Obserwuj w Google News

“Wrzucę, ku*wa, suszarkę do wanny i będzie po nich”. Dramatyczna walka ojca o Wiktorka i Oliwiera

7 min. czytania
05.10.2021 09:47
Zareaguj Reakcja

Prokuratura oskarża Monikę S. o psychiczne i fizyczne znęcanie się nad 2-letnim Wiktorem i 4-letnim Oliwierem. Mimo tego kobieta cały czas opiekuje się synami. Ojciec walczy, aby sąd ustalił miejsce zamieszkania dzieci przy nim. Przez prawie pół roku trzy sądy przerzucają się odpowiedzialnością za podjęcie decyzji o zabezpieczeniu chłopców na czas postępowania. “Kosztem tego są dzieci” - komentują eksperci. Artykuł jako pierwsi mogli przeczytać użytkownicy upday. Pobierz aplikację z  Google Play lub z  App Store!

Zdjęcie ilustracyjne
fot. Bartlomiej Magierowski

Rafał Adamkowski i Monika S. poznali się w 2012 roku. Oboje pracują w jednym z warszawskich szpitali. Mężczyzna zatrudniony jest w dziale zaopatrzenia medycznego, a kobieta w kadrach. Adamkowski i S. zamieszkali ze sobą w 2016 roku we wsi położonej niedaleko Nowego Dworu Mazowieckiego. Mężczyzna wprowadził się do domu swojej partnerki, który już zamieszkiwały jej dwie nastoletnie córki z poprzedniego związku. Latem 2017 roku na świat przyszło pierwsze dziecko Adamkowskiego i S. - Oliwier. Niespełna dwa lata później urodził się ich drugi syn - Wiktor. Obaj chłopcy pochodzą z nieformalnego związku rodziców.

Rodzinny dramat zaczyna się we wrześniu 2020 roku, kiedy Adamkowski otrzymuje z przedszkola sygnał, że jego starszy syn, ówczesny 3-latek, może być ofiarą przemocy. Przedszkole prosi ojca, aby wyjaśnił sytuację. 

- Dostałem informację z przedszkola, że zaobserwowali dziwne reakcje u mojego starszego syna. Gdy ktoś do niego podchodził lub lekko dotykał, to przewracał się albo uciekał. Reagował też płaczem, gdy ktoś głośniej się do niego zwracał - wyjaśnia ojciec chłopców.

Mężczyzna większość dnia spędza w pracy. Dziećmi opiekuje się matka. Zaniepokojony sygnałami z przedszkola przegląda nagrania z kamer zamontowanych w domu. Oboje są świadomi ich obecności. Zainstalowali je dla własnego bezpieczeństwa. To, co zarejestrował monitoring szokuje Adamkowskiego. 

Wiedziałem, że Monika czasami podnosi głos na dzieciaki, ale nie spodziewałem się z jej strony przemocy wobec nich. - ojciec Wiktora i Oliwiera

Na nagraniach widać m.in., jak matka kilkakrotnie uderza chłopców kijkami lub ręką. Zarejestrowane zostało również popchnięcie dziecka, zakończone jego upadkiem, oraz szarpanie nim. Dzieci płaczą i krzyczą. Na jednym z nagrań widać, jak bite dziecko ucieka od kobiety.

“Jak go pi**nę o ścianę, to mózg rozpryśnie się"

Wstrząsające jest to co słyszymy na jednym z nagrań. Monika S. wykrzykuje do swoich córek: “Wiesz co ja z tymi jego dziećmi zrobię? Wrzucę im, ku*wa, suszarkę do wanny i będzie, ku*wa, po jego je***ych dzieciach”. To nie jedyna groźba pozbawienia życia kilkuletnich chłopców. Kolejne nagranie: “Zabieraj tego swojego bachora, bo jak go, ku*wa, pi**nę o ścianę, to tylko mu mózg rozpryśnie się”. To tylko mały urywek tego, co zarejestrowały urządzenia.

Nagrania pokazujemy do oceny psychologowi dziecięcemu. Dr Aleksandra Piotrowska po obejrzeniu materiału nie ma wątpliwości, że dochodzi do przemocy. - To prymitywne i chamskie zachowania matki wobec dzieci. Serce mi się kraje, gdy widzę te płaczące i zastraszone dzieci. To jest koszmarne. Nie ulega wątpliwości, że to jest przemoc werbalna, a i przypadki przemocy fizycznej są zarejestrowane.

Psycholożka nie jest jednak przekonana, czy w takiej sytuacji powinno się sięgać po tak drastyczne rozwiązania, jak odebranie praw rodzicielskich. - Dla wymiaru sprawiedliwości przypadki popychania dziecka, bicia czy dawania klapsów będą czymś, co zdarza się w większości polskich rodzin. Co więcej, widać, że te dzieci są do niej jednak przywiązane i szukają w niej oparcia. Nie kojarzy się im tylko z bólem, cierpieniem i strachem. Trzeba to wziąć pod uwagę - podkreśla Piotrowska i dodaje: 

- To nie oznacza, że ojciec powinien być bierny w tej sytuacji. On powinien wnosić o zmianę miejsca pobytu dzieci. Prawo nie mówi, że w przypadku, gdy rodzice się rozstają, to dzieci muszą być przy matce. Nie ma takiego przepisu, to jest tylko polska tradycja i przeświadczenie wielu osób, że dziecko potrzebuje szczególnie matki. Ono potrzebuje przede wszystkim czułości i troskliwej opieki - kończy.

Adamkowski w listopadzie występuje sądu o ograniczenie władzy rodzicielskiej Monice S. jedynie do prawa zasięgania informacji o edukacji i zdrowiu dzieci. Chce również, aby sąd pozwolił dzieciom zamieszkać z nim. Później wycofuje się z tego, bo zachowanie matki dzieci poprawia się. Ojciec domaga się tylko, aby kobieta poszła na terapię. W styczniu 2021 roku sąd rodzinny w Nowym Dworze Mazowieckim postanawia ograniczyć władzę rodzicielską matce Wiktora i Oliwiera poprzez nakazanie jej podjęcia warsztatów podnoszących umiejętności rodzicielskie. S. idzie na terapię i kończy ją. 

To jest tylko polska tradycja i przeświadczenie wielu osób, że dziecko potrzebuje szczególnie matki. Ono potrzebuje przede wszystkim czułości i troskliwej opieki. - Dr Aleksandra Piotrowska

Konflikt między rodzicami chłopców tylko na chwilę zostaje zawieszony. Niespełna miesiąc po ukończeniu terapii dochodzi do awantury. Monika S. przy policji żąda, aby mężczyzna opuścił dom. Ma do tego prawo, bo jest właścicielką nieruchomości. 

Kilka dni później ojciec Wiktora i Oliwiera składa telefonicznie zawiadomienie, że S. znęca się nad dziećmi. Policjanci odwiedzają kobietę, ale nie stwierdzają, że dzieciom może dziać się krzywda. Sytuację w rodzinie zbadać chce też Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. Pracownicy ośrodka w asyście funkcjonariusza jadą do domu Moniki S., ale nikogo nie zastają. 

Zdesperowany ojciec składa zawiadomienie na innej komendzie. Policjanci z warszawskiej Białołęki przyjmują zgłoszenie i zakładają cztery niebieskie karty. Rafał Adamkowski powiadamia również prokuraturę. 11 maja Prokuratura Rejonowa w Nowym Dworze Mazowieckim wszczyna śledztwo w sprawie psychicznego i fizycznego znęcania się nad synami Adamkowskiego i S. - 2-letnim Wiktorem i 4-letnim Oliwierem - oraz córkami Moniki S. Prokuratura zamierza zbadać m.in. czy dzieci były wyzywane, zamykane w pokoju oraz bite ręką i kijem na przestrzeni niespełna dwóch lat.  Rafał Adamkowski do zawiadomienia załącza nagrania wideo i audio, które mają być dowodem na znęcanie się kobiety nad dziećmi. Opiekę nad dziećmi przejmuje Adamkowski wbrew woli ich matki. Synowie mieszkają z nim w Warszawie.

Trzy sądy i zero decyzji

13 maja Rafał Adamkowski składa do Sądu Rejonowego w Nowym Dworze Mazowieckim wniosek o ustalenie miejsce zamieszkania dzieci przy ojcu oraz ograniczenie władzy rodzicielskiej Monice S. Kilka dni później do tego samego sądu wpływa wniosek od byłej partnerki Adamkowskiego. Chce tego samego, ale na swoją korzyść. Kobieta składa również do sądu wniosek, w którym domaga się wydania jej dzieci będących pod opieką ojca.

I tutaj zaczyna się problem. Wnioski trafiają do sądu w Nowym Dworze Mazowieckim, ale z racji, że dzieci przebywają u ojca na warszawskim Bemowie, to - zdaniem sędziego - sprawy nie mogą być rozpatrywane w tym sądzie. 

Akta wędrują do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Woli - to w jego rewirze znajduje się obecne miejsce pobytu Wiktora i Oliwiera. Szybko się okazuje, że tutaj również nie dojdzie do rozpraw. Monika S. siłą odbiera dzieci z mieszkania Adamkowskiego i zawozi je do swojej matki - babci chłopców. Tłumaczy w sądzie, że dzieci na stałe przebywają w domu niedaleko Nowego Dworu Mazowieckiego, ale gdy jest w pracy zostawia je u swojej matki na warszawskim Żoliborzu. To powoduje, że sąd umarza postępowanie o wydanie dzieci Monice S. Dalsze prowadzenie sprawy nie ma sensu, bo dzieci są już z matką, która wnioskowała o odebranie ich ojcu. Natomiast o miejscu rozstrzygnięcia spraw o ustalenie miejsca zamieszkania i ograniczenie władzy rodzicielskiej ma zadecydować Sąd Okręgowy w Warszawie.

O to, który sąd powinien rozpatrzyć wnioski zapytaliśmy niezwiązaną z tą sprawą mecenas Magdalenę Czernicką-Baszuk. - Moim zdaniem właściwy jest sąd w Nowym Dworze Mazowieckim, bo dzieci tylko chwilowo przebywały w mieszkaniu na warszawskiej Woli - bez decyzji o stałym pobycie, bardziej na zasadzie "porywania" dzieci przez obie strony postępowania. Zachowałabym też właściwość tego sądu do końca postępowania pomimo kolejnej zmiany miejsca pobytu dzieci - tłumaczy prawniczka specjalizująca się w prawie rodzinnym.

Nie czekając na decyzję sądu okręgowego mecenas Zofia Józefowicz-Paszewska, która reprezentuje Adamkowskiego, zwraca się do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborza z wnioskiem o nakazanie Monice S. oddania dzieci ojcu. Pełnomocniczka mężczyzny domaga się również zakazania matce odbierania dzieci z przedszkola i żłobka. 

Matka zmienia miejsca zamieszkania dzieci, jak rękawiczki. Złożyliśmy wniosek do Sądu Rejonowego dla Warszawy-Żoliborz, bo wtedy chłopcy przebywali w jego rewirze. - mecenas Zofia Józefowicz-Paszewska

Prawniczka wskazuje, że w sprawach opiekuńczych każdy sąd może podjąć decyzję o zabezpieczeniu, jeżeli wymaga tego dobro dzieci. - W sytuacjach nagłych może to zrobić jakikolwiek sąd rodzinny. Jedynie ma obowiązek zawiadomić o tym sąd właściwy ze względu na miejsce zamieszkania małoletnich. Niestety w naszej sprawie takiego ruchu nie doczekaliśmy się.

Wyznaczony przez żoliborski sąd kurator sądowy próbuje przeprowadzić wywiad środowiskowy w miejscu zamieszkania Moniki S. Bezskutecznie, bo kobieta nie określa, gdzie faktycznie mieszka. Sąd po miesiącu od wpłynięcia wniosku Adamkowskiego stwierdza, że sprawa powinna być rozstrzygnięta w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Woli, bo tam już toczy się postępowanie o ustalenie miejsca zamieszkania dzieci przy ojcu. 

Ostatecznie w sierpniu Sąd Okręgowy w Warszawie wyznacza Sąd Rejonowy w Nowym Dworze Mazowiecki do rozpoznania sprawy o ustalenie miejsca zamieszkania dzieci oraz ograniczenie praw rodzicielskich z wniosku zarówno Moniki S., jak i Rafała Adamkowskiego. Rozprawa odbędzie się 5 października. Od momentu złożenia pism mija pięć miesięcy. W tym czasie Monika S. zostaje oskarżona przez prokuraturę o psychicznie i fizyczne znęcanie się nad 2-letnim Wiktorem i 4-letnim Oliwierem. Grozi jej do ośmiu lat pozbawienia wolności. 

Prawnik: To niedopuszczalne, że sprawa się tak przeciąga

Według mecenas Magdaleny Czernickiej-Baszuk w interesie dzieci jest, jak najszybsze rozstrzygnięcie konfliktu, a przerzucanie się przez sądy odpowiedzialnością za podjęcie decyzji nie działa na ich korzyść.

- W sytuacji kiedy mamy zarzuty, a następnie akt oskarżenia w sprawie stosowania przemocy domowej w stosunku do dzieci, niedopuszczalne jest, że sprawa się tak przeciąga. Sąd, który otrzymał wnioski o zabezpieczenie miejsca zamieszkania dzieci powinien, jak najszybciej podjąć decyzję, gdzie mają mieszkać przez czas trwania postępowania - mówi prawniczka.

Chcemy zapytać Monikę S., czy przyznaje się do znęcania się nad dziećmi, o które oskarża ją prokuratura. Kobieta odbiera telefon, ale mówi, że nie może rozmawiać. Prosi o telefon wieczorem. Gdy dzwonimy ponownie stwierdza jedynie, żeby “były partner zajął się płaceniem alimentów i nie przeszkadzał w leczeniu dzieci”. Nie wiemy, co kobieta ma na myśli, bo błyskawicznie się rozłącza.

Monika S. ma już ograniczoną władzę rodzicielską nad córkami z poprzedniego związku poprzez nadzór kuratora. Wkrótce sąd podejmie decyzję odnośnie 2-letniego Wiktora i 4-letniego Oliwiera. 

- Mam nadzieję, że niedługo ten koszmar się skończy. Nie widziałem dzieci od kilku miesięcy. Ich zdjęć nie dostaję od miesiąca - załamuje się ojciec chłopców.

Kontakt z autorem: mateusz.kapera@radiozet.pl

Redakcja poleca