Oceń
Zapowiada tym samym protest przed Ministerstwem Zdrowia. Krystyna Ptok zaznacza, że pielęgniarki w Polsce zarabiają „na głowę” między 1 300 a 1 500 euro podczas, gdy średnia europejska to 3 tys. euro. - W Polsce w szpitalu covidowym przy 100 łózkach mamy 0,5 pielęgniarki a w Europie będziemy mieli 1. Pracujemy na 2 albo 3 etatach – mówi w rozmowie z Beatą Lubecką. - Już wszyscy są tą sytuacją zmęczeni, rozdrażnieni, wściekli. Chcą pomóc wszystkich pacjentom, ale okazuje się, że się nie da – komentuje Ptok.
Dopytywana przez Beatę Lubecką o strajk generalny, Krystyna Ptok odpowiada, że wyobraża sobie taki w czasie pandemii, ale zaznacza, że ocena społeczna takiego protestu byłaby bardzo negatywna. - Byłoby to grubo nie w porządku w stosunku do pacjentów – komentuje pielęgniarka.
"Zmarł pacjent i ja nie wiem, czy przez nasze zaniedbanie"
Krystyna Ptok ocenia, że „pandemia odkryła, jak jesteśmy ubodzy w systemie ochrony zdrowia”. Czy niedobór kadr grozi bezpieczeństwu pacjentów? - Oczywiście. Słyszymy o karygodnej sytuacji, gdzie mamy 80 chorych i do nich 2 pielęgniarki i jednego lekarza – dodaje. - Zaczynają się już dylematy pt. no, zmarł pacjent, ja teraz nie wiem, czy on zmarł przez nasze zaniedbanie, bo byliśmy przy innym pacjencie – opowiada Ptok i podkreśla, że personel medyczny jest pozostawiony sam z takimi dylematami i często ze stresem pourazowym.
Ptok: Winę za strajk generalny poniesie rząd. Pracujemy ostatkami sił. To nieludzkie traktowanie
- Jeśli dojdzie do strajku generalnego, to winę poniesie rząd. Od września próbujemy zainteresować ministra Niedzielskiego sytuacją pielęgniarek – mówi szefowa Ogólnopolskiego Związku Pielęgniarek i Położnych, w internetowej części programu „Gość Radia ZET”. Zdaniem Krystyny Ptok, system jest „niewydolny”. - Praca po 300 godzin, praca z zaburzeniem rytmu biologicznego - to może przynieść nieoczekiwane skutki zdrowotne dla nas. Pracujemy już ostatkami sił, choć na jesieni wydawało się już, że padniemy. Wykonujemy 250 proc. należnej normy – komentuje pielęgniarka.
Ptok opisuje pracę w ciężkich warunkach. - Temperatura w kombinezonach dochodzi do 40 stopni w ciągu 3 godzin. Mamy informację od koleżanek, że nikt jej nie zmienia przez 5-6h, bo nie ma obsady pielęgniarskiej. To nieludzkie traktowanie – mówi w rozmowie z Beatą Lubecką. Szefowa OZZ Pielęginarek i Położnych obawia się, że część z jej koleżanek, po pandemii może potrzebować pomocy psychiatrycznej. - Liczba zgonów i wywożonych osób z oddziałów, mocno obciąża psychikę. Nawet psychologowie mówią, że im samym też jest trudno pomagać. Jeśli wywozi się 25-30 letnią osobę, która ma dzieci, rodzinę, to jest to ciężkie – opowiada pielęgniarka.
- Napisał do mnie kolega pielęgniarz, że ma dylemat. Reanimowali pacjenta, zostawił swoich, zaintubowanych pacjentów, poszedł do reanimacji, bo nie było komu, wrócił a tam jeden z jego pacjentów nie żył – opisuje pielęgniarka.
- Martwię się o personel, czy nie będzie stresu pourazowego, który obserwujemy u żołnierzy. Mamy nawet sytuację dot. zgonów osób bliskich. Organizm walczy – mówi Gość Radia ZET.
RADIOZET/MA
Oceń artykuł