Obserwuj w Google News

Do tej szkoły chodził reprezentant Polski na mundialu. „Wiedział, czego chce. To dało sukces”

4 min. czytania
02.12.2022 14:23
Zareaguj Reakcja

- Trzeba zatrudnić fachowców w szkołach. Środa powinna być sportowa, bez innych lekcji. I żadnych zwolnień z WF wypisanych przez mamę czy tatę – tak powinno wyglądać wychowanie fizyczne według Romana Stępnia, dyrektora Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Łodzi im. Kazimierza Górskiego. To tu uczył się m.in. Karol Świderski, piłkarz reprezentacji Polski, który gra na mundialu w Katarze.

Piłka nożna
fot. MAREK LASYK/REPORTER

Karol Świderski, który występuje w reprezentacji Polski na Mistrzostwach Świata 2022 w Katarze, uczył się w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łodzi w latach 2012–2014. Jak go wspominają nauczyciele? - Bardzo dobry, zdyscyplinowany. Dbał o drobnostki, które decydują w sporcie, w życiu. Pamięta o szkole, skąd się wywodzi - wspomina w podcaście edukacyjnym RadiaZET „Szkoła marzeń” Roman Stępień, dyrektor SMS w Łodzi.

Od trzech lat organizowany jest tu turniej Świderski Cup, któremu patronuje piłkarz. - Był pilny we wszystkim, taktowny, grzeczny. Słuchał trenerów, nauczycieli. Wiedział, czego chce. To mu dało sukces. Wielu kolegów z jego rocznika było lepszych piłkarsko w tamtym czasie. Teraz stoją na kasie w markecie i żałują, że sobie wtedy pofolgowali – wspomina dalej Stępień.

Świderski i kilkunastu innych reprezentantów Polski

W Szkole Mistrzostwa Sportowego w Łodzi uczyło się kilkunastu piłkarzy, którzy grali w reprezentacji Polski. Oprócz Świderskiego to m.in. Tomasz Kuszczak, Łukasz Madej, czy Rafał Grzelak. Zdaniem dyrektora szkoła daje jednak tylko warunki do tego, żeby móc się rozwijać i osiągnąć szczyt sportowy. Reszta to praca.

- Z książek nie wyczyta się tego. To trzeba wykuć jak w kuźni. Proszę spytać takiego Ronaldo czy Glika, jak oni to wykuli. To nie wyglądało tak, że przyszli i byli talentami. Talent, diament wpadnie w oko, ale trzeba go jeszcze oszlifować, żeby był coś wart – opowiada w podcaście edukacyjnym dyrektor SMS. - Niezbędne jest też szczęście, nie można mieć pecha. No i praca – dodaje.

A tej nie brakuje. Uczeń szkoły mistrzostwa sportowego dziennie pracuje 12,14 godzin. Bo do treningów (kilkanaście godzin tygodniowo) trzeba doliczyć naukę – ok. 26 godzin dydaktycznych w tygodniu. Stąd właśnie powstały takie placówki. - Kiedy byłem prezesem ŁKS-u, młodzi ludzie gdzie indziej trenowali, a gdzie indziej się uczyli. Do tego dochodził przejazd przez miasto. Taki młody człowiek do domu wracał o godz. 20,21. Był zmęczony i nie był wydolny ani w szkole, ani na treningu, więc wpadliśmy na pomysł, żeby połączyć naukę i treningi. Byliśmy prekursorem szkół mistrzostwa sportowego, naszym założycielem jest Kazimierz Górski – wspomina w „Szkole marzeń” Stępień.

Redakcja poleca

W placówkach sportowych młodzież ma wszystko w jednym miejscu. Uczniowie wstają o 6 rano, potem mają śniadanie i lekcje poprzeplatane treningami. - Staramy się też, żeby teraz oglądali mecze mundialowe. To jeden z elementów szkolenia, trzeba zobaczyć, co piłkarz potrafi na boisku – dodaje Stępień.

Jak uczniowie godzą naukę ze sportem? - Niektórzy stawiają vabank, wszystko na sport i wygrywają. Ale niektórzy mają świetne wyniki w nauce i zostają prawnikami, lekarzami, menadżerami. Sport niczemu nie przeszkadza. Zdrowe ciało, zdrowy duch. Kto nie dba o ciało, to ma chorą duszę – mówi dyrektor SMS w Łodzi.

Program w szkole zabija uczniów

Aby dostać się do placówki sportowej, trzeba przejść przez dużą selekcję. Przypadków nie ma. - Musi być diamencik, a co się z tego wyszlifuje, to czas pokaże. W takim roczniku jak Świderski było 300 uczniów przepuszczonych, a wyszedł jeden diamencik – wspomina w podcaście edukacyjnym Stępień. Wielu odchodzi po tygodniu, miesiącu. - W takiej szkole uczysz się życia. Niektórzy przychodzą do nas i piorą sobie po raz pierwszy skarpety, obcinają paznokcie, bo do tej pory robiła to mama. To hartuje, ale nie wszyscy wytrzymują – mówi dyrektor placówki.

SMS istniej od 25 lat. W tym czasie, jak zauważył Roman Stępień, sprawność fizyczna młodych osób, także w placówkach sportowych, bardzo niekorzystnie się zmieniła. Czasem przychodzą osoby, które nie potrafią zrobić przewrotu w tył, w przód. - Jest ogólne zaniedbanie i to mnie martwi, największy problem jest z gibkością, dynamiką – nie ukrywa dyrektor. Jego zdaniem sport uprawia się teraz wirtualnie. Winni są rodzice, którzy nie poświęcają czasu dzieciom i nie wychodzą razem do parku, na boisko. Nie uczą, że wysiłek to przyjemność.

Redakcja poleca

Według niego niepotrzebnie też tyle materiału na lekcjach dostają uczniowie. - Program dydaktyczny zabija naszą młodzież. Do tego fobia niektórych rodziców, że muszą mieć piątki czy szóstki. Umysł nie odpoczywa, bo taki uczeń idzie na lekcje po lekcjach, a efektywnie jesteśmy w stanie pracować cztery godziny – stwierdza w podcaście edukacyjnym Roman Stępień.

Zdaniem dyrektora aby WF stał się w szkole ważnym i lubianym przedmiotem, trzeba przede wszystkim zatrudnić fachowców. - To nie może być człowiek z przypadku. On sam musi umieć pokazać to, co każe zrobić uczniowi. Na treningu trener to jest Bóg, jest ważniejszy niż rodzic – mówi Stępień. - Młodzież jest świetna, wcale nie jest trudna, trzeba jej tylko dać narzędzia – dodaje.

Kolejnym ważnym elementem jest wyeliminowanie zwolnień z WF. - Tylko specjalista może zwolnić, jak ktoś jest np. po operacji. Tak powinno być – stwierdza Stępień. Dobrze byłoby, żeby młodzież miała WF poza halami sportowymi, np. w parkach. - I środa powinna być sportowa, bez lekcji, a w szkołach powinny działać SKS-y z piłki nożnej, siatkówki, koszykówki. Dziś tego brakuje – mówi dyrektor SMS w Łodzi w „Szkole marzeń”.

RadioZET.pl