Nie tylko nauczyciele odchodzą ze szkół. Nie ma też kto nimi kierować. Chętnych na dyrektorów brak
Przechodzą na emeryturę, albo z ulgą kończą kadencję i ani myślą starać się o kolejną. W szkołach i przedszkolach oprócz nauczycieli zaczyna brakować też dyrektorów. W niektórych miastach konkursy organizowane są trzykrotnie i chętnych nie ma.

- Musiałem długo prosić, namawiać, przekonywać. Udało się, chociaż co chwila wracają jeszcze wątpliwości – opowiada o szukaniu swojego następcy Marcin Józefaciuk, który właśnie odchodzi ze stanowiska dyrektora Zespołu Szkół Rzemiosła w Łodzi. Chce zająć się dydaktyką, a nie całą administracją. Zastąpi go dotychczasowa wicedyrektorka szkoły Mielna Cybulska- Rakoczy. ZSR i tak jest w dobrej sytuacji, bo chętny na dyrektora, choć długo namawiany, w końcu się znalazł.
Od kilku lat dyrektorzy szkół w całej Polsce alarmują, że brakuje nauczycieli. Na początku szczególnie poszukiwano tych od przedmiotów zawodowych, ścisłych, przyrodniczych, ale po ostatnim roku szkolnym trudno nawet o historyków czy polonistów, których dotychczas stosunkowo łatwo było znaleźć. Z ogromnymi brakami kadrowymi nie od dziś mierzą się też przedszkola.
Teraz w ślad za swoją kadrą idą dyrektorzy podstawówek, liceów, techników czy przedszkoli. Ci, którzy mogą, odchodzą na emeryturę i nie chcą jej odkładać nawet o rok czy dwa, tak jak to było kiedyś. Inni, gdy tylko wyczekają końca kadencji, ani myślą ubiegać się o kolejną. Nowych chętnych do kierowania szkołami czy przedszkolami brak.
Kilkadziesiąt konkursów, chętnych do kierowania szkołą brak
Członkowie ZNP, którzy biorą udział w wyborze dyrektorów, wspominają, jak jeszcze 8,9 lat temu konkursy trwały wiele godzin, bo czasem do jednego startowało pięć, sześć osób. A teraz? W Lublinie na razie w tym roku przeprowadzono 52 konkursy (kolejne cztery zaplanowano jeszcze na lipiec), w tym 33 na dyrektora przedszkoli i 15 na dyrektora szkoły. - Spośród już przeprowadzonych konkursów w dwóch przypadkach nie zgłosił się żaden kandydat – informuje Izolda Boguta z urzędu miasta w Lublinie. Co w takim wypadku? Ustalono drugie terminy.
W Gdańsku w tym roku zorganizowano 59 konkursów na dyrektorów placówek oświatowych. Do czterech nie było ani jednego kandydata. Miasto musiało więc zorganizować konkursy ponownie. Sukces był niewielki: trzy placówki wciąż nie mają dyrektorów - to przedszkole, podstawówka i zespół szkół. We Wrocławiu łącznie przeprowadzono 82 konkursy (zaplanowano jeszcze cztery), najwięcej na dyrektorów przedszkoli - 43. - Do pięciu konkursów nie złożono żadnej ofert - informuje Monika Dubec z wrocławskiego urzędu miasta. Co ważne w konkursach nie wystartowało aż 20 dotychczasowych dyrektorów przedszkoli lub szkół, chociaż mogliby dalej ubiegać się o tę funkcję.
W Łodzi w sumie ogłaszano konkursy w 78 placówkach, z czego aż 45 to przedszkola. Część konkursów jest jeszcze w toku, ale już wiadomo, że w 12 za pierwszym razem nie wyłoniono kandydata (siedem przedszkoli, cztery szkoły i jedna poradnia pedagogiczno-psychologiczna). A nawet jeśli już ktoś się zgłosił, to był jedynym chętnym. - U nas w szkole tylko pani wicedyrektor, zresztą namówiona przeze mnie, zdecydowała się startować w konkursie. Podobnie było w innych szkołach, nie słyszałem o takiej, w której do konkursu zgłosiła się więcej niż jedna osoba – mówi Józefaciuk.
Brak chętnych do kierowania szkołami czy przedszkolami to nie tylko problem dużych miast. W tym roku gmina Strzelce Opolskie ogłosiła osiem konkursów na stanowiska dyrektorów placówek oświatowych. Tylko dwa udało się rozstrzygnąć za pierwszym razem - startowało w nich tylko po jednym kandydacie. Na pięć konkursów nie wpłynęło ani jedno zgłoszenie. W gminie Limanowa (woj. małopolskie) tylko w dwóch konkursach z sześciu zgłosili się kandydaci. W pozostałych przypadkach chętnych brak.
Ile zarabia dyrektor szkoły?
Powody? Cała długa lista, tak jak lista zadań dyrektora szkoły. Czyli m.in. tworzenie planu finansowego, pilnowanie go i realizowanie, BHP, RODO, kontrole z kuratorium, księgowość budżetowa. A jeśli w podstawówce czy liceum wymieniany jest dach albo odnawiana elewacja? Za przetargi, ekipę remontową też odpowiada dyrektor. Powinien on też wiedzieć, jakie są zmiany w prawie, a tych przez ostatnie lata było tak dużo, że trudno było za nimi nadążyć.
- Cała ta sprawozdawczość jest przytłaczająca, po kilka razy pisze się to samo do osób w tym samym organie, a one i tak nie wiedzą, po co się to robi. Dyrektor przestał być osobą do kontaktu z rodzicami, uczniami – podsumowuje Małgorzata Zaradzka-Cisek, która do zeszłego roku przez kilkanaście lat kierowała XXI LO w Łodzi. Kiedy mogła już odejść na emeryturę, nie miała większych wątpliwości.
- Stwierdziłam, że trzeba zrobić to, o czym nie pomyślałam przez ostatnie kilkanaście lat, bo szkoła mi ten czas wypełniała. Nie zauważyłam, że dzieci się postarzały, że ściana nie była remontowana przez 12 lat. Wciąga taka praca z drugim człowiekiem i ona staje się najważniejsza We wtorki, kiedy był najbardziej przeładowany dzień, bo rady, bo wywiadówki, szkolenia, wychodziłam ze szkoły o 21. Teraz wstaje, jadę do taty, idę na basen, czytam, wieczorem idziemy z mężem do restauracji. Wysypiam się, robię coś na działce, założyłam małą winnice, nie oddałabym tego za żadne wypełnianie wniosków, pisanie raportów, które miałam w szkole - opowiada Zaradzka-Cisek.
Nie mówiąc już o zarobkach, które nazywa poniżającymi. W wypadku dyrektorów w oświacie często dochodzi też do płacowych absurdów. - Nauczyciele mogą brać nadgodziny i godziny doraźne, które są dodatkowo płatne. Potrafią zarobić wtedy więcej niż dyrektor, któremu nadgodzin brać nie wolno – wyjaśnia Józefaciuk. W wyjątkowych sytuacjach samorząd może wyrazić zgodę na jedną, dwie nadgodziny, ale listę dyrektorskich zadań kiedyś trzeba wykonać, więc zazwyczaj i tak nie ma na nie czasu. Nauczyciele mają też dodatki motywacyjne, 500, 600, wyjątkowo nawet 1000 zł, dyrektor w Łodzi najwięcej może dostać 350 zł na rękę.
MEiN i Czarnek zniechęcają
Zaradzka-Cisek nieraz słyszała, że przecież były podwyżki, że po coś jest się tym dyrektorem, więc ma on odpowiadać za szkołę, ale w gruncie rzeczy to nie o zarobki i mnogość obowiązków tu chodzi. Swoje dołożyła pandemia i organizacja pracy zdalnej, która została zrzucona na dyrektorów i nauczycieli, ale w ostatnim roku szkolnym doszła groźba wprowadzenia Lex Czarnek.
To nowelizacja prawa oświatowego, która zakładała m.in. możliwość łatwego i szybkiego odwołania dyrektora przez kuratorium. Kurator mógłby też decydować o tym, jakie organizacje wchodzą do szkoły. Ustawa została zawetowana przez prezydenta, ale minister edukacji Przemysław Czarnek nie ukrywa, że chce do tego projektu wrócić. Z drugiej strony rządzący, a konkretnie minister Michał Wójcik, bliski współpracownik Zbigniewa Ziobry, chciał wprowadzić karę do pięciu lat więzienia dla dyrektorów za „przekroczenie swoich uprawnień lub niedopełnienie obowiązków.” Projekt jednak utknął w komisji sejmowej.
- Bezsilność wobec zmian jest powodem wielu odejść i rezygnacji. W pewnym momencie człowiek się zastanawia, po co ja to robię, skoro nie ma efektów? Każdy kto decyduje się na bycie dyrektorem, to myśli sobie, że może zrobić coś dobrego, a jak robimy dobrze dla kogoś, to zawsze znajdzie się ktoś, to powie, że tak nie jest dobrze, a szczególnie ci, którzy przyjdą na kontrolę - mówi Zaradzka-Cisek.
Po tych wszystkich zmianach w prawie i groźbach kolejnych zmian dyrektorzy tak jak szybko musieli organizować pracę zdalną, tak szybko musieli przyjąć tysiące dzieci z Ukrainy uciekające przed wojną. I znów, akurat kiedy potrzebowali wsparcia, zostali z tym sami.
- Jedna rodzina: matka, syn, niemowlę trzymające kurczowo brata. Ojciec walczy w wojskach terytorialnych, oni ubrani w to co trzy dni temu zabrali, uciekając. Druga rodzina: matka i córka trzymające się ciągle za rękę. Nieufne i pełne nadziei. Trzecia rodzina to świetny tancerz z matką. Próbują znaleźć swoje miejsce. Czwarta rodzina: obca osoba, która przyjęła dziewięć osób do siebie. Jedna z nich jest obecnie naszą uczennicą kochającą żelki i minionki. Kolejna rodzina szuka tylko ukończenia szkoły średniej, aby zdawać na studia w Niemczech. Kolejna rodzina to cztery dziewczynki ze świdrującymi niebieskimi oczyma proszące o opiekę i ciepło. Inna rodzina to pewna siebie matka, która po prostu walczy o dziecko – tak przyjmowanie nowych uczniów opisywał dyrektor Zespołu Szkół Rzemiosła.
W marcu utworzono tu oddział przygotowawczy dla młodzieży z Ukrainy. Dyrektor każdemu z osobna dał swój prywatny numer telefonu, więc był z nimi w stałym kontakcie. - Jednocześnie tworzę nową organizację pracy szkoły, koordynuję wolontariat, nadzoruję szkolne remonty, planuję kolejne. Do tego pobudka o 2 rano i przygotowywanie się do oceny własnej pracy. No i przygotowywanie się do kontroli kuratorium oświaty. Przy okazji sanepid i pip wpadnie – wyliczał swoje zadania na jeden dzień Józefaciuk.
Bez konkursu albo łączenie szkoły i przedszkola
Przedszkola to wydawałoby się podobna, ale jednak inna historia. Ułożenie regulaminu rekrutacji, inwentaryzacja sprzętu, zamontowanie piorunochronu, a nawet znajomość liczby drzew, które wycięto z terenu przedszkola – tu lista zadań, które wymieniają nam dyrektorzy miejskich przedszkoli, wydaje się jeszcze dłuższa. Do tego dyrektor przedszkola powinien monitorować takie systemy jak Vulcan, OSSON, ePUAP, a także skrzynkę pocztową i kilka witryn, na których umieszczane są aktualności prawne. I nie chodzi tu tylko o prawo oświatowe, ale też o znajomość prawa pracy, prawa rodzinnego, administracyjnego.
- Z jednej strony przedszkole to placówka edukacyjna, z drugiej strony zakład pracy, z trzeciej – jednostka budżetowa. Trzeba więc znać większość norm prawnych i ich nowelizacji. Np. zatrudniając kogoś, tworzy się umowę o pracę, trzeba więc ciągle śledzić zmiany w karcie nauczyciela. Dyrektor nieraz jest sekretarką, księgową, informatykiem - opowiada Joanna Poselt, która parę lat temu kierowała miejskim przedszkolem w Łodzi. Teraz przeszła do przedszkola niepublicznego. - Dochodziło do tego, że przychodziłam codziennie do pracy i musiałam dokonywać wyboru, co jest ważniejsze. W ogóle nie znałam dzieci i to mi najbardziej przeszkadzało – wspomina.
W sprawach administracyjnych do pomocy jest tylko intendent - ten najczęściej zajmuje się zapewnieniem żywienia dla dzieci. W efekcie w pewnym momencie doszło do tego, że na 19 konkursów na dyrektorów przedszkoli w Łodzi, do 10 nie było ani jednego kandydata. Miasto zdecydowało się więc na utworzenie zespołów szkolno-przedszkolnych. Dyrektorem zostawał dyrektor szkoły, więc teoretycznie problem był rozwiązany, ale nieraz musiano łączyć oddalone od siebie placówki o kilka ulic.
Co z brakiem chętnych do kierowania podstawówkami czy technikami? Samorządy najczęściej organizują kolejne konkursy, tak jak w Gdańsku, nawet po raz trzeci. Można też tymczasowo powierzyć komuś funkcję kierowniczą na 10 miesięcy (bez konkursu, ale pod warunkiem pozytywnej opinii kuratora, rady szkoły i rady pedagogicznej), ale i tak nie w każdym przypadku będzie to możliwe, bo mało kto z nauczycieli jest zainteresowany taką pracą.
- Niestety, nie żałuję odejścia. Jak widzę, co się dzieje i w jakim kierunku to idzie, to jest mi po prostu przykro, że wysiłki takich jak ja i innych nauczycieli z krwi i kości zostały sponiewierane. Szkoła jako instytucja idzie donikąd. Mam dwuletniego wnuczka, już mnie martwi jego los jako ucznia. Czego się będzie uczył i gdzie? Może nauczanie domowe miałoby sens? - zastanawia się Zaradzka-Cisek i podsumowuje: - Obecni dyrektorzy powinni zarzucić nogi na stół, bo co by zrobili - jeśli są prawdziwymi dyrektorami - to i tak nie będzie zgodne z ich sumieniem.
RadioZET.pl