Obserwuj w Google News

Nastolatki brutalnie zaatakowane nad jeziorem. Powód? Kolor włosów

Magdalena Barszczak
3 min. czytania
12.08.2020 12:05
Zareaguj Reakcja

Brutalny atak nad jeziorem Rusałka w Poznaniu. Dwie nastolatki zostały zaatakowane przez grupę przechodniów. Powodem ich agresji miały być różowe włosy jednej z pokrzywdzonych dziewczyn.

jezioro Rusałka
fot. Adam Jastrzebowski/REPORTER

Do napaści doszło w piątek, około godziny 20. Dwie nastolatki odpoczywały na placu zabaw przy jeziorze Rusałka. W pewnym momencie zobaczyły grupę osób idących w ich kierunku.

Były to dwie kobiety. Za nimi szło dwóch mężczyzn. Wokół całej tej rodziny szło sporo dzieci. Jedno z nich, dziewczynka, wskazała palcem na mnie i powiedziała. "Mamo, zobacz jakie ma włosy!"

- relacjonowała jedna z dziewczyn w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim".

Wrócił z Polski na Białoruś spełnić obywatelski obowiązek. Został ciężko pobity

Nastolatki brutalnie napadnięte nad jeziorem Rusałka

Kobieta spojrzała na nią i krzyknęła, używając słów o "chorobie psychicznej" i "patologii". W reakcji na napaść słowną nastolatka sztucznie się zaśmiała, spoglądając na znajomą i spytała "Jestem patologią"? "Chciało już mi się płakać, ale nie chciałam im pokazać, że mnie to ruszyło jakkolwiek" - kontynuowała.

Wtedy agresorka miała podejść do dziewczyny i spytać, czy "nie obić jej buźki". Choć nastolatka powiedziała, że zgłosi ewentualną napaść, kobiety to nie odstraszyło. W tym czasie zaatakowana została druga z dziewczyn.

Jedna (z kobiet - red.) uderzyła ją z całych sił w twarz i chwyciła za włosy. Krzyknęłam, co ona robi, na co ta druga powiedziała, że mam się zamknąć i ruszyła w moją stronę. Zrobiłam unik i zleciałam z huśtawki. Chciałam pomóc koleżance i podejść, żeby ją odciągnąć, ale ta druga złapała mnie za ubrania i pociągnęła do tyłu, mówiąc jak do psa "nie wolno, zostaw". Stałam więc przy nich, patrząc jak się biją, i nie mogąc nic z tym zrobić. Zaczęłam więc krzyczeć

- opowiadała.

Dziewczyna wspomniała w rozmowie z "Głosem Wielkopolskim", że na placu zabaw było około 15 osób, jednak nikt nie zareagował na prośby o pomoc. Po kilkunastu minutach po tym zdarzeniu na miejsce przyjechał ojciec bitej nastolatki.

Podszedł do jednej z nich (napastniczek - red.) i spytał, jakim prawem podniosły rękę na jego córkę, na co one zaczęły prześmiewczo gadać, że "córeczka zadzwoniła po tatusia", że "sama sobie nie potrafi poradzić", że "myśli, że on ją obroni"

- kontynuowała jedna z poszkodowanych.

Ekspedientka zwróciła uwagę za brak maski. Została pobita. Trafiła do szpitala

"Zostawili ich na chodniku i uciekli taksówką"

Mężczyzna również został napadnięty, ponieważ w pewnym momencie do napastniczek dołączyli mężczyźni. Dziewczynom i ojcu jednej z nich nikt nie chciał udzielić pomocy. Ich wołanie zignorował także kierowca taksówki, którą wezwali agresorzy. Ci twierdzili, że to nastolatki uderzyły jako pierwsze.

Zostawili ich leżących na chodniku i uciekli wszyscy taksówką. Cała sytuacja miała miejsce w godzinach wieczornych. Kobieta prawdopodobnie ma problemy z prawem, gdyż jej córka, patrząc jak siostra leży i ją biją, prosiła aby tego nie zgłosiła na policję, ponieważ jest ona u nich tak często, że nie chce kolejny raz afery

relacjonowała na Facebooku siostra pobitej dziewczyny, która poszukiwała świadków wydarzenia.

Sprawa została zgłoszona na policję. Tę informację potwierdził Piotr Garstka z biura prasowego wielkopolskiej policji w rozmowie z portalem wp.pl. Na szczęście, jak wynika z wpisu siostry poszkodowanej, dzięki sile mediów społecznościowych, udało się odnaleźć świadków, jak i sprawców napaści.

24-latek wszedł do Wisły i zniknął pod wodą. Trwają poszukiwania

RadioZET.pl/"Głos Wielkopolski"/Wp.pl