Oceń
23 lipca 2022 roku w wiosce Skarbiciesz (powiat lubartowski) znaleziono zwłoki 48-letniego Mariusza. W jego bezpośrednim pobliżu leżał rower i dwa owczarki belgijskie, pies i suka. Mężczyzna miał pokaleczone ciało, rozerwane tętnice i żyły. Jak później ustalono, zmarł wskutek wykrwawienia, zaatakowany przez psy. Zwierzęta były agresywne do tego stopnia, że nawet po makabrycznej śmierci 48-latka ich odłowienie okazało się niemożliwe. Bezskutecznie interweniował rakarz, później próbowano psy uśpić - z takim samym efektem. Ostatecznie oba psy odstrzelono. Co więcej, truchło martwej suki zabezpieczono do przeprowadzenia sekcji, a samiec - mimo poważnych ran - oddalił się o własnych siłach, by zdechnąć dopiero przy rzece Wieprz. Tam też zwłoki dostrzegli uczestnicy spływu kajakowego.
Skarbiciesz. Jerzy B. stanie przed sądem
Po siedmiu miesiącach od makabry w Skarbicieszu, przed sądem stanie Jerzy B., 62-letni właściciel psów. Prokuratura w Lubartowie oskarżyła go o narażenie człowieka na bezpośrednie zagrożenie życia, w uzasadnieniu czytamy m.in. o niestosowaniu adekwatnych do potrzeb zabezpieczeń terenu, co poskutkowało ucieczką jego psów. W ekspertyzie z miejsca dramatu wskazano, że prześwity w ogrodzeniu sięgały ponad 20 centymetrów. Jak ustalono, Jerzy B. kupił owczarki belgijskie by pilnowały posesji - przechowywał tam maszyny rolnicze. Tamtego dnia opuścił swój dom i zostawił psy na otwartym terenie. Jak zwierzęta uciekły - do końca nie wiadomo, ale jasnym jest że 62-latek nie zadbał o zabezpieczenie terenu, w dokumentach prokuratury czytamy m.in., że przy ogrodzeniu składowane były odpady, które umożliwiały psom wdrapanie się ponad płot.
Psy niemal zjadły 48-latka. Ciało Mariusza w przewodzie pokarmowym psów Jerzego
Po odstrzeleniu psów przeprowadzono sekcję zwłok jednego z nich. W przewodzie pokarmowym potwierdzono obecność fragmentów skóry ludzkiej, która odpowiadała wynikom DNA zagryzionego Mariusza, mężczyzny który w myśl ustaleń portalu fakt.pl tego dnia jechał rowerem do rodziny, by pomóc przy żniwach. Podczas przesłuchania w prokuraturze Jerzy B. przyznał się do zarzucanego mu czynu i wyjaśnił, że psy nigdy wcześniej nie uciekały z posesji. Jak relacjonował, po raz ostatni widział je 19 lipca, kiedy odjeżdżał z działki i zostawił je biegające luzem na zamkniętej posesji. Przekazał, że 21 lipca, gdy przyjechał na działkę, zorientował się, że psów już nie ma. "Wówczas próbował odnaleźć psy, jeżdżąc po okolicy, lecz ich nie znalazł. Jest mu przykro z tego powodu, że zginął człowiek.
W ramach sformułowanego aktu oskarżenia Jerzemu B. grozi do 3 lat więzienia. Pierwsza rozprawa w tej sprawie została zaplanowana na środę 22 marca br.
RadioZET/PAP
Oceń artykuł