dzong, siostrę Kim Dzong Una, która również jest wymieniana w gronie do sukcesji.
- Gdyby władzę objęła kobieta, to wcale nie oznacza, że Korea Północna stanie się bardziej potulna. Wręcz przeciwnie, bo ona musiałaby jeszcze mocniej zaznaczyć swoje prawo do rządzenia. Wtedy mogłaby nastąpić bardzo duża eskalacja napięcia, a nawet użycia broni atomowej, aby zamanifestować mocną rękę – tłumaczy dr Beczkowska.
RadioZET.pl