Oceń
Ciało Uli Olszowskiej znaleziono 15 września 2010 roku w potoku Roztoka, niedaleko wodospadu Siklawa. Jak opisała "Gazeta Krakowska", ratownicy TOPR zauważyli wystający z wody fragment głowy i pleców. Sekcja zwłok wykluczyła śmierć z powodu upadku z wysokości.
Śledczy uznali, że dziewczyna prawdopodobnie zboczyła ze szklaku, nad brzegiem potoku poślizgnęła się lub straciła przytomność i wpadła do wody. Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu umorzyła postępowanie w grudniu 2011 roku. Śledczych przekonała opinia psychologiczna Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, w której przedstawiono Ulę jako osobę chaotyczną i mało uważną. Uznali, że mogło dojść do nieszczęśliwego wypadku.
Śmierć Uli Olszowskiej. Prokuratura Krajowa wciąż prowadzi postępowanie
W marcu 2022 roku do sprawy wrócili dziennikarze “Gazety Krakowskiej” i Onetu, którzy przedstawili niewyjaśnione wątki śledztwa. Według dziennikarzy prawdopodobna jest wersja, że Ula została zamordowana.
Do wyjaśnienia tajemniczej śmierci młodej fotoreporterki może przybliżyć postępowanie, które aktualnie prowadzi Małopolski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Krakowie. Dział prasowy PK przekazał we wtorek portalowi RadioZET.pl, że śledczy wykonują czynności procesowe w trybie art. 327 par. 3 k.p.k. Innymi słowy, sprawdzają, czy uzasadnione było umorzenie postępowania przygotowawczego w sprawie śmierci Urszuli Olszowskiej. Prokuratura zleciła czynności dowodowe, aby to ustalić.
Znaków zapytania w tej sprawie jest wiele. Z ustaleń dziennikarzy Onetu i “Gazety Krakowskiej” wynika, że w dniu zaginięcia, 28 lipca 2010 roku, Ula Olszowska wyszła w pośpiechu z mieszkania, by spotkać się ze znajomym na rynku w Krakowie. Zabrała ze sobą plecak i aparat. Powiedziała, że będzie z powrotem po południu, nigdy jednak nie wróciła do domu.
Wiadomo, że o godz. 10.40 wsiadła do autobusu i kupiła bilet do Bukowiny Tatrzańskiej. Zmieniła jednak decyzję o kierunku podróży i około godz. 14 wysiadła w Poroninie. Tam miała przenocować. Następnego dnia bliscy nie mogli się z nią skontaktować. Ojciec zgłosił zaginięcie na policji 29 lipca i prowadził poszukiwania we własnym zakresie. Po odnalezieniu ciała Uli, sam próbował rozwikłać zagadkę jej śmierci. Mimo wielu lat starań, nie udało mu się znaleźć odpowiedzi na pytanie, jak zginęła. - Gdy się z nim skontaktowaliśmy, ucieszył się, że ktoś wraca do tej sprawy - powiedział nam Bartosz Dybała, autor reportażu, który ukazał się w “Gazecie Krakowskiej”. Dziennikarz przyznał, że w sprawie nic nowego się nie pojawiło, a Prokuratura Krajowa ogranicza się do lakonicznych komunikatów.
Policja nie komentuje sprawy
Śledztwo od samego początku się ślimaczyło. Najpierw zajęła się nim Prokuratura Rejonowa w Zakopanem, od której po kilku tygodniach postępowanie przejęła Prokuratura Okręgowa w Nowym Sączu, decydując w grudniu 2011 roku o umorzeniu. Wspomniane postępowanie kontrolne Prokuratury Krajowej również trwa już wiele miesięcy. Działań prokuratury nie komentuje krakowska policja. - Ja nie mogę nic powiedzieć, bo to by było przekroczenie uprawnień. Prokuratura ewentualnie nam zleca czynności dowodowe, my możemy jedynie je wykonać - słyszymy.
To, że mogło dojść do zaniedbań, wynika z ustaleń dziennikarzy Onetu i "Gazety Krakowskiej". Śledczy przez dwa miesiące od znalezienia ciała nie przeszukali okolic strumienia. Zdaniem prokuratury, policjanci nie mogli się tam udać, bo nie mieli przeszkolenia wysokogórskiego. Decyzja może dziwić, skoro - jak czytamy - jest to popularny szlak i chodzą tam nawet turyści z kilkuletnimi dziećmi.
Śledczych wyręczył Adam Olszowski. W październiku 2010 roku udał się na miejsce i dostrzegł pelerynę córki na drugim brzegu potoku. Sfotografował ją i poinformował prokuraturę. Na zlecenie policji teren przeczesali ratownicy TOPR, stało się to jednak dopiero w połowie listopada.
Na plecaku dziewczyny znaleziono też ślady krwi i włos jednego z zakopiańskich policjantów. Stwierdzono, że dotykał go “w niebezpieczny sposób”, a więc bez rękawiczek ochronnych.
Nie ustalono nawet bezpośredniej przyczyny śmierci dziewczyny. Specjaliści z Zakładu Medycyny Sądowej dopuszczają możliwość, że mogła utonąć lub zostać uduszona, wykluczyli jednak upadek z wysokości. Jak podała “Gazeta Krakowska”, sekcja zwłok wykazała złamanie żuchwy i wybite górne zęby. Obrażenia powstały po śmierci dziewczyny i według lekarzy, którzy poprosili o zachowanie anonimowości, są nietypowe - mogły powstać w wyniku ciągnięcia zwłok.
Niezbadany został także wątek anonimowego zgłoszenia mężczyzny, który skontaktował się z policją po tym, jak media poinformowały o znalezieniu ciała Uli. Powiedział, że pod koniec lipca 2010 roku był w okolicach Siklawy i słyszał “podniesione głosy, w tym głos kobiety”. Dodał, że widział na szlaku w tym rejonie samotną młodą kobietę i podążającego za nią dziwnie zachowującego się mężczyznę. Prokuratura uznała, że nie jest w stanie przesłuchać zgłaszającego, ponieważ dzwonił z numeru na kartę i nie podał swoich danych operatorowi.
Przesłaliśmy Prokuraturze Krajowej pytania o wątek zgłoszenia od anonimowego mężczyzny. Zapytaliśmy też o ślady na ciele kobiety, które mogły powstać w wyniku ciągnięcia zwłok. Niestety śledczy milczą na temat szczegółów dochodzenia. “Na obecnym etapie nie udzielamy bliższych informacji co do zakresu planowanych i prowadzonych czynności procesowych” - przekazała nam Prokuratura Krajowa.
RadioZET.pl/"Gazeta Krakowska"/Onet
Oceń artykuł