MEiN zapowiada spore zmiany w pracy nauczycieli. Ale tylko na rok
Nauczyciele będą mogli brać godziny ponadwymiarowe bez określonego dotychczas limitu. Ma dotyczyć to wyłącznie liceów, techników i szkół branżowych. I tylko najbliższego roku szkolnego. Ministerstwo Edukacji i Nauki chce w ten sposób zaradzić brakom kadry i kumulacji roczników w szkołach średnich.

- W związku ze zwiększonymi potrzebami kadrowymi i lokalowymi, które są związane z kumulacją roczników uczniów w roku szkolnym 2023/2024 w szkołach ponadpodstawowych, trwają przygotowania do zmian w Karcie Nauczyciela oraz Prawie oświatowym – zapowiedziało Ministerstwo Edukacji i Nauki.
Te zmiany to przede wszystkim przydzielanie nauczycielowi godzin ponadwymiarowych bez limitu, jeśli ten wyrazi na to zgodę. Ma dotyczyć to tylko kadry z liceum, technikum i szkoły branżowej I stopnia i tylko najbliższego roku szkolnego 2023/2024.
Propozycje MEiN na rok
Obecnie nauczycielskie pensum, czyli liczba godzin przy tablicy, to 18 lekcji tygodniowo. Nauczycielski etat wynosi standardowe 40 godzin, czyli poza prowadzeniem lekcji nauczyciele w tym czasie powinni przygotowywać się do zajęć, sprawdzać klasówki, prace domowe itd. Przepisy przewidują też godziny ponadwymiarowe, dodatkowo płatne. Nauczyciel zatrudniony na pełny etat może w jednej szkole prowadzić dziewięć takich lekcji, czyli łącznie 27 tygodniowo.
Takim rozwiązaniem już od kilku lat ratowali się dyrektorzy szkół, którzy nie mogli skompletować kadry zwłaszcza do przedmiotów ścisłych i zawodowych. Chętnych do pracy w szkole raczej brak. A uczniów coraz więcej. Od września do liceów, techników i branżówek przyjdzie 1,5 rocznika. To efekt obniżenia wieku szkolnego z siedmiu do sześciu lat (reforma rządu PO-PSL). Do szkół średnich będzie teraz zdawał rocznik 2009, który rozpoczął naukę w wieku sześciu lat. Oprócz tego dojdzie pół rocznika dzieci z 2008 roku, które poszły do szkoły jeszcze jako siedmiolatki.
Co ważne, rok temu do liceów i techników przyszedł już pierwszy większy rocznik po reformie wieku szkolnego. Czyli dzieci urodzone w 2007 roku, które zaczęły naukę jako siedmiolatki i część rocznika sześciolatków - urodzonych od stycznia do czerwca 2008 roku.
Na to nałożyła się reforma likwidująca gimnazja minister Anny Zalewskiej z PiS. We wrześniu 2019 roku do szkół średnich zawitał podwójny rocznik, czyli ostatni absolwenci gimnazjów i pierwsi uczniowie po zreformowanych, ośmioklasowych podstawówkach. Ostatnie osoby po gimnazjach poszły już na studia, ale ci drudzy przygotowują się właśnie do matury, bo uczą się już w czteroletnich liceach i pięcioletnich technikach.
Podsumowując, w do niedawna trzyletnich liceach od września 2023 będą musieli pomieścić się uczniowie aż pięciu roczników. Po 1,5 rocznika w klasie pierwszej i drugiej oraz po standardowym roczniku w trzeciej i czwartej klasie. W technikach będzie podobnie. Do niedawna uczyły się tu cztery roczniki, teraz będzie sześć.
Stąd też druga propozycja resortu kierowanego przez ministra Przemysława Czarnka. Licea, technika i szkoły branżowe I stopnia według ministerialnych zapowiedzi będą mogły czasowo prowadzić zajęcia w dodatkowych lokalizacjach. - Umożliwi to tworzenie dodatkowych miejsc do prowadzenia lekcji poza budynkami szkół średnich – argumentuje MEiN. Przypomina, że to też rozwiązanie czasowe na jeden, najbliższy rok.
ZNP: To efekt braku nauczycieli
- Dyskusja, żebyśmy pracowali więcej w postaci godzin ponadwymiarowych, jest efektem braku nauczycieli. Po prostu ich nie ma – mówi jasno Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - W małej miejscowości rynek pracy jest na tyle zamknięty, że wybór alternatywnego miejsca zatrudnienia jest ograniczony dla nauczyciela, ale zupełnie inaczej wygląda to w dużych miastach – mówi. Dlatego o czasowe zniesienie limitu godzin ponadwymiarowych apelowali właśnie samorządowcy z największych miast zrzeszonych w Unii Metropolii Polskich.
- To był apel na zasadzie: ratujcie edukację, bo za chwilę znajdziemy się w dramatycznej sytuacji spowodowanej brakiem nauczycieli. A co minister robi? Zamiast podnieść wynagrodzenia, dokłada nauczycielowi pensum – komentuje Broniarz. Jednocześnie przypomina, że nauczyciele są jedyną grupą zawodową, która ma na tak „dramatycznie niskim poziomie liczone dodatkowe godziny pracy”. - Każdy pracownik, i to mówi Kodeks Pracy, jeśli pracuje w godzinach nadliczbowych, za pierwsze dwie godziny ma płacone 50 proc. wynagrodzenia, za kolejne 100 proc. Nauczyciele mają inne stawki i to też jest niesprawiedliwość – stwierdza.
Jak na propozycje MEiN zareagowali najbardziej zainteresowani? Nieprzychylnie, ale przewidują, że chętni, by z nowego rozwiązania skorzystać, i tak się znajdą. - Gdybyśmy odmówili pracy ponad pensum, wtedy może rodzice, politycy rządzący zobaczyliby, jakie są braki kadrowe w szkołach – mówi Anna, nauczycielka matematyki w łódzkim liceum. Od razu dodaje jednak, że to się nie uda. - Środowisko jest bardzo podzielone. Część, żeby dorobić, weźmie nadgodziny i trudno im się dziwić. Wiadomo, jakie są teraz ceny, inflacja. U części jak zwykle wygra dobro uczniów i też zgodzą się na dłuższą pracę – mówi. Sama przez wrzesień, gdy w szkole nie mogli znaleźć drugiego matematyka, brała nadgodziny i uczyła sześć klas.
- Od dwóch lat, odkąd wróciłam z rocznego urlopu dla poratowania zdrowia, nie biorę nadgodzin i nie będę brać. Dyrekcja już nawet mnie o to nie pyta. Inni nauczyciele dziwią mi się, dlaczego nie chcę dorobić, ale to nie jest tego warte. Zdania nie zmienię – zapowiada z kolei Katarzyna, polonistka, która uczy w jednym z kieleckich liceów.
A gdy nauczyciel pójdzie na L4?
Dla szkół godziny ponadwymiarowe to po pierwsze oszczędność, bo nie trzeba kolejnej osoby zatrudniać na etat, a po drugie chwilowe rozwiązanie problemu z brakiem kadry. Chociaż dyrektorzy już wyobrażają sobie rok szkolny, okres chorobowy i zwolnienia lekarskie zaledwie dwóch, trzech nauczycieli, którzy oprócz etatów wzięli dużą liczbę godzin ponadwymiarowych.
Małgorzata Piątkowska, dyrektorka Zespołu Szkół Ponadpodstawowych nr 5 w Łodzi, doświadczyła tego zimą. Jeden nauczyciel miał operację, więc dostał dłuższe zwolnienie, drugi był na rehabilitacji, a trzeciego mama zachorowała. Do tego zmiennie dwie, trzy osoby z grypą lub przeziębieniem lądowały na krótszym L4. - W tygodniu organizowaliśmy nawet 50 godzin zastępstw - wspomina Piątkowska. Szkoda jej było uczniów, ale jako pracodawca nie mogła powiedzieć komuś, żeby teraz nie chorował. Jeśli nauczyciele mieliby jeszcze więcej nadgodzin, problem z zastępstwami zwiększyłby się.
Zwłaszcza, że - jak zaobserwowała dyrektorka - teraz nauczyciel nie zastanawia się, czy iść na L4. - Przy takiej liczbie godzin nie da się odpocząć przez sobotę i niedzielę – mówi Piątkowska. Stąd bez wahania nauczyciel decyduje się na zwolnienie lekarskie, gdy tylko łapią go choroby. A tych u przemęczonych osób nie brakuje.
MEiN zaznacza, że liczba uczniów szkół ponadpodstawowych w roku szkolnym 2024/2025 będzie podobna do tej z roku szkolnego 2021/2022, stąd zmiany miałyby potrwać tylko rok.
RadioZET.pl