Baba od polskiego: To najlepsza praca na świecie, ale odchodzę ze szkoły. I nie chodzi o pieniądze
- Na różne sposoby dorabiałam do wypłaty nauczycielskiej. Nawet sprzątałam kluby w centrum między lekcjami. Niezłe pieniądze za godzinę tylko śmierdziałam potem domestosem. Ale nie odchodzę ze szkoły ze względu na pieniądze - opowiada w podcaście edukacyjnym "Szkoła marzeń" baba od polskiego, czyli Aneta Korycińska. W maju, jak tysiące innych nauczycieli, złożyła wypowiedzenie i żegna się w ogóle ze szkołą.

Szkoła nie była jej pierwszym i oczywistym wyborem. - Pracowałam w gazecie.pl, ale to nie był mój świat. Jednocześnie robiłam doktorat, ale nudziło mnie to klepanie po ramieniu i wymienianie się cytatami ze Słowackiego. Nie widziałam żadnego efektu w świecie, zmiany. Złożyłam papiery do szkoły i odkryłam, że to najlepsza praca na świecie, bo nic nie mogę przewidzieć, nie nudzi mi się. Gdy wchodziłam do klasy, zawsze mówiłam, że nie jestem kapłanem tylko błaznem - opowiada o początkach swojej pracy baba od polskiego, czyli Aneta Korycińska, nauczycielka jęz. polskiego.
Jak naprawdę wygląda praca nauczycieli?
Pracowała w szkole najpierw w Mińsku Mazowieckim, potem w Społecznym Liceum "Bednarska" w Warszawie. Aż do tego roku, bo z końcem maja, jak tysiące innych nauczycieli, ogłosiła, że złożyła wypowiedzenie i odchodzi w ogóle ze szkoły.
- To była trudna decyzja, przeżyłam żałobę, ale podjęłam taką decyzję dla siebie. Zrozumiałam, że muszę w siebie uwierzyć, że nie muszę pracować w miejscu, w którym ważne są pozory, gdzie nie szanuje się pracowników, gdzie narzucane są idiotyczne rzeczy, które dotyczą naszego życia i przyszłych pokoleń, np. HiT, czyli historia i teraźniejszość – wylicza Aneta Korycińska w podcaście edukacyjnym.
Jak wyglądała jej praca na co dzień? - Mogę mówić, że uczę o wierszykach i książeczkach, ale to jest tylko jedna dziesiąta mojej pracy - wyjaśnia w "Szkole marzeń". Bo nieraz rozmawiała też z rodzicami a propos konieczności podjęcia terapii psychologicznej przez dzieci, a z dziećmi o tym jak wpływa na nich rozwód rodziców. Wielu jej uczniów było też w szpitalach psychiatrycznych, okaleczało się. To ona też nieraz przekonywała rodziców, by nie wysyłali dziecka do szkoły katolickiej, kiedy dziecko jest od dawna przekonane, że nie zgadza się płcią nadaną przy urodzeniu.
Do tego dochodziła cała część dydaktyczna - poloniści przecież też zadają, sprawdzają i nie chodzi tu tylko o wpisanie oceny. - Ja piszę szczegółowe recenzje prac, a to wymaga wiele czasu. Do tego dochodzą niespodziewane rady pedagogiczne i weź tu człowieku miej rodzinę, nawet psów nie możesz mieć, bo siedzisz w pracy od rana do nocy i nie masz ich kiedy wyprowadzić – opowiada w „Szkole marzeń”.
Jakie zmiany w szkole? Nie chodzi o pieniądze
Przyznaje, że nieraz miała ochotę urządzić strajk głodowy, z rozpaczy przeciwko takiemu systemowi. Bo to nie pieniądze i nadmiar obowiązków, jak zaznacza, są powodem jej odejścia. - Nie myślałam, że idąc do tej pracy, będę miała za co żyć. Nie mówię, że to jest dobre, po prostu wiedziałam, na co się piszę. Byłam pewna, że sobie poradzę. Robiłam przeróżne rzeczy w życiu, byłam menadżerką zespołów metalowych, sprzedawałam dywany, na różne sposoby dorabiałam do wypłaty nauczycielskiej. Nawet sprzątałam kluby w centrum Warszawy między lekcjami na Bednarskiej. Niezłe pieniądze za godzinę tylko śmierdziałam potem domestosem, ale najważniejszy był szybki efekt, bo czasem na efekty w szkole trzeba poczekać – wspomina w podcaście.
Jeśli miałaby jedną rzecz zmienić w szkole, to nie byłyby zarobki, ale hierarchia. Jej zdaniem zaburza ona proces uczenia się. - Chcielibyśmy, żeby szkoła była przestrzenią, gdzie każdy będzie mógł się rozwijać, żeby nauczyciel był dobrym nauczycielem, też się musi rozwijać, inaczej zostanie w tyle – wyjaśnia. Według niej wiele szkół mierzy się też z problemem w zarządzaniu, brakuje dyrektora lidera, menadżera, który budowałby wspólnotę.
Co dalej? Dalej zostaje babą od polskiego. Taką firmę założyła pięć lat temu, żeby mieć odskocznię od tego, czego nie może zmienić w szkole. Wciąż więc będzie prowadzić przygotowania do konkursów kuratoryjnych, olimpiad, zajęcia dla młodzieży ze spektrum autyzmu. - Młodzież jest doskonała, kocham uczyć – zaznacza, dlatego marzy w przyszłości o założeniu własnej szkoły. Ale na swoich zasadach.
RadioZET.pl