Umarła na rękach męża. Trzy godziny wcześniej szpital odesłał ją do domu
43-letnia kobieta zmarła w domu trzy godziny po powrocie z SOR w Wejherowie. Jak wspomina jej zrozpaczony mąż, dostała ataku drgawek i nie mogła złapać powietrza. Lekarze uznali wcześniej, że kobieta nie wymaga hospitalizacji. "Najtrudniejszy był moment, gdy umierała mi na rękach, te jej drgawki. Po trzecim ataku przestała się ruszać" - opowiada mężczyzna.

O tragicznej historii pani Agnieszki z Gniewina koło Wejherowa dowiedzieliśmy się z reportażu "Interwencji" w Polsacie. 43-letnia kobieta zmarła miesiąc temu, w Dzień Matki. Jej mąż zdecydował się opowiedzieć o rodzinnej tragedii przed kamerami, aby ostrzec innych przed szpitalem w Wejherowie.
43-latka po raz pierwszy poczuła się źle w połowie maja. Mąż zawiózł ją na SOR w Wejherowie, ale kobieta nie została przyjęta na oddział. - To były takie drgawki, cała się trzęsła, potem na chwilę straciła przytomność. Zawiozłem ją na SOR, dali jej zastrzyk przeciwbólowy i jakąś zawiesinę. Dali jej zastrzyk, syrop i kazali jechać do domu – wspomina pan Krzysztof.
Wejherowo. Szpital odesłał kobietę do domu. Po trzech godzinach zmarła na rękach męża
- Ona już dobre dwa tygodnie się tak źle czuła. Mówiła, że jak idzie do ogródka, to jest wykończona, pot się leje i nie może tchu złapać – mówiła z kolei siostra zmarłej kobiety.
Dolegliwości zdrowotne pani Agnieszki nie ustępowały. Kobieta trafiła na SOR w Wejherowie ponownie 25 maja. - To był wtorek wieczorem. Kolejny atak. Drgawki, białe oczy, zaciśnięte zęby, powietrza nie mogła nabrać. Pogotowie ją zabrało – tłumaczy wdowiec.
Po 12 godzinach kobieta została wypisana do domu. Według lekarzy nie wymagała ona dalszej hospitalizacji. Kobiecie nie zrobiono prześwietlenia płuc i zdecydowano się na dalsze obserwacje. Po 3 godzinach po powrocie do domu pani Agnieszka zmarła.
Błąd lekarski? Sprawa trafiła do prokuratury w Wejherowie
"Informuję, iż świadczenia SOR służą wykluczeniu aktualnego zagrożenia życia lub udzieleniu świadczeń w przypadku, gdy to zagrożenie zostało stwierdzone. W przypadku Pani Agnieszki, po wnikliwej diagnostyce (…), takie aktualne zagrożenie życia wykluczono" – przekazała Małgorzata Pisarewicz, dyrektor ds. Komunikacji Społecznej i Promocji Szpitale Pomorskie Sp. z o.o.
- W dzień jej śmierci, po tej reanimacji, lekarz nie wypisał jeszcze aktu zgonu. Kazali nam otworzyć drzwi i okna, i tak jak była rozebrana po tej reanimacji, miała leżeć na podłodze i czekać do rana. W domu był syn i mąż – wspomina siostra zmarłej.
Chcesz wiedzieć wszystko pierwszy? Dołącz do grupy Newsy Radia ZET na Facebooku
Kobieta w rozmowie z "Interwencją" zapowiedziała, że złoży skargę na szpital oraz zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Sprawę do prokuratury w Wejherowie zgłosił też pan Krzysztof.
RadioZET.pl/ "Interwencja" Polsat/ polsatnews.pl