Koniec roku szkolnego. Czy uczniowie z Ukrainy zdadzą? "Nie skrzywdzić i wyjść z twarzą"
- Nie chcemy skrzywdzić żadnego z tych uczniów, bo to nie ich wina, że taka sytuacja wystąpiła. Z drugiej strony nauczyciele chcą zachować resztki czystego sumienia przy ocenianiu - tłumaczą dyrektorzy szkół, w których uczą się dzieci z Ukrainy. Dlatego najczęściej decydują się na taki wariant: uczeń zdaje do następnej klasy, ale nie z najwyższymi ocenami.

Pierwsze tygodnie czerwca w szkołach upływają pod znakiem wystawiania proponowanych ocen na koniec roku szkolnego i przymiarek do wypisywania świadectw. Także uczniom z Ukrainy, którzy w polskich szkołach są trzy miesiące. - Absurd, nonsens, paranoiczna sytuacja – mówili od początku o tym nauczyciele, licząc na wytyczne albo chociaż minimalną pomoc od Ministerstwa Edukacji i Nauki.
MEiN daje jedno rozporządzenie
Wskazówek i informacji się nie doczekali, a oceny i świadectwa trzeba wystawić i to już teraz. - Jest jedno rozporządzenie, właśnie go czytam. Dotyczące ósmoklasistów – mówi Aneta Tołoczko-Hordyj, dyrektorka SP nr 28 w Warszawie.
Muzykę, przyrodę, technikę, plastykę dzieci mają np. tylko w czwartej albo szóstej klasie. Oceny z tych przedmiotów są jednak wypisywane na świadectwie ósmoklasisty na zakończenie podstawówki. Uczeń z Ukrainy, który teraz dołączył do ósmej klasy, nie miał więc tych zajęć. MEiN w rozporządzeniu poinformowało, że na świadectwie trzeba wstawić kreskę przy tych przedmiotach. I to w zasadzie tyle ze wskazówek resortu odpowiadającego za szkoły.
- Każdego dnia rozmawiamy o jednym, dwóch uczniach, indywidualnie rozpatrujemy więc ich sytuację – mówi dyrektorka SP nr 28 w Warszawie. Uczy się tu 50 uczniów z Ukrainy. Kilkoro według przewidywań zostanie na drugi rok w tej samej klasie. Głównie dotyczy to młodszych dzieci z klas 1-3, które nie znają jeszcze dobrze polskiego.
Jeśli jednak dziecko otrzymuje promocje do następnej klasy, to trzeba wystawić mu oceny (w klasach 4-8). I tu jest kolejny problem. - Świadectwo jest dokumentacją przebiegu nauczania, zaświadczamy w nim, że uczeń zrealizował podstawę programową – przypomina Tołoczko-Hordyj.
Uczniowie, którzy pojawili się na trzy miesiące przed zakończeniem roku szkolnego, nie są w stanie opanować podstawy programowej. Jakie więc wpisać im oceny? Najłatwiej poszło z matematyką i językiem obcym - nauczyciele przygotowywali materiały i ewentualnie tłumaczyli polecenia na ukraiński. Z innych przedmiotów było już trudniej.
Np. jedna z ósmoklasistek (ósmoklasistów jest ośmioro) nie ma zbyt dobrych ocen z biologii i chemii, choć w ukraińskiej szkole miała 10,11, czyli bardzo dobre stopnie. - W grę wchodzą też różnice programowe, więc uczennica wykonuje prace w swoim języku i przy pomocy asystenta kulturowego będziemy je tłumaczyć, żeby mogła poprawić oceny – wyjaśnia dyrektorka. Tłumaczy też: - Nie chcemy skrzywdzić żadnego z tych uczniów, bo to nie ich wina, że taka sytuacja wystąpiła. To tak jakby naszego ucznia wrzucić do szkoły do Niemiec i oczekiwać od niego, że sprosta wszystkim wymaganiom. Z drugiej strony musimy wyjść z twarzą, żeby nauczyciele mogli zachować resztki czystego sumienia.
Bo jest jeszcze trzecia strona tej sytuacji, tzn. polscy uczniowie, którzy też czują się pokrzywdzeni. Za rok pracy nauczyciel ocenia ich np. na trójkę i taką samą ocenę dostaje uczeń, który jest w szkole od marca. - Niestety, szkoła nie jest miejscem, gdzie panuje sprawiedliwość, jeśli chodzi o oceny, trójka trójce nierówna – rozkłada ręce dyrektorka podstawówki.
Koniec roku szkolnego i co dalej?
W SP nr 26 w Łodzi część uczniów już zapowiedziała, że po wakacjach ich już tu nie będzie – wracają na Ukrainę. - Głównie są to rodziny z obwodu kijowskiego – opowiada Michał Różański, dyrektor szkoły. Ci, którzy zostają, czyli ok. 50 osób, zdadzą do kolejnej klasy. - Ale nie będą mieli piątek, czy szóstek – dodaje od razu Różański.
Uczniowie z Ukrainy przez pierwsze tygodnie w polskiej szkole w ogóle też nie dostawali ocen, bo chociaż zapisywani byli do normalnych klas, to nie znali na tyle polskiego, by móc odpowiadać, pisać sprawdziany, kartkówki. Poza tym nauczyciele chcieli postawić na aklimatyzację nowych uczniów. - Dopiero po niecałym miesiącu nauczyciele zaczęli ich oceniać – przypomina Różański. To tym bardziej utrudnia ocenianie nowych uczniów, bo ocen mają mnie niż pozostali rówieśnicy.
Najgorzej, nie ukrywa dyrektor, poszło opanowanie treści z polskiego. - Nie da się nauczyć języka w miesiąc – zaznacza jednak Różański. - Nawet jeśli uczniowie porozumiewają się w języku polskim, to trudniej im w tym języku przyswoić treści – dodaje Marzena Kamińska, dyrektorka VI LO w Lublinie. To liceum przyjęło dwie osoby z Ukrainy, które jednak znały podstawy polskiego. Jedna ma już wszystkie pozytywne oceny wystawione, przed drugim uczniem jeszcze poprawki, ale dyrektorka obserwując jego pracę, spodziewa się, że też zda. Choć oboje nie z najwyższymi ocenami.
I to nie koniec dylematów, bo do dyrektorów szkół już wpływają podania o przyjęcie dzieci na przyszły rok szkolny. Do VI LO zgłosiły się niedawno dwie osoby, które przyjechały właśnie z Ukrainy i chciałyby się dalej uczyć w Polsce po wakacjach. Pierwsze wnioski o przyjęcia dostaje też dyrektor SP nr 26.
RadioZET.pl