Obserwuj w Google News

Ukraińskie rozpoznanie i śmiertelna broń. Tak "drończyki" niszczą Rosjan

4 min. czytania
22.05.2023 08:05
Zareaguj Reakcja

Przed wojną mieszkali niedaleko polskiej granicy, pracowali w kopalniach, mieli swoje gospodarstwa lub firmy. Gdy tylko rozpoczęła się rosyjska inwazja, zgłosili się do wojska. Dziś na wschodnim froncie niedaleko Kupiańska z powietrza wypatrują wrogów, a tych, którzy nie zauważą lub nie usłyszą w porę ich dronów, wysyłają na koncert. Głośny i jedyny w swoim rodzaju.

Drończyki
fot. screen: Miłosz Gocłowski, Tomasz Chaciński

Batia

Andrij półtora roku temu był ratownikiem w kopalni. Zdarzało się, że jeździł też do pracy w Polsce. Kiedy jego syn dostał na święta drona, razem uczyli się nim latać i testowali, do czego taka zabawka jest zdolna.

dronczyki
fot. Radio ZET, Batia pokazuje różne pociski używane w dronach

24 lutego, gdy rosyjska armia zaatakowała nad ranem Ukrainę, Andrij zgłosił się do tzw. wojenkomatu – odpowiednika naszej wojskowej komendy uzupełnień i trafił do Obrony Terytorialnej. Na początku na pozycjach, jako zwykły żołnierz piechoty, potem w rozpoznaniu.

"Drończyki" niszczą Rosjan. WIDEO tylko u nas: 

Dziś Andrij, pseudonim Batia, czyli „ojciec”, jest jednym z operatorów dronów. Tyle że latanie przestało być zabawą z synem. Choć żołnierze dalej w większości przypadków wykorzystują cywilne drony, to przeszły one modyfikacje.

Ptaszki

Od ubiegłego roku drony w Ukrainie nie mają lekkiego życia. Urządzenia pracują w wyjątkowo wymagających warunkach. Często latają z obciążeniem. I przede wszystkim są cały czas jednym z głównych celów rosyjskich żołnierzy.

Redakcja poleca

W domu, w którym operatorzy mają swoją bazę, na półkach, podłodze i w szafach leży kilkanaście sprawnych urządzeń – i drugie tyle przestrzelonych. To te, które da się jeszcze naprawić. Wiele nie wraca z pozycji, bo Rosjanie polują na drony, albo po prostu do nich strzelając, albo wykorzystując specjalne urządzenia do zagłuszania sygnału.

- Zdarzają się tygodnie, że tracimy dwa, trzy urządzenia – mówi mi Jura i pokazuje drona z przestrzeloną kamerą. – Tym akurat udało się wrócić. Lecieliśmy na ślepo, tylko na podstawie odczytów z GPS.

Operatorzy wykorzystują na froncie zwykłe, cywilne konstrukcje. Mavici 3 oraz ich specjalne wersje – T i M latają po obu stronach linii frontu. Relatywnie tanie i łatwo dostępne, mają jeszcze jedną ogromną zaletę. Potrafią unieść do dwóch i pół kilograma ładunku.

To słynne już niespodzianki dla rosyjskich najeźdźców.

Ajti

Jura, ps. Ajti, przed inwazją zajmował się informatyką. Miał swój kanał na YouTube. Teraz razem z Batią postanowili pokazywać w sieci także ich nową pracę. Większości filmów pokazać nie można. Ale te, które nie zdradzają pozycji drończyków ani pozostałych ukraińskich żołnierzy, trafiają do sieci na ich wspólny kanał. To zdjęcia i filmy, którymi chłopaki mogą pokazać skuteczność w dostarczaniu orkom specjalnych „przesyłek”.

Ajti odpowiada za montaż nagrań. Uzupełnia je wesołą i skoczną muzyką.

- Jak się nie cieszyć, kiedy najeźdźcy, którzy zabijają niewinnych ludzi, sami giną na ukraińskiej ziemi? - pyta.

Giną, kiedy spada na nich granat albo specjalnie przerobiony pocisk artyleryjski, co rejestruje kamera.

Redakcja poleca

Drukarki 3D

Właśnie do tworzenia ładunków wybuchowych, które latają przyczepione do dronów, operatorzy wykorzystują druk 3D. Jeden z pokojów ich bazy pełen jest drukarek, także cywilnych. To na nich powstają specjalne lotki, bez których pociski nie mogłyby tak skutecznie latać, tam też operatorzy drukują zawleczki, które nie pozwalają granatom wybuchnąć w powietrzu.

- Taka mała manufaktura – oprowadza mnie kolejny z operatorów. W przydomowym warsztacie odcinana jest część pocisku, tak, by został sam ładunek wybuchowy. Po uderzeniu rozgrzeje się do do kilkuset stopni i wybuchnie.

dronczyki1
fot. Radio ZET

W sumie operatorzy wykorzystują trzy rodzaje ładunków – zwykłe granaty ręczne, trochę większe pociski odłamkowe i pociski przeciwpancerne.

- Mavici potrafią przenieść po dwa takie ładunki. Duży dron, taki jak Matrice 300 – może mieć na pokładzie nawet 10 niespodzianek dla wroga – dodaje Batia.

Tyle że duży dron ostatnio nie lata. Jeden z orków puścił w niego serię z karabinu maszynowego i przestrzelił kamerę. Chłopaki zbierają właśnie pieniądze na jego naprawę.

Bratan

Bratan jest starszy stopniem. Walczył jeszcze w ATO na samym początku wojny, w 2014 roku, gdy Rosjanie zaatakowali Donbas. 24 lutego ubiegłego roku był we Lwowie. Napisał do kolegów z wojska. Tego samego dnia zgłosił się po raz kolejny do armii.

Redakcja poleca

– Taktyka przez ostatnie lata znacznie się zmieniła – opowiada mi tuż po tym, jak wrócił z pozycji. – Eliminowanie wrogów przy pomocy dronów to jedno. Ale przede wszystkim, dzięki nim można precyzyjnie zaplanować uderzenie artylerii i atak piechoty.

Jednak by zobaczyć jak najwięcej, operatorzy muszą bardzo blisko podejść. Muszę też uważać, by startujący dron nie zdradził ich pozycji.

- Nie można sobie pozwolić na strach – dalej opowiada Bratan. – Chociaż nie, inaczej. Trzeba się bać, ale trzeba zrobić wszystko, by ten strach przezwyciężyć.

Koncert Kobzona

Boją się też Rosjanie. I mają powody. Na kanale na YouTubie Ajti i Batia pokazują kilkadziesiąt filmów z akcji. Płonące czołgi i działa czy upadający po wybuchy granatów rosyjscy żołnierze – to efekty pracy drończyków.

– Wysyłamy ich na koncert. Kobzona. Podsumowuje Jura.

To słynny już ukraiński żart tej wojny. Popierający okupacje obwodów donieckiego i ługańskiego rosyjski artysta Iosif Kobzon nie żyje od 2018 roku. Z każdym dniem dzięki pracy Andrija, Bratana i Jury przybywa jego fanów wśród wojsk okupantów. Efekty pracy drończyków możecie zobaczyć na ich kanale na Youtube - @IT_Batia_63 Tam znajdziecie też szczegóły zbiórki, którą prowadzą.

RadioZET.pl/oprac BCh