Dyrektorka krakowskiej szkoły chętna, by zastąpić ministra Czarnka. "Edukacji potrzeba spokoju"
- Jeśli po wyborach nic się nie zmieni, następnego dnia składam wypowiedzenie. W szkole ministra Czarnka się nie odnajdę. Taka sponiewierana nikomu się nie przydam - mówi w rozmowie z RadioZET.pl Jolanta Gajęcka, dyrektorka krakowskiej podstawówki. Nie ukrywa, że chętnie zastąpiłaby szefa MEiN. - Żeby dokonać zmian, trzeba mieć realny wpływ. Taki realny wpływ daje stanowisko ministra - tłumaczy.

Aleksandra Pucułek: - Akcja #GajeckaZaCzarnka wzięło się z...
Jolanta Gajęcka, dyrektorka SP nr 2 w Krakowie: - Z poczucia bezradności. Chociaż sam pomysł 14-tygodniowego projektu przyszedł zupełnie spontanicznie na początku wakacji.
W mediach społecznościowych publikuje pani z podziałem na dni cykl "Wstań z kanapy bezradności" opowiadający o obecnej sytuacji w oświacie, lekcje HiT ( historia i teraźniejszość) dla liderów partii i rekolekcje dla ministra Czarnka. Nawiązując do ostatniego cyklu, jaki jest największy grzech polskiego systemu edukacji?
- Upartyjnienie szkoły to podstawowy, „pierworodny” grzech. Każda partia, która przejmuje władzę, uzurpuje sobie prawo do zmieniania szkoły na swój obraz i podobieństwo. Przychodzi nowy rząd ze swoją ideą, własnymi ekspertami i chce układać szkołę na nowo. Miotamy się od ściany do ściany, od reformy do reformy. Nie przechodzimy od pomysłów dobrych do złych i od złych do dobrych. Tylko od gorszych do coraz gorszych. Tę puszkę Pandory uchylono już za poprzedniej władzy i reformy, np. obniżającej wiek szkolny do sześciu lat. Też nas wtedy nie słuchano.
Mamy dość reform. Edukacji potrzebny jest spokój. Jesteśmy wszyscy zmęczeni ciągłymi zmianami. Nauczycieli jest coraz mniej, są coraz starsi, coraz bardziej umęczeni. Marnowanie tych resztek zasobów na kolejne podstawy programowe, kolejne zmiany w prawie, na tłumaczenie się kontrolującym, dlaczego nie postawiło się kropki, krzyżyka albo dlaczego brakuje podpisu pod jakimś dokumentem, do niczego nie prowadzi. Uczeń przychodzący do ciągle reformowanej szkoły traci motywację, zapał do nauki, bo nie wie, w jakich warunkach będzie się uczył, do jakich egzaminów przystąpi, a nawet w jakim systemie skończy szkołę.
Potrafi sobie pani taką odpartyjnioną szkołę wyobrazić?
- Tak, to jest możliwe. To tylko wola tych, którzy będą sprawować władzę po wyborach. Partie nie powinny ustalać podstaw programowych, listy lektur, długości lekcji i przerw, itp., bo się na tym nie znają. Od tego jest środowisko nauczycielskie, eksperckie. Minister powinien być osobą, której podstawowym zadaniem byłoby przygotowywanie podstaw prawnych do tego, żeby odebrać szkołę partyjnym aparatczykom i zwrócić ją społeczeństwu.
W kolejnym cyklu o historii i teraźniejszości przygotowała pani lekcje, m.in. o znaczeniu prawdy, szacunku, współpracy, obowiązkach wobec społeczeństwa i odpowiedzialności. Mam wrażenie, że byłby to dobre tematy w szkole dla uczniów.
- Oczywiście, że tak. Wymyśliłam ten cykl trochę z przekorą, ale świadomie. Powinniśmy uczyć się z historii wyciągać wnioski, aby nie popełniać wciąż tych samych błędów. Budowanie szczęśliwej przyszłości w oparciu o wiedzę z przeszłości to zadanie dla teraźniejszości.
Do czego zachęca właściwie pani nauczycieli w cyklu „Wstań z kanapy z bezradności”?
- Stawia się przed nami ogromne wymagania i nie proponuje żadnego wsparcia. Podkreśla się naszą praktycznie bezgraniczną odpowiedzialność za coś, na co nie mamy realnego wpływu. Jesteśmy zakładnikami systemu sponiewieranymi dodatkowo przez polityków, którzy utrwalają nieprawdziwy obraz nauczyciela nieroba i darmozjada w opinii publicznej. Trwamy, bo najczęściej kochamy nasze spotkania z uczniami i nam na nich zależy. Wciąż wierzymy, że trochę po partyzancku jesteśmy w stanie ocalić ich czas we wciąż reformowanej szkole.
Opowiadam o tym w tym cyklu, żeby dać upust frustracji wynikającej z poczucia bezradności i jednocześnie pokazać, że może być inaczej. Na przykład? Wspomagający a nie kontrolujący kurator, czy likwidacja komisji dyscyplinarnej dla nauczycieli, która stała się narzędziem do realizowania własnych ambicji przez kuratorów oświaty i do zastraszania. To pierwszy krok, żebyśmy znowu mogli złapać oddech i skupić się na tym, co najważniejsze. Póki co umieramy przyduszani ciężkim partyjnym przekazem.
Odważna jest pani.
- Odwagi nigdy mi nie brakowało. Odwaga to nie jest brak strachu, obaw, ale działanie pomimo tego. Tej odwagi nie brakuje nauczycielom, którzy codziennie starają się dać uczniom więcej, oddając jednocześnie cesarzowi co cesarskie. Za moich szkolnych czasów odwagą było mówienie w szkole o Wałęsie i Katyniu. Teraz wśród tematów zakazanych jest konstytucja, prawa człowieka, zmiany klimatyczne, niepoprawna politycznie literatura, a w czasie reformy sześciolatkowej – nauka liter i czytania w przedszkolach. Mimo to nauczyciele wciąż starają się realizować swoją misję. Ale nie powinien to być akt odwagi.
Chciałaby pani zostać ministrem, ministrą?
- Jeśli już to ministrem, bo feminatywy nieszczególnie mi odpowiadają, ale szanuję tych, którzy je wybierają. Jestem już za stara, żeby grzeszyć fałszywą skromnością. Jeśli byłaby taka wola i ktoś widziałby we mnie potencjał, to jak najbardziej. Póki co liderzy partii politycznych nawet nie wiedzą o moim istnieniu.
Rola eksperta to za mało. To, że nas do tej pory nie słuchano właśnie z tego wynika. Uważaliśmy, że wystarczy informować, apelować, doradzać. Nagadaliśmy się już sporo. Żeby dokonać zmian, trzeba mieć realny wpływ. Taki realny wpływ daje stanowisko ministra.
Były już takie propozycje?
- Ministerialne nie. Dostałam propozycję startu w wyborach parlamentarnych 2023. Rozważam ją, ale to nie jest mój główny cel. Kampania po prostu daje szansę mówienia do większej liczby ludzi, przekonywania do swoich pomysłów. Jako dyrektor szkoły mam ograniczone możliwości. Zaraz się zacznie rok szkolny i pani kurator będzie dokładnie śledzić wszystkie moje wpisy na Facebooku i przyśle mi milion kontroli po drodze.
Miała pani takie?
- Nie tylko ja, ale mam nadzieję, że niedługo to się skończy.
Zbliża się wielkimi krokami rok szkolny 2023/2024. Jaki będzie?
- To zależy od tego, jak potoczą się wybory i która opcja zwycięży. Póki co trudno mówić o wyraźnej zmianie, bo po jednej i po drugiej stronie widzimy od lat te same twarze. Mam jednak nadzieję, że zmieniło się nasze myślenie o państwie i odpowiedzialności.
Kolejny rok szkolny z ministrem Czarnkiem na czele edukacji. Wyobraża to sobie pani?
- Nie wyobrażam sobie tego i już podjęłam osobistą decyzję. Dzieci mam już dorosłe. Spytałam męża, czy będzie w stanie mnie utrzymać. Jeśli po wyborach nic się nie zmieni, następnego dnia składam wypowiedzenie. W szkole ministra Czarnka się nie odnajdę, bo to nie jest moja bajka. To byłoby dla mnie moralne samobójstwo. Nie mogłabym chronić tych, których kocham.
Przewiduję, że nie byłabym już w stanie zapanować nad trudnymi emocjami, co odczuliby moi współpracownicy, uczniowie, rodzice i moi bliscy. Taka sponiewierana nikomu się nie przydam. Biciem głową w mur niczego nie osiągnę. Najwyżej rozbiję własną głowę. W takiej sytuacji trzeba odejść i popatrzeć na mur z innej perspektywy. Wtedy jest większa szansa na zobaczenie innego wyjścia. Odejście ze szkoły będzie takim popatrzeniem z innej perspektywy. Walczyć nie przestanę.
RadioZET.pl