Andżelika wyszła podczas ferii z domu dziadków i zniknęła. Jest nagroda
Andżelika Rutkowska zaginęła w styczniu 1997 roku. Wyszła podczas ferii zimowych z domu dziadków w wielkopolskim Kole i nie wróciła. Teraz anonimowy darczyńca wyznaczył wysoką nagrodę za pomoc w sprawie.

Andżelika Rutkowska zaginęła 31 stycznia 1997 roku w Kole. Wyszła z domu dziadków. Do przejścia miała kilkadziesiąt metrów, aby spotkać się z mamą. Niestety, nie dotarła na miejsce.
W dniu zaginięcia Wielkopolanka miała 10 lat. Rodzina wciąż nie przestaje jej szukać. Bliscy chcą wiedzieć, co się stało z Andżeliką. - Nie spocznę, aż tak się nie stanie - mówiła ciotka zaginionej Izabela Jankowska w rozmowie z "Faktem".
Andżelika Rutkowska nie wróciła do domu. Nowe fakty
W sprawie pojawiły się nowe informacje. Znalazł się anonimowy darczyńca, który oferuje 70 tysięcy złotych dla osoby, która przekaże informacje na temat zaginionej.
"Ponieważ osoba ta pragnie pozostać publicznie anonimowa, wszelkie informacje dotyczące losu Andżeliki prosimy przekazywać rodzinie, poprzez grupę w prywatnych wiadomościach lub też na adres e-mail izadm3@poczta.onet.pl" - napisała na facebookowej grupie "Szukamy Zaginionej Andżeliki Rutkowskiej" jej ciotka.
Jak podkreśliła, "wszystkie informacje będą sprawdzone i weryfikowane pod kątem wiarygodności". "Mamy nadzieję, że jest to adekwatna kwota dla informatora, aby ruszyć jego sumienie" - napisała.
Policjanci z Koła przygotowali wizualizacje wyglądu Andżeliki. Dziś miałaby 36 lat. Niestety, jak dotąd sprawa pozostaje niewyjaśniona.
Andżelika Rutkowska zaginęła 26 lat temu
Andżelika Rutkowska wyszła z domu dziadków w Kole podczas ferii zimowych 31 stycznia 1997 r. Jeden z sąsiadów widział dziewczynkę na ulicy. Miała mu powiedzieć, że idzie się przejść. W sprawie badano kilka tropów. Jednym z nich było porwanie - w okolicy w tamtym czasie próbowano uprowadzić dziecko. Inną z hipotez było utonięcie, ponieważ ktoś widział Andżelikę na moście nad Wartą. Najmniej prawdopodobną wersją wydarzeń wydawała się ucieczka z domu.
Jak podaje "Fakt", nie wszystkie zeznania były spójne. Kolega Andżeliki miał powiedzieć, że w dniu zaginięcia nie widział dziewczynki. Z kolei jego siostra twierdzi, że jeździł z nią na rowerze. Zeznania te jednak zostały wycofane.
Sprawa niestety została umorzona trzy miesiące po zaginięciu, a akta prokuratorskie zniszczone. Teraz, dzięki darczyńcy, pojawiła się nadzieja. — Darczyńca to zupełnie obca osoba. Nie wiem, dlaczego akurat teraz zdecydowała się na taki krok, ale motywacją było stwierdzenie: "Pani ból jest niewyobrażalny, trzeba sobie pomagać". Nie wiem, czy wyznaczona nagroda coś da, ale trzeba wierzyć. Przecież to wszystko dzieje się po coś… — powiedziała "Faktowi" Izabela Jankowska.