Obserwuj w Google News

Ukraińskie dzieci w polskich szkołach. "Chcemy im pomóc, ale idziemy na żywioł"

8 min. czytania
10.03.2022 14:02
Zareaguj Reakcja

Dyrektor podstawówki z Łodzi tylko jednego dnia zapisał do szkoły 10 uczniów z Ukrainy. Trochę po angielsku, trochę po rosyjsku i jakoś porozumiał się z ich rodzinami. Teraz nowe dzieci trzeba nauczyć czytać, pisać po polsku. Kolejny dyrektor każdemu z osobna dał swój numer telefonu. Jednocześnie koordynuje wolontariat, nadzoruje szkolne remonty, pewnie przyjdzie też kontrola z kuratorium. Tak od ponad tygodnia wygląda szkolna rzeczywistość.

Uczniowie w szkole
fot. Tomasz Jastrzebowski/REPORTER

„Przychodzi ukraiński uchodźca do polskiej szkoły… A ta przecież ma swój rytm. Są akurat odpowiednie lektury, sprawdziany, kartkówki i inne takie. No i rodzi się pytanie… co taki młody człowiek, który nie zna zbytnio języka, właśnie uciekł z oblężonego kraju, zostawił ojca walczącego o niepodległość swojego kraju, ma począć na tych zajęciach? Co mają począć ci nauczyciele? Czy ci młodzi ludzie mają przyjść do klasy i siedzieć jak na tureckim kazaniu? Czy mają tak spędzać po kilka godzin dziennie? W jaki sposób się zachować w stosunku do naszych rodzimych uczniów?” - pisze Wojciech Gawlik, nauczyciel fizyki ze Śląska, który prowadzi Fundację Edu Klaster.

Do tego dochodzą być może mniej ważne teraz kwestie, ale i na nie przyjdzie czas, czyli: „Co powie wizytator z kuratorium, gdy za kilka miesięcy szkoła wykaże się realizacją głównie zajęć opiekuńczo-wychowawczych i obniżą się wyniki egzaminu na koniec szkoły? (…) Czy miasta, które jeszcze mają w zwyczaju premiowanie szkół, które osiągają wysokie wyniki w nauce… będą dalej to robiły? Czy może skupią się na innym wątku motywacyjnym dla szkół i nauczycieli?" - pyta fizyk na facebooku.

Redakcja poleca

Do tych pytań można dołożyć jeszcze więcej, np. co z ocenami dla tych uczniów, a potem z promocją do następnej klasy, co z rodzinami, które chcą wrócić do swojego kraju, a więc i do ukraińskiego systemu edukacji, po co mają takie dzieci czytać utwory Jana Kochanowskiego czy Adama Mickiewicza skoro – miejmy nadzieję – niedługo będą zdawać egzaminy ze swojej literatury i gramatyki?

Na te wszystkie pytania i wątpliwości minister edukacji Przemysław Czarnek odpowiada "jak najbardziej elastycznym systemem" i daje w zasadzie dwie możliwości. To znaczy dzieci mówiące po polsku mają trafiać do klas już istniejących. Druga możliwość to tworzenie tzw. oddziałów przygotowawczych dla uczniów nie mówiących po polsku. Nacisk położny jest tu na naukę języka. W specustawie o pomocy uchodźcom z Ukrainy Ministerstwo Edukacji i Nauki zaznaczyło, że samorządy mogą tworzyć też oddziały międzyszkolne, międzygminne, a nauka nie musi odbywać się tylko w budynku szkolnym.

Podczas środowej konferencji prasowej minister stwierdził, że takie dwie możliwości dadzą opiekę, edukację dzieciom z Ukrainy i jednocześnie będą najmniej inwazyjne dla polskiego systemu oświaty. Tyle teorii i ministerialnych zapewnień.

Najtrudniejszy dzień w życiu dyrektora szkoły

- We wtorek nic innego nie robiłem, tylko przyjmowałem nowych uczniów – to już praktyka i opowieści Michała Różańskiego, dyrektora Zespołu Szkolno-Przedszkolnego nr 4 w Łodzi. Na naszą rozmowę też nie ma za dużo czasu, bo w kolejce stoi już kolejna rodzina z Ukrainy. - Starsze pokolenie nauczycieli mówi po rosyjsku, z kolei młodsi rodzice z Ukrainy mówią po angielsku i tak próbujemy się porozumieć. Często też rodzice przychodzą z Ukraińcami, którzy mieszkają w Polsce od lat i oni pomagają w tłumaczeniu – opowiada dyrektor o tym, jak wyglądają zapisy.

Tylko we wtorek podstawówka zapisała 10 nowych dzieci, a przedszkole – dwoje. Miejsca w klasach pierwszych powoli się wypełniają. Bo tu dzieci z Ukrainy zapisywane są do standardowych już istniejących klas, czyli mają uczyć się – w teorii – tak jak uczniowie z Polski. - Nie, one raczej nie mówią po polsku, rozumieją, ale nie mówią – przyznaje Różański. Wprowadzają je i wspierają inne dzieci z Ukrainy, które są już tu dłużej. Do tego jest jeszcze telefon z translatorem.

- Nie będą na razie pisały, czytały w naszym języku – zdaje sobie sprawę z tego dyrektor szkoły. Jak więc wyglądają lekcje? Nauczyciel np. omawia lekturę i co jakiś czas podchodzi do uczniów z Ukrainy i wprowadza im podstawowe zwroty. - Idziemy na żywioł, ale chcemy dać szansę tym dzieciom - mówi Natalia Pacocha, wicedyrektorka ZSP nr 4. - Zapisujemy je, bo wszyscy w oddziałach przygotowawczych pewnie się nie zmieszczą - dodaje Różański.

Redakcja poleca

Niedaleko, w Zespole Szkół Rzemiosła w Łodzi, dyrektor właśnie tworzy oddział przygotowawczy, ale już dla starszej młodzieży z Ukrainy. Decyzję o tym dostał we wtorek i od razu przystąpił do pracy. - To był bardzo ciężki dzień. Jeden z tych top trzech najcięższych na stanowisku dyrektora szkoły - stwierdza. Od razu pierwszego dnia zapisało się tu ośmioro nowych - jak mówi dyrektor - naszych uczniów.

- Jedna rodzina: matka, syn, niemowlę trzymające kurczowo brata. Ojciec walczy w wojskach terytorialnych, oni ubrani w to co trzy dni temu zabrali, uciekając. Druga rodzina: matka i córka trzymające się ciągle za rękę. Nieufne i pełne nadziei. Trzecia rodzina to świetny tancerz (widziałem filmiki) z matką. Próbują znaleźć swoje miejsce, wychodząc, dostają więcej niż się spodziewali. Czwarta rodzina: obca osoba, która przyjęła dziewięć osób do siebie. Jedna z nich jest obecnie naszą uczennicą kochającą żelki i minionki. Kolejna rodzina szuka tylko ukończenia szkoły średniej, aby zdawać na studia w Niemczech. Kolejna rodzina to cztery dziewczynki ze świdrującymi niebieskimi oczyma proszące o opiekę i ciepło. Ich reakcja na szkolny dzwonek spowodowała, że musiałem wyjść z gabinetu na chwilę. Inna rodzina to pewna siebie matka, która po prostu walczy o dziecko – opisuje Józefaciuk.

Dyrektor każdemu z osobna dał swój prywatny numer telefonu. Jednocześnie teraz tworzy nową organizację pracy szkoły, koordynuje wolontariat, nadzoruje szkolne remonty, planuje kolejne. - W tym kontekście pobudka o 2 rano i przygotowywanie się do oceny własnej pracy (to też ma w zadaniach dyrektor – przyp. red.) tracą jakiekolwiek znaczenie. No i przygotowywanie się do kontroli kuratorium oświaty. Przy okazji sanepid i pip wpadnie. Ale najgorsze jest to, że dopiero po 15 godzinach pracy, w trakcie chwili dla siebie przed przejściem do kolejnych dokumentów lecą mi łzy i nie wiem czy to słabość czy znak człowieczeństwa – napisał już na koniec dnia na swoim facebooku dyrektor ZSR.

Wojna w Ukrainie. Kto będzie uczył nowych uczniów?

W Łodzi większość oddziałów przygotowawczych jest właśnie tworzona i ruszy od poniedziałku. W Warszawie w pierwszym tygodniu marca w 32 szkołach (28 szkołach podstawowych i 4 liceach) utworzono 64 oddziały przygotowawcze. Tylko co z tego jeśli do warszawskich szkół do 8 marca przyjęto już tysiąc dzieci. I z każdym dniem te liczby się zwiększają. - Wiele osób dotarło prywatnie, a więc nieco poza systemem. Dziś nie wiemy, ile mamy nowych dzieci w Warszawie i w jakim wieku. To musi się bardzo szybko zmienić - podkreśla Renata Kaznowska, zastępca prezydenta Warszawy.

Dlatego miasto domaga się pilnego systemowego rejestrowania uchodźców. Bo lada dzień, tak jak przewiduje Różański, może nie starczyć miejsc w oddziałach przygotowawczych. Nowych nie będzie jak utworzyć. Nawet jeśli zgodnie z decyzjami MEiN mogłyby one działać poza budynkami szkolnymi, to nie ma kadry. Od miesięcy szkoły alarmują, że brakuje nauczycieli. - Same mury to za mało. Bez ekstraordynaryjnych przepisów i ułatwień nie będzie miał kto uczyć. Zwracamy na to uwagę MEiN od samego początku. Czekamy na przyjęcie specustawy i późniejsze rozporządzenia – wyjaśnia Kaznowska.

Posłuchaj podcastu

W oddziale przygotowawczym uczniowie mają mieć według założeń 26 godzin w tygodniu, więc potrzeby są ogromne. MEiN co prawda zapowiedziało, że nauczyciele mogą mieć więcej nadgodzin niż do tej pory zakładały przepisy. Do tego w oddziałach przygotowawczych mają uczyć asystenci kulturowi czy pomoc nauczyciela. Resort pracuje też nad stworzeniem bazy nauczycieli i wolontariuszy, np. studentów posługujących się językiem ukraińskim, z której będą mogły korzystać placówki oświatowe z całej Polski.

Tylko po pierwsze większość nauczycieli, zwłaszcza w szkołach średnich, ma już nadgodziny, a asystentów kulturowych jest bardzo mało. List z bazą nauczycieli mówiących po ukraińsku większość szkół też jeszcze nie widziała. Warszawa uruchomiła więc swój bank ofert pracy dla osób mówiących po ukraińsku, a w Zespole Szkół Rzemiosła w Łodzi dyrektor część zajęć będzie prowadził sam, a część dostanie wicedyrektorka, która na szczęście ma uprawnienia do uczenia polskiego jako języka obcego.

- Może w ramach integracji wezmę też naszych nowych uczniów na maraton – planuje Józefaciuk. Dyrektor trenuje bieganie na długie dystanse, więc w ten sposób chce pomóc zaaklimatyzować się uczniom w Polsce i zrealizować godziny wf. - Mamy szkołę w trzech budynkach, ruszenie jednego nauczyciela wiązałoby się zmianą planu lekcji dla niemal wszystkich klas – tłumaczy.

Matura i egzamin ósmoklasisty nie dla uczniów Ukrainy

Plan i tak się zmieni za niecałe trzy miesiące, kiedy odejdą ze szkół średnich maturzyści. A propos matury, minister Czarnek ogłosił, że na ukraińską maturę w Polsce (zorganizowaną we współpracy z Ukrainą) uczniowie nie mają co liczyć. Mogą jedynie podjeść do polskiej, co jest raczej niemożliwe po niespełna trzech miesiącach chodzenia do polskiej szkoły. Podobnie jest z egzaminami ósmoklasisty, tu uczniowie mogą liczyć na tłumaczenia poleceń z części matematycznej.

To oznacza, że młodzież, która chciałaby od października iść na studia – bez znaczenia czy w Polsce, w Ukrainie czy w innym kraju - nie będzie mogła tego zrealizować. Pod znakiem zapytania stoi też dalsza edukacja uczniów z Ukrainy zapisanych do ósmych klas.

Redakcja poleca

Zdaniem Jolanty Gajęckiej, dyrektorki SP nr 2 w Krakowie, na te wszystkie znaki zapytania i wątpliwości można byłoby dość łatwo odpowiedzieć. W ironicznym liście do Przemysława Czarnka wymieniła szereg rad dla niego. Przede wszystkim stworzenie ukraińskich szkół w Polsce dla tych, którzy będą chcieli wrócić do swojego kraju (takie szkoły w Polsce już są, ale jest ich bardzo mało) i zatrudnienie tam ukraińskich nauczycieli, których nie brakuje wśród uchodźców w Polsce.

„Tworzymy szkoły ukraińskie na uchodźstwie, zostawiamy w spokoju polską szkołę, polskie klasy i polskie dzieci, ŻADNYCH głupich zmian w przepisach. Dla dzieci i młodzieży z Ukrainy, których rodzice planują wybrać dla nich przyszłość w polskiej szkole, organizujemy oddziały przygotowawcze, dla ukraińskiej młodzieży z klas maturalnych organizujemy, we współpracy z ambasadą, ukraińską maturę. Jeśli jakieś dziecko uciekające przed wojną, mimo różnych propozycji, trafi jednak do jakiegoś oddziału ogólnodostępnego, to zostaw to dyrektorowi.”

Dyrektorka proponuje też, by oddziały przygotowawcze mogły tworzyć nie tylko szkoły, ale też organizacje edukacyjne, by w oddziałach nie było limitów liczby uczniów, a do prowadzenia zajęć wystarczyły standardowe kwalifikacje nauczycielskie. Według jej pomysłu na koniec nauki uczniowie mogliby mieć egzamin ze znajomości języka polskiego oraz diagnozę ogólnej wiedzy i umiejętności. Potem nauczyciel wydałby każdemu dokument, w którym znalazłaby się informacja o wynikach egzaminu, diagnozy oraz sugestie dotyczące proponowanego poziomu kontynuowania kształcenia w polskim systemie oświaty.

„Piszesz, że w/w dokument jest podstawą do kontynuowania kształcenia w polskiej szkole uczestników ze statusem uchodźcy" - zwraca się do ministra dyrektorka. W ten sposób rozwiązałby się problem ósmoklasistów z Ukrainy. Gajęcka dalej sugeruje: "Koniecznie dopisujesz coś o tym, że dasz kasę i sposób, w jaki się o nią należy starać. Wielkimi literami dopisujesz, że od tej działalności trzymasz z daleka kuratoria oświaty (ucieszą się, bo nie ogarniały tego nawet w czasie pokoju, a dozoru bez pomocy i wsparcia, nikt nie potrzebuje)” - pisze i kończy: "Nie lecisz od razu z tabelkami i sprawozdawczością, ale po 1.04 grzecznie pytasz samorządy, gdzie i co się udało zrobić. To tyle na czas kryzysu. W spokojniejszej chwili powiem Ci, jak to zorganizować w przyszłości, aby dotyczyło wszystkich, którzy chcą wejść w polski system oświaty i aby przynosiło dobre efekty".

Według szacunków MEiN w Polsce jest już ponad 500 tys. dzieci w wieku szkolnym z Ukrainy. Do szkół zostało zapisanych prawie 12 tys. Przypomnijmy, że w Ukrainie nauka w szkole trwa 12 lat i dzieli się na czteroletnią podstawówkę, pięcioletnie gimnazjum i trzyletnią szkołę średnią. Dzieci edukację w szkole zaczynają tam jako sześciolatki.

RadioZET.pl