Czy ofiara księdza-pedofila była "zadowolona z utrzymywania relacji intymnej"? Szokujące pismo kurii
Diecezja bielsko-żywiecka zareagowała na pozew Janusza Szymika, który domaga się trzech milionów złotych zadośćuczynienia za krzywdy, których doznał, gdy był ofiarą księdza-pedofila. Kuria w odpowiedzi podważa traumę, jakiej doznał mężczyzna. Domaga się również m.in. ekspertyzy biegłego seksuologa w celu ustalenia preferencji i orientacji seksualnej pokrzywdzonego.

Janusz Szymik w czerwcu ubiegłego roku złożył pozew cywilny przeciw diecezji bielsko-żywieckiej. Domaga się trzech milionów złotych odszkodowania za krzywdy, których doznał, gdy w młodości był wykorzystywany seksualnie przez księdza Jana W. Ten został w 2017 roku skazany na 5-letni zakaz publicznego wypełniania posługi kapłańskiej, zakaz spowiadania oraz nakaz przebywania w odosobnionym miejscu.
J. Szymik pozywa diecezję bielsko-żywiecką. Kuria odpowiada
Kuria odpowiedziała już na pozew Szymika, a treść tej odpowiedzi opublikował Onet. Pismo, które przygotowała mec. Anna Englert, zawiera m.in. wezwania do dopuszczenie dowodu z zeznań biskupów Piotra Gregera i Romana Pindla, które miałyby rzucić nowe światło "na fakty związane z zachowaniem powoda podczas wizyt w kurii diecezjalnej i spotkań z pracownikami kurii, stanu emocjonalnego powoda". Według prawniczki Szymik, relacjonując wydarzenia z przeszłości "nie okazywał żadnej traumy i nie chciał żadnej pomocy".
Jednak bardziej szokującym wydaje się to, iż kuria domaga się przedstawienia opinii biegłego seksuologa, w celu sprawdzenia, czy dla Szymika relacja z W. mogła być "źródłem satysfakcji". Chodzi o ustalenie preferencji i orientacji seksualnej pozywającego, a w dalszej kolejności "charakteru tej relacji, okazywania przez powoda zadowolenia z utrzymywania relacji intymnej z ks. Janem W. [...] czerpania przez powoda korzyści, w tym materialnych, z utrzymywania relacji z ks. W."
Dalej kuria podważa fakt odpowiedzialności za czyny duchownego, wskazując, że w momencie, w którym dochodziło do udowodnionych przez sąd przestępstw, parafia ks. W. w Międzybrodziu podległa pod archidiecezję krakowską, a w obszarze nadzoru diecezji bielsko-żywieckiej znajduje się od 1992 roku. Śledztwo dziennikarzy Onetu prowadzi jednak do innych wniosków.
[...] za zaniedbania, a wręcz tuszowanie przestępstw ks. W. odpowiedzialny był bp Tadeusz Rakoczy, a więc już biskup diecezji bielsko-żywieckiej. Z naszych ustaleń wynika niezbicie, że gdyby hierarcha od razu odsunął W. od pracy z dziećmi, gdy po raz pierwszy w 1993 r. dowiedział się o jego skłonnościach, nie byłoby kolejnych ofiar molestowania, do których udało nam się dotrzeć
Zdaniem prawniczki kurii spotkania między Szymikiem a jego oprawcą miały "charakter prywatny", ponieważ odbywały się także poza plebanią, co świadczyć ma o braku zaistnienia stosunku zależności (w tamtym czasie Szymik był ministrantem).
W piśmie czytamy, że "powód uczestniczył dobrowolnie i nie miały one związku z wykonywaniem przez Jana W. posługi" i że "do kontaktów seksualnych dochodziło nie podczas wykonywania powierzonych obowiązków, ale przy okazji ich wykonywania" (cytat za: Onet.pl).
Ponadto diecezja kwestionuje to, czy wydarzenia z przeszłości faktycznie spowodowały u Szymika "traumę" i "rozstrój zdrowia" oraz fakt, iż mężczyzna złożył skargę na ks. W. do ówczesnego biskupa bielsko-żywieckiego Tadeusza Rakoczego. To akurat zostało już jednak potwierdzone nawet zeznaniami samego W., do których dotarł Onet. Na koniec kuria sugeruje, że sprawa uległa przedawnieniu.
"Zasada kościelnej omerty przeżarła polski Kościół"
- Zasada kościelnej omerty przeżarła polski Kościół. Uważam, że w tej sytuacji bielski biskup powinien podać się do dymisji - przyznał w rozmowie z Onetem Janusz Szymik. Sprawę skomentował także jego pełnomocnik mec. Artur Nowak.
Zastanawiam się tylko, skoro bp Pindel twierdzi, że gwałty na Januszu nie spowodowały u niego traumy to, za co go tak naprawdę przepraszał, z jakiego powodu wyrażał swoje ubolewanie? Nie wiem, co trzeba mieć w głowie, żeby unieważniać krzywdę tego człowieka, który tak dużo przeszedł i zadawać mu nowe cierpienie?
- Badanie preferencji Janusza nie służy niczemu innemu jak tylko temu, żeby go upokorzyć. Nie spotkałem się z tym. Rozumiem, że panowie w kurii sobie myślą tak: a może on jest pedałem? Myślę, że to jest taki język, którym oni się posługują, to jest poziom właśnie tej "troski" o pokrzywdzonego - stwierdził prawnik.
Onet poinformował też, że skontaktowała się z mec. Anną Englert, która miała wyrazić opinię, że "media nie są polem do tego, by rozstrzygać tę sprawę". Prawniczka miała również - zdaniem portalu - odmówić autoryzacji swojej wypowiedzi.
RadioZET.pl/Onet.pl