Unia żąda od Korwina prawie pół miliona euro. Ten twierdzi, że już... nie chce. "Odczepili się"
Parlament Europejski zażądał od Janusza Korwina-Mikke zwrotu prawie pół miliona euro, które miał sprzeniewierzyć, gdy był europosłem. Poseł Konfederacji nie zwrócił dobrowolnie pieniędzy, dlatego sprawa trafiła do polskiej prokuratury. Sam Korwin twierdzi, że PE nie chce już od niego pieniędzy. - Oni będą mi mówili, jak mam zatrudniać asystentów? To jakiś nonsens - komentuje polityk.

Janusz Korwin-Mikke, dziś poseł Konfederacji, w latach 2014-2018 zasiadał w Parlamencie Europejskim. W wyborach jego ówczesne ugrupowanie Kongres Nowej Prawicy zdobyło cztery mandaty. Kariera Korwina-Mikke w Brukseli była krótka, ale barwna. Kontrowersyjny polityk kilkukrotnie został ukarany za swoje zachowanie w europarlamencie. W 2015 roku podczas debaty nad ujednoliceniem systemu biletowego w krajach UE wykonał hitlerowski gest i sparafrazował hasło III Rzeszy wykrzykując: "Ein Reich, ein Volk, ein Ticket" (Jedna Rzesza, jeden naród, jeden bilet). Ta osobliwa forma krytyki pomysłu Komisji Transportu i Turystyki spowodowała, że Korwin został ukarany przez ówczesnego przewodniczącego PE Martina Schulza za zakłócanie przebiegu obrad.
Rok później prawicowy polityk znowu wywołał skandal w europarlamencie. Porównał migrantów z Afryki do “szamba”, które jego zdaniem miało zalewać Europę. Wypowiedź kosztowała go pozbawienia diet poselskich o wartości kilku tysięcy euro. Kary na Korwinie nie robiły wrażenia, bo wkrótce ponownie naraził się szefowi PE. Podczas debaty o różnicach w wynagrodzeniach dla kobiet i mężczyzn stwierdził, że przedstawicielki płci żeńskiej są “słabsze, mniejsze i mniej inteligentne”, dlatego zarabiają mniej. Przewodniczący PE Martin Schulz nałożył kolejne sankcje finansowe na polskiego eurodeputowanego. Za oba wybryki Korwin został ukarany finansowo oraz czasowo zawieszony w pracach europarlamentu. Polityk nie zgadzał się z decyzjami Schulza i postanowił je zaskarżyć. Sąd UE w Luksemburgu przychylił się do skargi Janusza Korwina-Mikke. Sędziowie orzekli, że polski europoseł nie zakłócił przebiegu obrad, a tylko taki występek mógłby być podstawą do ukarania go dyscyplinarnie.
- W tych okolicznościach i pomimo szczególnie szokującego charakteru słów użytych przez skarżącego podczas jego wystąpień, Parlament nie mógł w niniejszym przypadku nałożyć na niego środka dyscyplinarnego - tłumaczył swoją decyzję sąd UE w Luksemburgu.
W 2018 roku Korwin-Mikke zrzekł się mandatu europosła na rzecz Dobromira Sośnierza. Swoją decyzję tłumaczył powrotem do krajowej polityki. Czas spędzony w Brukseli określił jako zmarnowany i dodał: “Poza tym sądzę, że Unia Europejska powinna zostać zniszczona”.
Pół miliona euro do zwrotu
Wraz z końcem kariery w Parlamencie Europejskim nie skończyły się problemy polityka z unijną instytucją. W sierpniu 2020 roku Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) zakończył śledztwo w sprawie sprzeniewierzenia unijnych funduszy przez byłego już europosła. Według unijnych urzędników były nieprawidłowości w zatrudnianiu asystentów krajowych eurodeputowanego.
- W dochodzeniu zbadano potencjalną nieuprawnioną działalność zewnętrzną i możliwe sprzeniewierzenie funduszy UE za pośrednictwem personelu posła podczas wykonywania mandatu - poinformował nas OLAF.
Korwin-Mikke jest oburzony zarzutami, które kierowane są do niego przez unijną instytucję. - Mieli do mnie pretensje, że asystenci nie siedzą w biurze tylko w domu. To jakiś nonsens, bo przecież oni pracowali korzystając z internetu - komentuje Korwin.
Ile pieniędzy miał sprzeniewierzyć Korwin-Mikke? OLAF nie ujawnił konkretnej kwoty zasłaniając się tajemnicą śledztwa. Zrobił to jednak sam poseł, który w mediach społecznościowych pochwalił się, że “pobił rekord” Marine Le Pen, bo ma zwrócić unijnej instytucji prawie pół miliona euro.
Jak nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, Parlament Europejski otrzymał raport ze śledztwa OLAFu wraz z rekomendacjami do dalszych działań. Z naszych informacji wynika, że unijni urzędnicy podjęli kroki, aby odzyskać nienależnie wypłacone pieniądze przede wszystkim na poczet zatrudnienia asystentów krajowych. Korwin-Mikke nie zamierza jednak dobrowolnie oddać pieniędzy, dlatego Parlament Europejski zwrócił się do polskiej prokuratury z wnioskiem o przeprowadzenie postępowania karnego w tej sprawie. Te informacje potwierdziła nam rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
- Postępowanie Prokuratury Okręgowej w Warszawie zostało wszczęte w listopadzie 2020 r. i prowadzone jest w sprawie, co oznacza, że nikomu nie przedstawiono zarzutu - przekazała prokurator Aleksandra Skrzyniarz. Śledztwo prowadzone jest w kierunku oszustwa, za które grozi nawet do 8 lat więzienia.
“Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8” - art. 186 § 1. Kodeksu karnego.
Jak tłumaczy nam biuro prasowe Parlamentu Europejskiego, gdy unijni urzędnicy nie są w stanie ściągnąć pieniędzy np. z diety poselskiej, bo sprawa dotyczy byłego europosła, to PE korzysta wtedy ze wszelkich środków prawnych.
- Były członek europarlamentu zostaje oficjalnie powiadomiony o decyzji wraz z odpowiednią notą obciążeniową i musi zapłacić należną kwotę. Jeśli nie zrobi tego, to Parlament może odzyskać pieniądze wszelkimi dostępnymi środkami prawnymi - przekazało nam biuro prasowe PE.
Korwin-Mikke w rozmowie z nami mówi, że nic nie wie o żadnym postępowaniu prokuratorskim w tej sprawie. Jak twierdzi, nie był nawet przesłuchiwany. Śledztwo trwa już prawie dwa lata.
“Odczepili się”
Zapytaliśmy Janusza Korwina-Mikke, co zamierza zrobić w sprawie zwrotu pieniędzy Parlamentowi Europejskiemu. Polityk przyznał, że unijna instytucja domagała się zwrotu pieniędzy, ale… już nie chce. - Unia napisała do mnie, że nie ma już żadnych pretensji. Odczepili się - oględnie tłumaczy Korwin.
Jak się okazuje, Parlament Europejski nie potwierdził, aby miał odstąpić od żądania zwrotu pieniędzy. Urzędnicy nie chcą komentować ze szczegółami toczących się postępowań.
- W zależności od obszerności dokumentacji sprawy, czas całego procesu odzyskania pieniędzy może wydłużyć się. PE nie może więcej komentować toczących się postępowań ze względu na ich poufność - informuje biuro prasowe PE.
Przypomnijmy, że w sierpniu 2020 roku OLAF przesłał do polskiej prokuratury dokumenty ze swojego śledztwa dotyczące Korwina-Mikke. Postępowanie w Prokuraturze Okręgowej trwa, wciąż nikomu nie przedstawiono zarzutów. Parlament Europejski musi czekać na zakończenie śledztwa przez polską prokuraturę. To jedyna droga, która może doprowadzić do zwrotu pieniędzy przez posła Konfederacji.
Kontakt z autorem: mateusz.kapera@radiozet.pl