Żołnierz, który uciekł na Białoruś, mógł być białoruskim szpiegiem. "To było wyreżyserowane"
Wiele wskazuje na to, że Emil C., żołnierz 11. Mazurskiego Pułku Artylerii w Węgorzewie, który zdezerterował z polskiej armii, mógł być białoruskim szpiegiem lub informatorem reżimu Łukaszenki - pisze Onet, powołując się na swoje źródła.

Emil C., żołnierz 11. Mazurskiego Pułku Artylerii w Węgorzewie, zdezerterował z polskiej armii i poprosił o azyl polityczny na Białorusi. Swoją decyzję miał argumentować "brakiem zgody na politykę Polski w sprawie kryzysu migracyjnego oraz praktykę nieludzkiego traktowania uchodźców".
Polski żołnierz uciekł na Białoruś. Onet: mógł być białoruskim szpiegiem
Teraz nowe informacje na jego temat publikuje Onet. Wynika z nich, że C. mógł być białoruskim szpiegiem lub co najmniej czynnym informatorem reżimu Alaksandra Łukaszenki. Wątek ten jest jednym z najpoważniejszych, jakie biorą pod uwagę polskie służby specjalne. Portal zaznacza też, że siostra dezertera była związana z obywatelem Białorusi - który jest w tej chwili prześwietlany przez służby - a on sam miał tam znajomych.
Z ustaleń Onetu wynika, że policja zatrzymała żołnierza do kontroli, ale będący pod wpływem alkoholu i narkotyków szeregowy C. nie przyznał się funkcjonariuszom, iż jest zawodowym żołnierzem, dlatego na miejsce zdarzenia nie została wezwana Żandarmeria Wojskowa. Jak przekazał informator portalu, C. również wiedział, że informacja z policji dość szybko trafi do jego jednostki wojskowej, a to będzie oznaczało pożegnanie ze służbą.
Możliwe, że pod wpływem szantażu został nakłoniony do przejścia na stronę białoruską, która postanowiła to wydarzenie wykorzystać propagandowo
Dodaje, że ta decyzja nie musiała być podjęta przez żołnierza, lecz była początkiem operacji białoruskich służb. Jej finał został upubliczniony w piątek w postaci wywiadu, jakiego C. udzielił białoruskim reżimowym mediom.
W rozmowie, której fragment udostępnił w mediach społecznościowych białoruski dziennikarz Tadeusz Giczan, C. twierdzi, że "polska straż graniczna zastrzeliła co najmniej dwóch polskich wolontariuszy, którzy próbowali pomóc migrantom".
Oficer, z którym rozmawiał Onet, sugeruje, że faktycznie całą operację mogły zaplanować służby reżimu Łukaszenki. - Po pierwsze, gdyby żołnierz w polskim mundurze przekroczył granicę zostałby zastrzelony, albo osadzony w areszcie i poddany wielodniowym przesłuchaniom. Tymczasem C. późnym wieczorem przechodzi przez granicę, ktoś mu to na pewno ułatwia, a następnego dnia rano już udziela wywiadu białoruskim dziennikarzom. Ja nie mam wątpliwości, że to było przygotowane i wyreżyserowane wcześniej - mówił.
MON interweniuje po dezercji żołnierza. Błaszczak dymisjonuje jego przełożonych
Mariusz Błaszczak podjął decyzję o odwołaniu ze stanowisk przełożonych żołnierza, który znalazł się na Białorusi. Odwołani zostali dowódca baterii, dowódca plutonu i dowódca 2. dywizjonu w Węgorzewie - poinformowało w piątek na Twitterze MON.
Wcześniej szef tego resortu informował na Twitterze: "Żołnierz, który wczoraj zaginął, miał poważne kłopoty z prawem i złożył wypowiedzenie z wojska. Nigdy nie powinien zostać skierowany do służby na granicę. Zażądałem wyjaśnień, kto za to odpowiada".
RadioZET.pl/PAP/Onet.pl/Twitter