Fijołek: W Rzeszowie znów zacznie się droga Polski do wolności
Patrząc na to, co się dzieje w Warszawie, równie dobrze za dwa, trzy miesiące, rząd może się zmienić. Nie ma pewności, że trzeba będzie współpracować akurat z PiS. Natomiast rzeszowianie powinni patrzeć przede wszystkim na to, żeby wybrać sobie takiego gospodarza, który zna miasto, zna ludzi i ich problemy – mówi w rozmowie z radiozet.pl Konrad Fijołek, kandydat opozycji na prezydenta Rzeszowa.

Błażej Makarewicz: Ostatnio w Rzeszowie przeprowadzono prawdziwą ofensywę szczepionkową. Skorzystał pan z możliwości zaszczepienia się?
Konrad Fijołek: Nie skorzystałem. Najzwyczajniej, nie jestem w tej grupie wiekowej, która miałaby tę możliwość. Nie rejestrowałem się też wcześniej, gdyż tak się złożyło, że chorowałem w listopadzie, więc uznałem, że to będzie jeszcze przedwcześnie. Ale jeśli tylko będę miał taką możliwość, to na pewno się zaszczepię. Cieszę się również, że mieszkańcy Rzeszowa i okolic tak chętnie chcą się szczepić.
Patrząc z perspektywy samorządowca, kandydata na prezydenta dużego miasta, jak pan ocenia walkę rządu z epidemią?
Delikatnie mówiąc, nie oceniam jej dobrze.
Dlaczego?
W naszym województwie mamy najwyższy wskaźnik wzrostu śmiertelności z powodu COVID-19. Procent szczepień, zanim wybuchła szczepionkowa afera, był z kolei najniższy w kraju. Widzimy pewne decyzje, nie do końca zrozumiałe dla mieszkańców, kto może, a kto nie może się zaszczepić. Są też kłopoty z dostarczaniem tych szczepionek na czas. Co więcej, mam wrażenie, że centralne władze nie do końca ufają samorządowi. Albo może chciałyby ten sukces szczepionkowy przypisać tylko sobie i dlatego samorządu w to nie angażują. I potem tak to się właśnie kończy, raczej kłopotami, niż sprawnym zorganizowaniem.
Samorządy lepiej przeprowadziłyby proces szczepień?
Jeśli samorządy byłyby lepiej w to włączone, to na pewno ten proces przebiegałby sprawniej i bardziej transparentnie. Ale wówczas nie tylko rząd mógłby się tym pochwalić. I chyba taką tutaj przyjęto taktykę. Podkreślę: błędną taktykę. Wielu samorządowców w Polsce, z którymi rozmawiam, mocno narzeka i wzywa do tego, aby otworzyć szczepienia dla innych, przeprowadzać je 24 godziny na dobę, zapewnić dostępność do szczepionki, a z resztą poradzimy sobie tutaj na dole, w samorządzie.
TYLKO U NAS. Wybory prezydenckie w Rzeszowie. Kandydat opozycji zdecydowanym liderem
Dlaczego Tadeusz Ferenc, przez całe życie związany z lewicą, zdecydował się poprzeć w wyborach na prezydenta Rzeszowa kandydata partii Zbigniewa Ziobro, a nie np. pana?
Wielokrotnie już o tym mówiłem…
Mam tego świadomość, ale chyba dalej niewiele osób rozumie ten ruch Tadeusza Ferenca.
Mieszkańcy Rzeszowa kompletnie tego nie rozumieją. Trudno nam się tu do końca domyślać, o co chodzi. Chcę wierzyć, że bardziej chodzi o to, że pan minister Warchoł i Solidarna Polska przedstawili jakąś obietnicę, jakiś miraż, panu prezydentowi Ferencowi, czego to wielkiego nie dokonają dla Rzeszowa, i dlatego zdecydował się on na to poparcie. Wolałbym myśleć pozytywnie, że była to zagrywka marketingowa, aniżeli inne metody, które to środowisko (red. Solidarna Polska) potrafi stosować.
Pan był politycznie przez lata związany z Tadeuszem Ferencem. Nie próbowaliście sobie tego wyjaśnić? Nie pytał pan jakoś ostatnio prezydenta, dlaczego wykonał taki ruch?
Współpracowałem z prezydentem Ferencem przez cały ten okres, od początku jego prezydentury, aż do odejścia. Organizowałem praktycznie wszystkie jego kampanie wyborcze, szefowałem klubowi radnych w radzie miasta. W tej sprawie jednak nie spotkaliśmy się i nie rozmawialiśmy.
Mimo braku poparcia chce pan kontynuować politykę Tadeusza Ferenca w Rzeszowie? Czy jednak ma pan kompletnie inny plan na rozwój miasta?
Bardzo często to powtarzam. Jestem absolwentem samorządowej szkoły Ferenca. Jednak w tej chwili rozpoczynam swoją drogę, swoją epokę, swój pomysł na miasto. Doceniam dorobek pana prezydenta Ferenca i tym się różnię od moich kontrkandydatów. Pan Marcin Warchoł mówi o takiej bezrefleksyjnej kontynuacji, a pani wojewoda z PiS mówi raczej o negacji wielu dokonań prezydenta. Ja idę środkiem. Jako współautor wielu dobrych rozwiązań z czasów pana prezydenta Ferenca, nie chcę deprecjonować tego wszystkiego, co było dobre. Miasto z małego, zapyziałego, stało się wielkim, dynamicznie rozwijającym się ośrodkiem. Ale jednocześnie chcę dokonać wyraźnych, oczekiwanych przez mieszkańców zmian.
I jakie to będą zmiany?
Chcę dokonać skoku w kierunku nowoczesności, a więc uporządkować chaos przestrzenny, jaki wkradł nam się do miasta w wyniku tego dynamicznego rozwoju. Na pewno chcę postawić na jakość życia ludzi, a więc przesunąć ciężar działań z infrastruktury, gdzie nadrobiliśmy zapóźnienia, w kierunku człowieka, rekreacji, zieleni, oferty kulturalnej, edukacyjnej, sportowej. Krótko mówiąc, kontynuować to, co dobre, ale też wprowadzić zmiany w tych obszarach, które są przez mieszkańców bardzo oczekiwane.
A może Tadeusz Ferenc dostrzegł jakieś ponadprzeciętne talenty samorządowe Marcina Warchoła, które warto byłoby spożytkować dla dobra Rzeszowa? Widzi pan jakiejś miejsce dla swojego kontrkandydata we władzach miasta?
Pana Warchoła będę zawsze prosił o lobbowanie i wsparcie dla Rzeszowa, skoro okazało się, że to miasto jest mu tak bliskie. Roli samorządowej oczywiście nie chciałbym mu powierzyć, ponieważ mam bardzo ograniczone zaufanie do środowiska politycznego pana ministra, które przyczyniło się do kłopotów ze standardami demokratycznymi w naszym kraju, do niszczenia samorządów, ograniczania jego kompetencji i finansowania w ostatnich latach. Ja przez cały czas jestem samorządowcem, radnym i widzę, co się dzieje w ostatnim okresie, jak finanse i kompetencje samorządów są okrajane przez obecny rząd. Dlatego trudno, abym teraz uznał pana Warchoła za świetnego samorządowca. Pozostanie on jednak parlamentarzystą z naszego regionu i na pewno będę chciał go prosić, aby dla miasta robił jak najwięcej w roli posła.
Widzimy na pańskich plakatach hasło „Rzeszów jest najważniejszy”. Jednak dla pańskich partnerów, a mam tutaj na myśli partie opozycyjne, które pana rekomendowały, najważniejsza jest raczej wygrana z PiS w Rzeszowie. Nie czuje się pan trochę wykorzystywany przez politycznych wyjadaczy z Wiejskiej w krajowej rozgrywce?
Nie, wydaje mi się, że jest wręcz odwrotnie. To ja wykorzystuję w słusznej sprawie to właśnie poparcie politycznych wyjadaczy.
Brzmi ciekawie. Platforma, Lewica, Polska 2050 i PSL wykorzystywane przez Konrada Fijołka.
Wykorzystuję to poparcie dla Rzeszowa i jego mieszkańców. Dla miasta było w tej kampanii ważne, aby ze strony sił demokratycznych wystartował jeden kandydat. To jest trudne miasto dla tych sił „dobrej strony” mocy, zatem jeden kandydat daje nam szanse. Od początku mówiłem, że jeżeli będzie poparcie wszystkich, to ja wystartuję. To poparcie udało się uzyskać, zatem to jest odwrotna rola. Ja walczę o Rzeszów, o to, żeby rzeszowianie mogli wybrać prezydenta z Rzeszowa, a to wsparcie politycznie jest nam tutaj bardzo potrzebne, żeby wzmocnić lokalne, samorządowe siły. Dziękuję tym liderom, którzy tę koncepcję zrozumieli i poparli. To jest prawdziwa szansa na sukces.
Chcąc pozyskać środki na rozwój dla Rzeszowa, będzie pan musiał współpracować z PiS na poziomie zarówno wojewódzkim, jak i krajowym. Jak ta współpraca się układała do tej pory?
Z PiS współpracuję w samorządzie miasta Rzeszowa już od wielu lat. Bywały uchwały, które przygotowywaliśmy i głosowaliśmy razem. Od niemal 20 lat pracuję też zawodowo w samorządzie województwa. Znam te mechanizmy, znam ludzi i myślę, że nie powinno być tutaj problemów ze współpracą. Mam też wreszcie doświadczenie we współpracy ze sferami rządowymi, kierując różnymi jednostkami tutaj, w Rzeszowie. Chciałbym też przypomnieć, że prezydenci innych miast: Wrocławia, Poznania, czy Gdańska, są bardzo daleko od PiS, a jednak miasta się rozwijają, środki są pozyskiwane. To samo będzie działo się w Rzeszowie. Prędzej czy później będą wybory parlamentarne i tym środowiskom politycznym też będzie zależało na głosach rzeszowian i nie zostawią one miasta bez środków, bo to będzie działało na ich niekorzyść. Poza tym wszystkim nie wiemy, ile jeszcze będzie trwał ten rząd…
Liczy pan na przyspieszone wybory?
Patrząc na to, co się dzieje w Warszawie, równie dobrze za dwa, trzy miesiące, rząd może się zmienić. Nie ma pewności, że trzeba będzie współpracować akurat z PiS. Natomiast rzeszowianie powinni patrzeć przede wszystkim na to, żeby wybrać sobie takiego gospodarza, który zna miasto, zna ludzi i ich problemy, a środki i sposoby na ich zdobycie się znajdą.
Nie obawia się pan, że po ewentualnej wygranej znajdzie się pan na celowniku obecnej władzy, jak dziś np. Rafał Trzaskowski?
Ja się tego nie boję. Gdybym się bał, to nie startowałbym w tych wyborach, na które skierowane są dzisiaj światła świata politycznego. Zdaję sobie sprawę z tego, że to będzie kampania, w której nieraz zostanę przedstawiony w niekorzystnym świetle, ale mam już tak długie doświadczenie w działalności samorządowej, że uważam, iż sobie z tym poradzę. Nie mam też sobie nic do zarzucenia. Jestem człowiekiem otwartym, pozytywnie myślącym. Ludzie mnie tu znają, wiedzą, że jestem z nimi na co dzień. Niczego się nie boję, kocham to miasto i chcę o nie zawalczyć. To jest mój cel.
Nie dostaje pan takich sygnałów, że konkurencja może szykować przeciwko panu jakieś nieczyste zagrania?
Na razie takich sygnałów nie ma. Mam nadzieję, że takich rzeczy w tej kampanii nie będzie. Wszyscy wiemy w Polsce, jakie metody stosuje to środowisko polityczne, które obecnie rządzi. Mam nadzieję, że nie uciekną się do tych metod w Rzeszowie. Jakiekolwiek przyklejanie mi czegoś nie odniesie skutku, a wręcz może odnieść skutek odwrotny. W Rzeszowie ludzie mnie doskonale znają i próba zrobienia ze mnie teraz bruneta z kręconą grzywką się nie uda, bo wszyscy wiedzą, że jestem człowiekiem z nieco rzadszym owłosieniem na głowie.
Kandydaci w Rzeszowie są zarejestrowani, wiemy, kto kandyduje. W czym jest pan lepszy od swoich konkurentów i dlaczego rzeszowianie powinni na pana głosować, a nie np. na panią Ewę Leniart?
Rzeszowianie wypowiadali się w wielu opiniach, badaniach, co do osoby przyszłego prezydenta. Na pierwszym miejscu stawiają na to, aby ich prezydent był z Rzeszowa. Jeśli popatrzymy na wszystkie badania socjologiczne, to one to potwierdzają. Rzeszowianie oczekują zatem osoby z Rzeszowa, która doskonale zna miasto, ludzi oraz ich problemy. Oczekują, aby był to samorządowiec, a nie polityk z centrali i sfer rządowych. Oczekują też, aby był to człowiek z tego nowego pokolenia. Co więcej, mieszkańcy oczekują, aby nie deprecjonować sukcesów prezydenta Ferenca, ale dokonać zmian w tych najpilniejszych obszarach. Przekładając zatem zdanie rzeszowian co do profilu mojej kandydatury, to odpowiada ona większości tych oczekiwań. Jestem w takim wieku, że mam już odpowiednie doświadczenie, ale też bardzo dużo energii do pracy. Jestem też współtwórcą, razem z panem prezydentem Ferencem, sukcesów Rzeszowa z ostatnich lat. Jednocześnie, z uwagi na wiek, mam pełną świadomość, co, gdzie i jak należy w mieście zmienić. To jest moja przewaga nad pozostałymi kandydatami. Rzeszów zawsze był, jest i będzie dla mnie najważniejszy. Dla moich konkurentów były rzeczy ważniejsze, kariera w Warszawie, w parlamencie, czy w rządzie.
To teraz pytanie o program. Trzy najważniejsze propozycje Konrada Fijołka dla Rzeszowa to?
Po pierwsze, uporządkowanie chaosu przestrzennego. Czas dynamicznego rozwoju miasta oraz budownictwa spowodował, że w wielu obszarach mamy teraz punkty zapalne. Wchodzi intensywne budownictwo, wysokie, czasem inwestycje mniej lub bardziej trafione, i nad tym chaosem trzeba zapanować. W moim programie pierwszym punktem jest konstytucja przestrzenna miasta, a więc uchwalenie konkretnego studium zagospodarowania przestrzennego. W tej konstytucji precyzyjnie ustalimy, gdzie ma być jakie budownictwo, gdzie rekreacja, gdzie zieleń, jaka ma być funkcja rzeki. Punkt drugi to jakość życia. A zatem wszystko to, co się wiąże z tym, jak spędzamy wolny czas. Więcej zieleni, więcej parków, miejsc rekreacji, aby te miejsca znajdowały się najdalej o 10 minut drogi spacerem od miejsca zamieszkania. Sferę poprawy jakości życia przekładam nie tylko na zieleń, ale także na rekreację i tutaj, chociażby mówimy o budowie aquaparku, poszerzeniu oferty parków sensorycznych, wodnych, czy mini zoo. Po trzecie, musi być to wszystko związane z rozwojem gospodarczym, a więc kreowanie środowiska start upowego, sprzyjanie zakładaniu nowych działalności gospodarczych, powołanie rady lokalnego biznesu.
A czy wydałby pan zgodę na marsz równości w Rzeszowie? Pamiętamy, że Tadeusz Ferenc miał z tym duży problem.
Ja jestem człowiekiem otwartym, niezwykle tolerancyjnym, przywiązanym głęboko do standardów demokratycznych, zatem wydam zgody na każdy zgodny z prawem marsz, który w Rzeszowie będzie chciał przejść.
Wspomnieliśmy już o Marcinie Warchole i Ewie Leniart, a za co szanuje pan Grzegorza Brauna?
Przede wszystkim za szczerość. Bo on jest szczery w tym, co robi. A po drugie, za przywiązanie do wolności. Jest to ta cecha w tym środowisku, która mi się podoba i jest mi bliska. Ja też jestem w głębi ducha wolnościowcem, tolerancyjnym wobec wszystkich.
Mam wrażenie, że Grzegorz Braun inaczej tę wolność definiuje.
Wolność w wielu wymiarach jest dla mnie ważna. I mam nadzieję, że w Rzeszowie, tak jak kiedyś w Gdańsku, zacznie się droga Polski znów do wolności.
Dziękuję za rozmowę.
RadioZET.pl