Oceń
W Zespole Szkół Rzemiosła w Łodzi w tym roku fizyki nie będzie, przynajmniej w części klas. Dyrektor matematyka też już nawet nie szuka, bo wie, że nie znajdzie. Ma trzech innych, to rozdzieli im nadgodziny.
- Tydzień temu dowiedziałem się, że matematyczka bierze urlop dla poratowania zdrowia, podobnie jak anglista - wyjaśnia skąd braki kadry tuż przed powrotem do szkół Marcin Józefaciuk, dyrektor ZSR w Łodzi. Sam jest anglistą, i tylko dzięki temu z tym przedmiotem będzie trochę łatwiej.
- Jak już nie będzie komu dać, to ja wchodzę i uczę. W ramach wolontariatu - mówi, bo obowiązki dyrektorskie musi wypełnić, tylko już po godzinach.
- Może nie widać, nie słychać, ale drżę – stwierdza Paweł Maślej, dyrektor SP nr 5 w Krakowie i opowiada, jak u niego wygląda kompletowanie kadry. Najpierw stawał na głowie, żeby znaleźć nauczyciela hiszpańskiego. Po miesiącach niepewności udało się - młodzież uczyć będzie rodowity Hiszpan. Pewnie będzie kłopot z porozumiewaniem się, ale najważniejsze, że jest. Godziny angielskiego dyrektor rozdzielił już pomiędzy czterech pracujących anglistów. Szukał jeszcze biologa. Udało się znaleźć w sierpniu, ale gdy wystawił skierowania na badania pracy, dostał informację, że kandydat jednak rezygnuje. Innych CV nie ma.
- Do tego w ubiegłym tygodniu okazało się, że wycofał nam się trener piłki nożnej - wspomina Maślej. - Stąd dyrektorzy drżą, bo do 1 września nie możemy być niczego pewni - dodaje.
Matematyk - wpłynęła jedna oferta, ale kandydat nie miał pełnych kwalifikacji. Fizyk – nie wpłynęła żadna oferta. Oligofrenopedagog (pracuje z dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie) – cztery wakaty, kilka ofert, dwie osoby się zdecydowały, dwa miejsca wciąż wolne. Tak tuż przed powrotem do szkół wygląda poszukiwanie pedagogów w Zespole Szkolno-Przedszkolnym nr 12 we Wrocławiu.
- Takie sytuacje się zdarzały, ale ten rok jest wyjątkowy – stwierdza Izabela Wojtycka, dyrektorka ZSP nr 12.
Powrót do szkół za dwa dni i 13 tys. wakatów
Z brakiem chętnych do uczenia szkoły i przedszkola rzeczywiście borykają się od czterech, pięciu lat. Kulminacyjny pod tym względem był rok po ostatecznym zamknięciu gimnazjów, a przede wszystkim po największym od lat strajku w oświacie, który nie przyniósł oczekiwanych podwyżek. Kto mógł odchodził na emeryturę, świadczenia kompensacyjne, albo zmieniał branżę.
W ubiegłe wakacje dyrektorzy odetchnęli – przez pandemię koronawirusa i zachwiania na rynku pracy budżetówka stała się bezpiecznym portem i część osób, która np. wcześniej uczyła, a potem zdecydowała się na własną działalność, do szkół wróciła. Tylko jak się okazuje, nie na długo. Na dwa dni przed powrotem do szkół wciąż jest kilkanaście tysięcy wakatów (czasem to cały etat, czasem pojedyncze godziny).
- Zmienia się to, raz jest więcej, raz mniej, ale to cały czas ok. 13 tys. wolnych miejsc - precyzuje Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka Związku Nauczycielstwa Polskiego, opierając się na danych z kuratoryjnych banków pracy dla pedagogów.
Przede wszystkim ze szkół odeszli starsi nauczyciele, którzy dostali uprawnienia emerytalne. Obawiają się, że zajęcia online wrócą, a takiej pracy nie chcą. Z powodu nauki zdalnej sporo osób, tak jak w Zespole Szkół Rzemiosła w Łodzi, zdecydowało się na urlopy dla poratowania zdrowia. Po kilkunastu godzinach dziennie przed laptopem mają problemy z oczami, z kręgosłupem, albo w ogóle z kondycją psychiczną. Tak jak np. Kasia, polonistka z Łodzi. W pandemii prawie nie spała, wylądowała u psychologa. Teraz boi się, że nie rozpozna uczniów, a przede wszystkim boi się, że wróci nauka zdalna i uczucie zwierzęcia zamkniętego w klatce, które towarzyszyło jej przez ostatni rok. Dlatego postanowiła, że jeśli wróci przed komputer, to bierze urlop dla poratowania zdrowia.
Ania, też polonistka, o urlopie nie myślała, tylko od razu złożyła wypowiedzenie, bo jak stwierdziła, za stara jest na numery ministra Czarnka i zmiany, jakie chce wprowadzać. Wdrożyła się w marketing i sprzedaż reklam internetowych, zostaną jej jeszcze korepetycje.
- Ale bez napinki, ciśnienia. Szkoła zrobiła się toksycznym miejscem – stwierdza. Wypowiedzenie złożyła w maju.
Praca dla matematyków, biologów, katechetów...
Dyrektorzy teoretycznie mieli czas, by przez wakacje skompletować kadrę, ale nie jest to jednak takie proste. W kwietniu dyrektorka wrocławskiego ZSP nr 12 miała pierwszą turę rozmów, kolejna była w maju, potem w czerwcu.
- Z tymi, z którymi byliśmy już umówieni, przez wakacje rezygnowali i to, co zostało ustalone, od nowa trzeba organizować. Stąd kumulacja problemów w ciągu dwóch ostatni tygodni sierpnia – wyjaśnia Wojtycka.
Maria Suwaj-Proszak, dyrektorka XV LO w Krakowie od kwietnia szukała informatyka. Udało się znaleźć fizyczkę, która może mieć też godziny z informatyki. Teraz okazało się, że biolożka jest w ciąży, więc poszukiwania zaczęły się od nowa. Wpłynęła jedna oferta na maila i jedna telefonicznie, z czego ten pierwszy kandydat już się wycofał.
- Po co mam jeździć przez pół Krakowa, skoro mogę przebierać w ofertach i wybrać szkołę pod domem – dodaje Maślej. Z takimi sytuacjami miał nieraz do czynienia.
Często kandydaci, którzy wysłali CV, stwierdzają też, że jeszcze poczekają – to głównie osoby z uprawnianiami pedagogicznymi, które straciły pracę np. w gastronomii przez pandemię, ale liczą, że jeszcze uda im się odbudować biznes.
W efekcie brakuje niemal wszystkich: głównie tych od przedmiotów ścisłych, ale nie tylko. Studnia bez dna – tak dyrektorzy szkół mówią o nauczycielach języków obcych, zwłaszcza hiszpańskiego, na który decyduje się coraz więcej podstawówek czy liceów. Gdy dyrektor SP nr 5 w Krakowie pytał znajomych dyrektorów o takiego pedagoga, nieraz nawet nie odpowiadali, bo bali się, że ktoś im podbierze nauczyciela.
W Zespole Szkół Rzemiosła w Łodzi wielu rodziców chciało, by był hiszpański, ale dyrektor od razu odmówił, bo wiedział, co się dzieje. Zastanawiał się nad rosyjskim, ale o młodego nauczyciela i tu było trudno.
- Znaleźć dobrego katechetę, o to też wbrew pozorom niełatwe. Dzieciaki rezygnują z religii nie dlatego, że są niewierzący, tylko przez nauczyciela - mówi Józefaciuk.
Za przydzielanie katechetów odpowiada co prawda wydział katechetyczny przy archidiecezji i do ZSR w ubiegłym roku, owszem, skierowano księdza, ale trzy dni pracował też w Łasku. Ułożenie planu graniczyło z cudem. Józefaciuk szukał kogoś na pół etatu, ale nie było chętnych. Sytuację uratowała pandemia – nauczyciel łączył się w jednym czasie z dwóch komputerów, z dwoma szkołami i tak prowadził lekcje. W tym roku zrezygnował.
Z przedszkola do szkoły
Gigantyczne braki są w przedszkolach. Agnieszka Wojtczak, dyrektorka przedszkola nr 100 w Warszawie, potrzebowała trzech pedagogów. Oferty wystawia od lipca. Przez pierwszą część wakacji znalazła dwie osoby, trzeciej nie ma. I ofert też już nie ma. Tuż przed naszą rozmową po raz kolejny odświeżyła ogłoszenia.
Powód ogromnej liczby wakatów? Emerytury, urlopy dla poratowania zdrowia, ale też przejścia z przedszkola do szkoły. Tam jest niższe pensum (tygodniowo to 18 godzin zajęć przy tablicy, a w przedszkolu min. 22 godziny), w dodatku przedszkola to placówki nieferyjne, tzn. że pracują w ferie zimowe, czy w wakacje, więc nauczyciele, jeśli zostają w edukacji, to wolą szkołę. Chociaż branżę też zmieniają. Tak zrobiła np. Martyna, która uczyła w przedszkolu na Śląsku. Zawsze miała talent plastyczny i dorabiała sobie jako dekoratorka ślubna. Zleceń miała coraz więcej i z przedszkola odeszła. Kiedy pandemia zamroziła branżę weselną, wróciła do dzieci, ale teraz, jak mówi, po niemal półtorarocznej przerwie jest boom na śluby i od zleceń nie może się opędzić. Do przedszkola po wakacjach więc nie wraca. Zarobi dwa razy tyle, pracując dwa razy mniej.
Ten rok jest szczególny jeszcze pod jednym względem: dramatycznie brakuje nauczycieli wspomagających, tzn. jeśli dziecko ma np. orzeczenie o autyzmie, to musi mieć przypisanego do siebie nauczyciela, bo w dużej grupie nie jest w stanie pracować bez wsparcia.
- Zwiększyła się liczba dzieci z orzeczeniami o potrzebie kształcenia specjalnego, stąd zwiększone zapotrzebowanie – wyjaśnia Wojtczak z warszawskiego przedszkola.
Dyrektorzy też w tym wypadku są w kropce, bo orzeczenia spływają niemal do 1 września, nie da się więc wcześniej takiego nauczyciela zorganizować. Ratują się wtedy często logopedami i nauczycielami świetlicy.
Matematyko-fizyko-optyk najbardziej pożądany
Izabela Wojtycka, dyrektorka ZSP nr 12 we Wrocławiu, liczy, że jak podwójny rocznik przejdzie przez szkoły średnie, to uwolnią się chociaż etaty matematyków, fizyków. Na razie dzięki innym dyrektorom przed wakacjami znalazła chemika. Z matematyki rozdaje nadgodziny. Żeby pozyskać oligofrenopedagogów napisała nawet do Dolnośląskiej Szkoły Wyższej i zachęcała studentów, którzy kończą wychowanie przedszkolne, pedagogikę, czy studia podyplomowe, by przyszli do szkoły. Co z fizyką?
- Nie wiem – przyznaje. Zastanawia się, czy nie wystąpić o zgodę do kuratorium, by tego przedmiotu uczył np. matematyk, czyli osoba ze zbliżonymi kwalifikacjami. W trakcie roku doszkoli się. W XV LO w Krakowie może być podobnie - jeśli nie uda się znaleźć biologa, na razie zastępstwa będzie mógł mieć nauczyciel geografii.
- Ale cały czas mamy nadzieję, że jeszcze się ktoś znajdzie – zaznacza Maria Suwaj-Proszak, dyrektorka liceum.
- Na starcie nie wolno mówić, że mecz przegramy – dodaje Maślej z krakowskiej podstawówki, choć już szuka wariantu B. Bo jeśli nawet biolog i trener znajdą się, to pewnie nie od 1 września. Uczniowie dostaną więc zastępstwa z nauczycielami, którzy będą mieli okienka. Przedszkolom również zostają zastępstwa, nadgodziny, w ostateczności skrócenie czasu pracy.
- Zmieniamy ramowe plany nauczania. Ministerstwo daje taką możliwość, więc korzystamy – zapowiada z kolei Józefaciuk z ZSR w Łodzi.
Uczniowie w ciągu pięciu lat nauki muszą mieć np. cztery fizyki, ale dyrektor może ustalić czy i ile godzin będzie w którym roku. Dlatego na razie fizyki nie będzie, a przed najbliższy rok dyrektor będzie namawiał matematyków, by robili uprawnienia do innych przedmiotów. Tylko i te możliwości się kończą.
- Mamy np. matematyko-fizyczko-optyczkę, w dodatku emerytkę, więcej przedmiotów już uczyć nie może – mówi Józefaciuk.
Brak nauczycieli przedmiotów zawodowych
Z brakiem nauczycieli przedmiotów ogólnych już się pogodził. Największą bolączką jest brak kadry do przedmiotów zawodowych. ZSR poszukuje instruktora jazdy ciągnikiem, specjalistów od architektury krajobrazu i wszystkich specjalistów do nauki w klasach technik hodowca koni i jeździec.
- To nie jest tak, że w wakacje szukam, ja ciągle szukam. Z kimkolwiek rozmawiam, to jest wieczne pytanie: a nie macie kogoś? Gdy egzaminator przyjeżdża na egzaminy zawodowe, to od razu łapię go i pytam, a nie chciałby pan trzech godzin? Ostatnio naszego nauczyciela optyki pytałem, czy jego żona nie skróciłaby urlopu macierzyńskiego i nie przyszła do nas na parę godzin – opowiada Józefaciuk.
Z nauczycielami przedmiotów zawodowych jest największy problem, bo jako specjaliści w prywatnych firmach i przedsiębiorstwach zarobią dwa, trzy razy tyle co w szkole. Józefaciuk do tej pory wspomina rozmowę z optykiem, który gdy usłyszał, jaka jest pensja, spytał, czy to wypłata tygodniowa.
Na razie dyrektorowi zostaje przekonywanie emerytów - kadra w 10 proc. i tak już składa się właśnie z nich. W ostateczności zostaje ratowanie się nadgodzinami – rekord to skok z 20 godzin do 30, czyli półtora etatu.
W Zespole Szkół Ponadpodstawowych nr 5 w Łodzi w tym roku na przedmiotach zawodowych w pierwszych klasach z kolei nie będzie podziału na grupy.
- Nauczyciel, którzy miał uczyć grupę 15 osób, będzie uczył 30. Po raz pierwszy mam taką sytuację. Słabe, zwłaszcza że to pierwsze klasy, które zwyczajnie jeszcze czasem rozrabiają – mówi Małgorzata Piątkowska, dyrektorka szkoły.
Ale wyboru nie ma. Brakuje jej specjalisty od sterowania ruchem do klasy technik transportu, więc ten który jest będzie miał lekcje z całymi klasami. Nauczyciela, który mógłby prowadzić przygotowanie do licencji maszynisty, nie ma w ogóle.
- Będziemy te zajęcia przerzucać na kolejne lata – stwierdza Piątkowska. O nauczycieli-specjalistów zwróciła się do wszystkich możliwych spółek PKP, nikt się nie zgłosił.
RadioZET.pl
Oceń artykuł