Obserwuj w Google News

Miliony złotych dla uczelni ministra Czarnka. "Tylko złotych klamek brakuje"

10 min. czytania
21.10.2022 09:43
Zareaguj Reakcja

Co roku państwo na uczelnie katolickie przeznacza setki milionów złotych. Największym beneficjentem jest Katolicki Uniwersytet Lubelski, jednocześnie finansowany przez Kościół. Minister edukacji Przemysław Czarnek, wykładowca tej uczelni, nie szczędzi państwowych pieniędzy ani na tłumaczenie 20-letniej encyklopedii, ani na kulowskie czasopisma, ani na remonty.

Przemysław Czarnek na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim
fot. Krzysztof Radzki/East News

- Uczelnia wzrasta moralnie i intelektualnie – stwierdził podczas oficjalnej inauguracji roku akademickiego na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim Przemysław Czarnek, szef MEiN. Jednocześnie zapowiedział gruntowną modernizację gmachu głównego KUL. Zapłaci za to ministerstwo. Pieniądze obiecał już jakiś czas temu prezydent Andrzej Duda. - Teraz po prostu to realizujemy – stwierdził minister Czarnek.

Pierwsze transze uniwersytet już dostał - na początek „kilkadziesiąt milionów”. Niewykluczone są kolejne przelewy w następnych latach. - Założenia są takie, że powinniśmy się w 50 mln zł zmieścić - wyliczał rektor ks. prof. Mirosław Kalinowski. I to nie jedyne pieniądze ekstra, które dostała uczelnia ministra w ostatnim czasie, podczas gdy inne szkoły wyższe wyłączają latarnie i zapowiadają naukę zdalną, bo nie mają z czego pokryć ogromnych rachunków za prąd czy ogrzewanie.

Miliony ekstra od MEiN i Morawieckiego

Co roku szkoły wyższe z budżetu państwa dostają subwencje: na bieżące opłaty, pensje, działalność naukową. Jest ona wyliczana na podstawie określonych algorytmów, m.in. liczby studentów, pracowników, prowadzonych badań itd.

Zgodnie z komunikatem Ministra Edukacji i Nauki z kwietnia ubiegłego roku subwencja na 2021 rok „na utrzymanie i rozwój potencjału dydaktycznego i badawczego” dla KUL wyniosła 162 mln 773,2 tys. Pozostałe uczelnie prowadzone przez kościoły i związki wyznaniowe (bo do takich zalicza się lubelska placówka) KUL zostawił daleko w tyle. Drugi w tej kategorii Papieski Uniwersytet w Krakowie dostał 37,2 mln zł (ma ok. trzy razy mniej studentów niż KUL).

Na tym jednak się nie kończy, bo rząd czy MEiN nieraz postanawiają dorzucić coś ekstra. Według komunikatu z czerwca 2021 zwiększono subwencję podmiotom prowadzącym szkoły doktorskie. KUL dostał dodatkowy 1 mln 368 tys. zł. Potem we wrześniu ministerstwo przyznało podwyżki uczelniom, które kształciły studentów w ramach inicjatywy Solidarni z Białorusią (KUL-owi przyznano 10 tys.), a w grudniu tym, które przystąpiły do Lubelskiej Unii Cyfrowej. Po dodatkowym milionie dostały publiczne uczelnie w Lublinie, w tym oczywiście KUL. Kolejny milion, jeszcze przed końcem roku, przypadł tej uczelni w ramach programu Regionalna Inicjatywa Doskonałości.

I to wciąż nie koniec, bo w grudniu jeszcze trochę pieniędzy wybrańcom postanowił dosypać premier Mateusz Morawiecki. Z ogólnej rezerwy budżetowej przyznał MEiN 25 mln ekstra, a resort miał je przekazać trzem uczelniom katolickim - KUL-owi przypadło 10 mln zł. Dodatkowe pieniądze – jednorazowo – według ministerialnych komunikatów szef MEiN przyznał jeszcze w listopadzie. Tym razem na „finansowanie zadań inwestycyjnych”. KUL dostał wówczas ponad 11 mln zł. Dla porównania ogromny Uniwersytet Warszawski - 18 mln, a Uniwersytet Jagielloński - 20 mln (najwięcej).

Redakcja poleca

Wszędzie marmury

Ogłoszona w maju subwencja na 2022 rok dla KUL wyniosła 174 mln 638,7 tys. zł. W czerwcu i wrześniu mieliśmy już pierwsze podwyżki: za prowadzenie szkół doktorskich (ponad 897 tys. dla KUL) i na zwiększenie pensji dla pracowników (ponad 1 mln 891 tys.).

- Widać te pieniądze. W CN (Collegium Norwidianum - przyp. red.) już tylko złotych klamek brakuje. Wszędzie marmury – mówi nam Anna, studentka KUL, którą spotkaliśmy na miasteczku akademickim. Na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim studiuje od dwóch lat. - Mam porównanie. Mój kolega jest na medycynie na Uniwersytecie Medycznym. Byłam tam kiedyś u niego. Obdrapane ściany, stare pomieszczenia. Tu inny świat. Gdyby chociaż więcej dawali studentom z tych wszystkich milionów – stwierdza. - Jest lepszy socjal – dodaje kolejna studentka Agnieszka.

Pierwszy kierunek studiuje na sąsiedniej uczelni - Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej. Po roku zaczęła drugi kierunek na KUL. - Na UMCS-ie znałam już niektórych wykładowców, zasady, ale koleżanka opowiadała mi, że tu mają wysokie stypendia, da się za nie nawet wynająć pokój. Przy obecnych cenach to ważne. Dlatego się zdecydowałam. I łatwiej było się dostać, niższe progi punktowe, mniejsze wymagania – opowiada.

Ministerstwo rzeczywiście przekazuje jeszcze uczelniom dotacje, np. na stypendia dla studentów i doktorantów (w 2021 roku KUL-owi przypadło prawie 24 mln i to jedna z większych kwot ze wszystkich uczelni), albo na wsparcie studentów niepełnosprawnych w nauce (prawie 828 tys. dla KUL w 2021 roku i ponad 603 tys. w 2022 roku).

Prawie 2 mln na tłumaczenie encyklopedii

I tu wciąż jesteśmy dopiero w połowie listy przelewów dla Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pieniądze uczelnia dostaje też na różne projekty. Ma ich całkiem sporo. Cofnijmy się o dwa lata. Niespełna miesiąc po tym, jak Przemysław Czarnek objął szefostwo w Ministerstwie Edukacji i Nauki, resort przyznał KUL-owi głośne 1,755 mln zł. Na co? Na wydanie Powszechnej Encyklopedii Filozofii w języku angielskim. 10 tomów, które są „powodem do dumy dla wszystkich Polaków”. Tak tłumaczył to Czarnek.

Niektórzy eksperci tę „dumę” oceniali wręcz jako przestarzałą (kolejne tomy wydawano od 2000 do 2009 roku, więc blisko 20 lat temu), moralizującą (a nie informacyjną), wybiórczą (bo pomija prace wielu znanych socjologów, za to chętnie cytuje Jana Pawła II), a przede wszystkim dzielącą na tych dobrych wierzących i złych ateistów. "Powszechna Encyklopedia Filozofii skonstruowana jest na wzór stalinowskiego Krótkiego Słownika Filozoficznego, w którym dorobek intelektualny ludzkości uporządkowano według prostego klucza, dzieląc myślicieli na postępowych i reakcyjnych” - stwierdził wprost dr hab. Piotr Osęka, historyk z Instytutu Studiów Politycznych PAN.

Potem dowiedzieliśmy się jeszcze, że decyzja o przyznaniu prawie 2 mln miała charakter uznaniowy. To oznaczało mniej więcej, że minister mógł podjąć taką decyzję indywidualnie, a uczelnia nie musiała brać udziału np. w konkursie.

Po drodze wpadały kolejne tysiące z ministerialnych programów czy konkursów, w których uczelnie mogą brać udział. Np. w ramach „Społecznej odpowiedzialności nauki” - ponad 360 tys. Za to m.in. przygotowano projekt „100-lecie sportu akademickiego w Lublinie – historia, współczesność, przyszłość”. Na wsparcie biblioteki z tego samego programu KUL dostał kolejne prawie 400 tys. (jedna z najwyższych kwot).

Redakcja poleca

Kolejne setki tysięcy przypadły naukowcom z KUL, gdy MEiN rozstrzygnęło konkurs w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. Ponad 740 tys. przeznaczono na projekt „Zbigniew Jordan - zapomniany emigracyjny krytyk marksizmu i totalitaryzmu.”, a 600 tys. na „Podziały terytorialne Kościoła łacińskiego w Rzeczypospolitej (X-XXI w.).” To nie koniec, bo w tym samym programie prawie 857 tys. zdobyło Towarzystwo Naukowe KUL na inwentaryzację i opracowanie ksiąg metrykalnych Lubelszczyzny z XVIII i XIX w.

Wyjątkowo doceniono także czasopisma naukowe wydawane przez KUL. We wrześniu tego roku ogłoszono, że siedem tytułów dostanie dofinansowanie - łącznie ponad pół miliona złotych (520,4 tys.). Pozytywną ocenę dostało również siedem czasopism współwydawanych przez KUL i Towarzystwo Naukowe KUL. To kolejne ponad 465 tys. Zresztą na sprawę czasopism naukowych zwrócono uwagę nie po raz pierwszy. W 2021 swoimi decyzjami minister Czarnek wywołał burzę wśród naukowców. Niespodziewanie zmienił listę punktowanych tytułów – zyskały m.in. te, w których sam publikował i które współtworzyła jego uczelnia.

Oprócz MEiN KUL wspiera też m.in. ministerstwo kultury. Na konserwację zabytkowych rzeźb, które uczelnia ma w swoim muzeum, przeznaczono w ostatnich latach ponad 200 tys. zł.

Taca na KUL

Oprócz tego wszystkiego uczelnia – jak żadna inna - ma też stałe inne finansowanie. Od wiernych. W Wielkanocny Poniedziałek zbierana w kościołach w Polsce taca przeznaczana jest na potrzeby Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Dlaczego w wypadku tego uniwersytetu obowiązuje podwójne finansowanie i co rozdzielnością państwa od Kościoła?

KUL ma pełne prawa uczelni publicznej, ale jest też uczelnią katolicką i podlega rygorom kościelnym. Czyli z jednej strony może jak inni przyznawać stopnie i tytuły naukowe, otwierać nowe kierunki. Z drugiej strony ma Wielkiego Kanclerza (jest nim zawsze metropolita lubelski), statut zatwierdzony przez Stolicę Apostolską. Teoretycznie rektor nie musi być księdzem, ale w praktyce zazwyczaj tak jest, bo często uczestniczy w mszach i wygłasza kazania.

Tu cofnijmy się do początków uczelni. KUL powstał w 1918 roku jako szkoła wyższa prywatna, katolicka, ale z uprawnieniami państwowymi. Np. mógł przyznawać tytuły naukowe. Państwo dokładało do dydaktyki, wspierało studentów, z inwestycjami uniwersytet musiał radzić sobie sam.

Po wojnie (według artykułu Doroty Gałaszewskiej-Chilczuk „Polityka państwa wobec Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego w latach 1944-1968”) KUL finansowo wspierali głównie księża z Lubelszczyzny. Potem ówczesne ministerstwo oświaty przekazywało doraźne fundusze na pomoc studentom albo na remont zniszczonych wojną gmachów. Miasto zwolniło też placówkę z opłat za wodę, elektryczność. Uczelnię stale finansował też Episkopat, który w końcu ogłosił, że w wyznaczone niedziele i święta datki z tac mają trafiać na KUL. Władze PRL mniej lub bardziej starały się blokować działalność uniwersytetu, więc uczelnia żyła głównie z ofiar od wiernych.

Po zmianie systemu w 1991 roku przyjęto ustawę, według której KUL miał być finansowany z budżetu państwa tak jak inne uczelnie publiczne. Wyjątkiem były pieniądze na inwestycje – tu państwo miało nie dokładać. I tak było aż do 2007 roku, wtedy zniesiono ten wyjątek.

Do finansowania KUL-u zobowiązuje też konkordat z 1993 roku. A konkretnie art. 15, który mówi, że RP gwarantuje „Kościołowi Katolickiemu prawo do swobodnego zakładania i prowadzenia szkół wyższych, w tym uniwersytetów, odrębnych wydziałów i wyższych seminariów duchownych”. Z tym, że przez państwo dotowane są dwie uczelnie: KUL i Uniwersytet Papieski w Krakowie. Pozostałym można, ale nie trzeba dawać pieniędzy - państwo z tej możliwości jednak korzysta (fundusze dostaje m.in. UKSW, krakowska Akademia Ignatianum, Chrześcijańska Akademia Teologiczna w Warszawie).

Na KUL cały czas zbierana była taca w Wielkanoc i w Boże Narodzenie. Dodatkowo studenci byli wysyłani na kwesty pod kościołami lub na cmentarzach. To wszystko składało się nawet na kilka milionów złotych. W 2009 roku Episkopat zdecydował się ograniczyć te zbiórki. Kościoły w Polsce – mimo publicznego pełnego finansowania uczelni - na KUL wciąż przekazują tacę z Wielkanocy.

Więcej pieniędzy, ale zapaść moralna

- KUL od początku PRL był przeznaczony do likwidacji, a UMCS powstawał w 1944 r., żeby zająć jego miejsce – tłumaczył w rozmowie z katolickim czasopismem "Więź" ks. dr hab. Alfred Wierzbicki, który po 30 latach pracy postanowił odejść z KUL-u. W wywiadzie przypomniał, że w latach 50., 60. uczelnia była oazą wolności, a takie osoby jak Irena Sławińska, czy Czesław Zgorzelski tworzyli tu niezależną kulturę, prawdziwe środowisko akademickie. - Teraz sfera wolności przeniosła się z KUL do UMCS – ocenia ks Wierzbicki.

Potwierdza to nam jeden z pracowników UMCS. - O ile jeszcze kilka lat temu rywalizowaliśmy w pewnym sensie z KUL-em np. o studentów, miejsce w lokalnych mediach, to teraz dla nas nie jest to już żadna konkurencja. KUL dostaje ogromne pieniądze, ale wizerunek stracił. Naukowo też został daleko w tyle - słyszymy. - Jeden z moich znajomych wykładowców z KUL-u, z którym współpracowałem, wyjechał za granicę w ramach projektu naukowego i raczej nie ma zamiaru wracać. Możliwości rozwoju tu są znikome, atmosfera ciężka - dodaje kolejny wykładowca UMCS, który prosi o anonimowość.

Zdaniem ks. Wierzbickiego wyczuwalne są próby ręcznego sterowania przez prof. Przemysława Czarnka. - KUL już mi nie zapewnia poszukiwania prawdy w wolności. Co gorsza, nie czuję się tu bezpiecznie, gdy podnoszę problemy dotyczące kondycji Kościoła – dodawał w rozmowie z „Więzią”. Sam będzie teraz pracował na UMCS-ie.

Zapytany o atmosferę na uczelni wspomina dwie sytuacje: - Gdy wybory w Stanach Zjednoczonych wygrał Donald Trump, wzbudziło to spontaniczny entuzjazm studentów, których spotkałem w stołówce akademickiej. Uświadomiłem sobie wtedy, że na KUL jest coraz więcej młodzieży przejawiającej tendencje populistyczne i fundamentalistyczne. Cieszyli się z Trumpa, bo widzieli w nim swego idola. Kolejny incydent. Zaraz po śmierci abp. Józefa Życińskiego koło naukowe historyków zaprosiło Grzegorza Brauna, który powiedział, że zmarły metropolita lubelski smaży się w piekle. Nagrodzono go owacją - opowiada w wywiadzie. Jego zdaniem świadczy to o obecności na KUL "silnych nurtów integrystycznych, a uczelnia może być słusznie odbierana jak przybudówka Radia Maryja".

- Moment, w którym Czarnek kieruje Ministerstwem Edukacji i Nauki, jest korzystny dla KUL finansowo, jednocześnie oznacza zapaść intelektualno-moralną uczelni - podsumowuje ks. Wierzbicki w „Więzi”. Zdają się to potwierdzać rankingi. KUL-u próżno szukać w np. w jednym z najbardziej prestiżowym Rankingu Szanghajskim czy QS World University Rankings. W polskim popularnym rankingu „Perspektyw” zajmuje 47. miejsce (ex aequo z czterema innymi uczelniami). Rok temu był o cztery oczka wyżej. O przełomowych odkryciach, badaniach też nie słychać.

W styczniu tego roku ks. prof. Mirosław Sitarz z KUL, mówiąc o osiągnięciach akademickich, przyznał, że rzeczywiście uniwersytety w świecie chlubią się swoimi wybitnymi absolwentami. Niektóre są dumne, że mają absolwentów noblistów. Inne chwalą się liczbą zarejestrowanych patentów, jeszcze inne liczbą cytowań w bazie Scopus, Web of Science. - W kategorii "świętość" KUL znajduje się na czołowych miejscach listy światowej i może bez kompleksów porównywać się z uczelniami, które istnieją już kilka wieków – stwierdził, otwierając konferencję naukową „Święci, Błogosławieni i Kandydaci na ołtarze z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego”.

Medycyna na KUL

Uczelnia na świętości jednak nie poprzestaje i korzystając z dobrej passy w ministerstwie idzie za ciosem. Od dobrych kilku lat starała się o utworzenie kierunku lekarskiego. Gdy władzę w MEiN przejął minister Czarnek, starania nabrały tempa. W grudniu 2021 powołany został konwent na rzecz utworzenia i rozwoju medycyny na KUL. W Wielkanoc w liście czytanym na mszach (kiedy była zbierana taca na uczelnię) rektor potwierdził, że uniwersytet planuje uruchomienie kierunku medycznego i zapowiedział, że pozwoli on „kształcić lekarzy posiadających nie tylko fachową wiedzę medyczną, ale także głęboką formację duchową.”

Dwa miesiące później uczelnia otrzymała wszystkie potrzebne pozwolenia, czyli m.in. Ministra Zdrowia i Ministra Edukacji i Nauki Przemysława Czarnka, który zresztą osobiście zaangażował się w tworzenie nowego kierunku. Podczas jednej z delegacji w Rzymie (za którą płaciło znów ministerstwo) podpisał porozumienie z Uniwersytetem Rzymskim La Sapienza w sprawie otworzenia medycyny na KUL.

Kilka dni temu, w czasie oficjalnej inauguracji roku wiceminister zdrowia Piotr Bromber przekazał uczelni symboliczny czek na 40 mln zł w obligacjach na utworzenie studiów lekarskich, a Czarnek przypominał, że w ubiegłym roku podjęto też decyzję finansowaniu centrów symulacji medycznych. Beneficjentami miały być trzy uniwersytety: UKSW, UW i KUL. - Mamy ogromne środki na centra symulacji medycznej, również dla uczelni niemedycznych, w wysokości ok. 800 mln zł. One są w Krajowym Planie Odbudowy. I one będą uruchomione wówczas, kiedy Komisja Europejska łaskawie przestanie łamać prawo i przekaże nam te nasze środki – stwierdził minister Czarnek.

RadioZET.pl